Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.



Rowerowanie w liczbach:


Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...

- dystans: 34312.14 km

- w terenie: 2208.10 km

- średnia prędkość: 17.84 km/h

- prędkość maksymalna: 60 km/h

- najdalej: 331 km
więcej

- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej

Więcej o mnie.

Przebiegi roczne:

2018 - wciąż do przodu ;)
button stats bikestats.pl
2017
button stats bikestats.pl
2016
button stats bikestats.pl
2015
button stats bikestats.pl
2014
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2009
button stats  bikestats.pl

Dnia 23.06.2015 stuknęło
50 000 odwiedzin :)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Goofy601.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:4781.30 km (w terenie 176.00 km; 3.68%)
Czas w ruchu:241:06
Średnia prędkość:19.83 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:3889 m
Liczba aktywności:34
Średnio na aktywność:140.63 km i 7h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
312.00 km 0.00 km teren
15:12 h 20.53 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:
Podjazdy:3889 m

Maraton Podróżnika 2021 - Dylągówka

Sobota, 12 czerwca 2021 · dodano: 25.06.2021 | Komentarze 0

A więc stało się. Po dwuletnich staraniach Maraton Podróżnika zawitał w Bieszczady. Zeszłoroczne zawirowania związane z epidemią, zakończyły się przesunięciem terminu o miesiąc ale i przyniosły wspaniałą trasę przez Podhale, Spisz i Beskidy. Trasę na moim terenie co ważne szczęśliwie ukończoną z około godzinnym zapasem :). W tym roku natomiast, wreszcie pojawia się okazja zwiedzenia rowerem sporego kawałka Bieszczad i okolicznych pogórzy. W to mi graj. Jedziemy!

Poprzednia edycja z bazą zlokalizowaną raptem godzinkę jazdy od domu pozwoliła wyruszyć na trasę niemal w kapciach ;) Tym razem jest do pokonania ponad 300km w jedną stronę, zatem do logistyki przykładam większą wagę. Wszak wszystko co potrzebne trzeba zabrać ze sobą, a i zapowiadają burzę na wieczór. Pierwszy raz od początku istnienia MP. Ostatnie 4 dni przed wyjazdem prócz pakowania i bieżących modyfikacji roweru zajmują mi negocjacje z „Górą” czy tej zapowiadanej burzy nie dało by się czasem zamienić na deszcz… ;) W deszczu jak wiadomo od biedy da się jechać , burza w górach oznacza jedynie kłopoty.

Póki co, w dniu wyjazdu jest dość upalnie, ale na sobotę zapowiadają ochłodzenie i w miarę stabilne temperatury. Po kilku godzinach przyjemnej jazdy autostradą oraz przebiciu się przez Rzeszów docieram do Bazy. Położony na malowniczym wzniesieniu ośrodek jeździecki Boska Dolina wygląda zachęcająco. Na miejscu spora już grupka uczestników, trwa rejestracja, rozbijanie namiotów i wieczorna integracja. Załatwiam formalności póki jest jeszcze widno rozbijam namiot na polance z widokiem na zachodzące słońce i koniki :) Ciemne chmury na niebie rozpływają się w niebyt, zostaje ciepły prawie letni wieczór. Głośne burczenie w brzuchu przypomina mi, że zaaferowany tym wszystkim od dłuższego czasu nic nie jadłem. Pora zatem udać się na wieczorną integrację przy ognisku. Tak, właśnie- integrację. Rok temu zostaliśmy tego pozbawieni, nie było wspólnej bazy a zawodnicy zbierali się jedynie na start. W tym roku wreszcie powiew normalności. Wszelkiej maści rowerowi zapaleńcy dyskutujący przy ogniu do nieraz późnych godzin wieczornych. Tyle dawno nie widzianych znajomych twarzy w jednym miejscu :) Mimo wspaniałej atmosfery trochę mi się jednak rozmowa nie klei. Może to kwestia niedospania, a może coś się jednak przez ten rok w głowie poprzestawiało i trudno skrócić dystans (społeczny ;))… Gdyby to jednak to pierwsze, postanawiam skorzystać z okazji i wyspać się przed startem. Udaje mi się to wyśmienicie :)

Wyspany jak mało kiedy zabieram się za przygotowania. Rower z obawy przed zamoczeniem nocował w aucie. Wypadało by go poskładać, wyregulować, spakować. Starczyło czasu by wrzucić w siebie pyszny przygotowany przez Elę makaron na ciepło, a nawet umyć zęby, nim w sanitariacie zrobi się przedstartowy tłok ;) Na spokojnie upakowałem wszystko co trzeba, uprzątnąłem namiot i z odebranym nadajnikiem GPS ustawiam się na linii startu. Wreszcie. Pierwszy maraton w sezonie. :) Tradycyjnie mam mieszane uczucia gdy mając przed sobą 4000m przewyższeń staję na starcie z zapakowanymi dwiema sakwami :P Wszędzie smukłe odchudzone szosóweczki i gravele z bagażem wylajtowanym do minimum. Niby wiem, że taki właśnie załadunek wynika z przyjętej i dopracowanej strategii, niby wiem, że dam radę, bo to już nie pierwszy raz ruszam takim zestawem, ale i tak w tym profesjonalnym gronie czuję się trochę jakbym jechał na ryby :P No nic, pora zarzucić wędkę…

Na początek krótki zjazd po kamienistej drodze gruntowej wzdłuż płotu ośrodka, zaraz potem … pierwszy podjazd J Odpuszczam grupę, redukcja i jadę swoje pod górkę. Na szczycie zadyszka, trochę ciągną w dół te sakwy. No ale przecież w stosunku do zeszłego roku i tak zmniejszyłem ich masę początkową o jakieś 2 kg :P Trzeba złapać rytm. Póki co zjazd i pierwsze widoki. Rytm przychodzi za następną górką. Jak na tak wczesną godzinę jest ciepło ale jedzie się dobrze. Jest pięknieee :D Dobra nawierzchnia i dłuuugie zjazdy, które same pozwalają się rozpędzać bez zbędnego duszenia hamulców. No i co rusz piękne panoramy.Na podjeździe wyprzedzam kilku zawodników. Chwilę później zauroczony widokiem przestrzeliwuję zakręt. Nadrabiam pod górkę po paru minutach znów wyprzedzam te same osoby :P Na końcu kolejnego zjazdu zakręt z tabliczką „uwaga przełomy”. Pierwszy raz coś takiego widzę. Cóż to są te „przełomy”? Gdy na horyzoncie widzę jak auto z przeciwka podąża powolutku slalomem od krawędzi do krawędzi szosy zaczynam rozumieć. Sporej wielkości leje w asfalcie, głębokie i nie załatane niczym. Rozsiane gdzie popadnie. Faktycznie lepiej w nie nie wpaść. Po przełomach znów przyzwoita droga, za chwilę tarka i żwirek… Zaczynam przypuszczać, że tutejsi mieszkańcy znają tyle rodzajów asfaltu co Eskimosi śniegu ;)Kawałek dalej na rozjeździe mija mnie Paweł Pieczka z Koleżanką. Chwali skarpetki TdS i jedzie dalej. Niestety nie dam rady utrzymać koła ;)

A trasa mija spokojnie, słoneczko przypieka coraz mocniej, na szczęście jest też wiatr, który na odsłoniętych terenach przynosi niemałą ulgę. Organizatorzy zadbali o urozmaicenia – na krótkim odcinku nasza trasa pokrywa się z dystansem 500km i mamy okazję na wymianę pozdrowień. :)
Początkowy odcinek wręcz najeżony jest podjazdami o dużym nachyleniu. Z mniejszym lub większym trudem wszystkie póki co wchodzą bez zatrzymywania. W tym roku pierwszy raz wydrukowałem sobie profil wysokościowy by na nim odliczać odległości do kolejnych strategicznych punktów wycieczki. Więcej tego nie zrobię… W orientacji nie pomagał wcale, a przy większym zmęczeniu tylko szyderczo szczerzył zębiska gdy w palącym słońcu usiłowałem oszacować na który „pik” właśnie się wspinam :P

Wbrew wcześniejszym obawom widzę całkiem sporo otwartych sklepów. Przy niektórych z nich nawet biesiadują już pierwsi utrudzeni. Ja pierwszy postój zaliczam dopiero na 80km w Birczy. Odbijam trochę z trasy bo według Googla ma tu gdzieś być stacja Orlenu. Zjeżdżam i zjeżdżam a stacji niema. Jest za to Groszek. OK, niech będzie! Pod sklepem zmęczony „upałem” pan zagaduje o 2zł a nawet o 3… Jak nie pomóc człowiekowi w potrzebie. W przypływie głębokiego wzruszenia wyznaje że ma na Śląsku 2 siostry, życzy udanej podróży i ze dwa razy błogosławi na drogę :D Wreszcie mogę zrobić zakupy :P Nie wiedzieć czemu jakoś nie mam ochoty na batoniki czy żelki więc zaopatruję się w pełny wkład do bidonów , coś tam na zapas a na pragnienie na szybko duża maślanka truskawkowa i banan wieziony jeszcze z bazy. Jestem jak nowo narodzony :)

Przede mną kolejne, poważniejsze już podjazdy. Robi się bardziej dziko, więcej lasów ale nie wysokich więc na cień niema za bardzo co liczyć. Górki fajne, niezbyt strome ale i tak na szczycie każdej szukam cienia. GPS pokazuje że jestem już bardzo blisko ukraińskiej granicy. Na środku bardzo przyjemnego zjazdu trasa nagle odbija w prawo. Znów przestrzeliłem :P Tym razem wąską drogą wzdłuż rzeki. Szosa wąska na jeden samochód a i tak mijam się z jakąś wycieczką przeprawową ;) Jadę szeroką zieloną doliną. Wokół góry, lasy, słońce praży, można odnieść wrażenie jakby tu było płasko, a jednak korby kręcą się dziwnie ciężko. Toż to przecież kolejny z wysokich odjazdów na Arłamow. A nie wygląda :P Jest już 100km i koło południa. Od jakichś 2 godzin temperatura ociera się o 30’C. Zaczynam trochę zamulać. Ratuje mnie para zawodników ze startującej później grupy. Wyprzedzają mnie ale że mają odpowiednie tempo postanawiam się podłączyć .Nie siadam na kole ale staram się utrzymać w tych 20-21km/h. Trzeba przyznać że pomogli mi przetrzymać kryzys i zregenerować siły. Dziękuję.

Rozjeżdżamy się jeszcze przed końcem podjazdu gdy postanawiają dotrzeć do hotelu Arłamow by zdobyć wodę do bidonów. U mnie jeszcze troszkę jest, ale znika szybko i też wypadało by poszukać „pićstopu”. Znajduję go kawałek dalej w okolicach miejscowości Ropienka. Jadąc wśród małych szybów wydobywczych ropy naftowej trafiam na mały wiejski sklepik. Cisza, spokój, drzwi zamknięte, a w środku lokalne życie towarzyskie – mieszkańcy, którzy przyszli na trochę dłużej poplotkować z Panią Sklepową :) Robiąc zakupy przyłączam się i ja, wyjaśniając skąd ci wszyscy kolarze i że będą jeszcze dłuuu go dzisiaj jechać. Pożegnawszy się idę napełnić wodą bidony a siebie kolejną maślanką. Tym razem owoce leśne :P Przy okazji sklepu kolejna ciekawostka- zarówno w Groszku w Birczy jak i tutaj wyszedłem z całym naręczem zakupów a paragon opiewał na zawrotną kwotę… 4 lub 5 zł :) Na Orlenie za taki zestaw spokojnie musiał bym zostawić ze dwie dyszki…

Pokrzepiony ludzką życzliwością i schłodzony maślanką z big milkiem ruszam w dalszą drogę. Plan zakłada jazdę swoim tempem, ale cały czas gdzieś z tyłu głowy mam świadomość że wieczorem nadejdzie burza. Jadę więc dość dynamicznie by jak najwięcej ujechać na sucho i mieć ewentualny czas na przeczekanie. Następny widokowy punkt na trasie – Solina. Po jakimś czasie docieram i tu. Widok na zaporę robi wrażenie. Podobnie jak podjazd tuż za nią. To już połowa wycieczki, upał dalej trzyma więc trudno się dziwić, że zaczynają się własne interpretacje przydrożnych szyldów. „Gruz w butach” (gaz w butlach), „Złoty grób” (złoty róg), chyba najlepiej oddają mój stan na tym podjeździe :P.

Mimo że w licznych knajpkach mijam „Naszych”, nie zatrzymuję się. W rozpisce mam na szczycie podjazdu stację benzynową z barem. Najwyższy czas na jakieś ciepłe jedzonko. Od jakiegoś czasu marzy mi się też kubek gorącej herbaty. Znak że zbliża się wieczór. Jeszcze chwila mozolnego kręcenia korbą i jest stacja, bar a w barze? Wesele :P No cóż chyba nie wypada wbijać się tak na krzywy ryj zwłaszcza że młodzi dopiero co przyjechali.Może by tak bramę zrobić i zamiast wykupnej butelki poprosić o talerz ciepłego rosołku…? Nie no, jest przecież jeszcze stacja. Niewielka ale ze sklepem :)
Ja: Dzień dobry! Poproszę hot-doga.
Sprzedawca: Obawiam się że będzie pan musiał chwilę zaczekać.
J: A ile taka chwila może potrwać?
S: Jakieś 20-25min bo dopiero nastawiłem.
J: … cudownie. To może chociaż gorącej herbatki z automatu za Panem?
S: Niestety ten automat nie podaje herbaty. Może być czekolada.
J: yyy, ok. niech Pan chociaż lodami poratuje…
Chwilę później wcinam kolejnego dziś big milka w radosnym akompaniamencie brygady quadowców tankujących swoje maszyny. W międzyczasie dojeżdża jeszcze jeden zawodnik z prośbą o popilnowanie roweru. Niema sprawy. W oczekiwaniu na kolegę ucinam sobie sympatyczną pogawędkę z Panem Emerytem, a jakże, ze Śląska, który od 20 lat przyjeżdża w te okolice ostatnio przemierzając je na rowerze elektrycznym. Rozmawia się miło ale pora jechać dalej.

Następnym punktem gastronomicznym dostępnym o tej porze jest według mojej rozpiski stacja w Lesku. 50km, jeden konkretny podjazd i dłuuugizjazd prosto do celu. Brzmi dobrze więc mobilizuję siły. Jestem godzinę przed założonym czasem więc jak się uda to z Leska wyjadę jeszcze na sucho a może nawet uda się dotrzeć do Brzozowa. Było by super :) Odcinek ten upływa mi dość apatycznie na trzymaniu tempa, omijaniu dziur w drodze i podjadaniu zapasów z sakwy. Nie przypuszczałem że zjazd może się dłużyć. Wreszcie jest 200km trasy – Lesko.Nawrotka na rondzie i już zamawiam wymarzonego hot-doga bez sosu z wielkim kubkiem herbaty… i małą maślanką by mi się nie nudziło czekanie aż przestygnie :P Przesiaduję tu troszkę dłużej, planuję ostatnie 100km, tankuję do pełna. W międzyczasie podjeżdża ekipa Szybkiego Kopyta. Będziemy się jeszcze mijać na trasie :)
Odpoczęty i zadowolony ruszam w dalszą drogę. Upał odpuścił, zaczął się miły ciepły wieczór. Z tej radości przestrzeliłem już pierwszy zakręt przy Orlenie i poleciałem na Sanok. Taka ładna droga była… ;) Poprawiam i mknę dalej przed siebie. Jedzie się pięknie. Nie ważne że asfalt znów trochę się pogorszył i trzeba lawirować między dziurami w sposób zamaszysty. Ważne że już nie grzeje i realne wydaje się dojechanie do Brzozowa na sucho.

Rozpoczynam podjazd pod malownicze serpentyny. Super sprawa. Kąt nachylenia niewielki, powoli zdobywam kolejne pięterka, z każdym następnym coraz rozleglejszy widok. Bajka. Po drodze wyprzedzają mnie chłopaki z Szybkiego Kopyta. Całkiem długo utrzymuję ich w zasięgu wzroku. Albo mi tak wróciły siły albo oni coś wolno jadą… ;) W końcu urywają mnie definitywnie. Zjeżdżam więc sobie spokojnie do Tyrawy Wołoskiej.Następnie w Mrzygłodzie most z metalowych płyt wraz z tablicą napominającą kierowców by przejeżdżać powoli bo wydaje uciążliwe dźwięki ;)

Na niebie coraz ciemniej i to niestety nie jest zapadający zmrok. To zbierają się chmury na nieuniknione. Na szczęście nie słyszę grzmotów. Przede mną dwa dość ostre podjazdy (i zjazdy :)) z bardzo dobrą nawierzchnią. Na drugim zaczyna kropić. Ciężkie krople leniwie spadają na ziemię póki co nic groźnego ale przywdziewam deszczową kurtkę by się potem nie szamotać. Jeden zjazd serpentynami i zaczyna padać mocniej.W pewnym momencie zaczyna regularnie lać. Jest już ciemno, a że jadę przez jakąś wioskę to zatrzymuję się przy pierwszej latarni i nora do sakw po spodnie wodoodporne. Nie chcę przemoczyć butów. Rower nie chce stać prosto, osuwa się, deszcz leje na głowę… Opieram o jakieś słupki, nic nie działa. Patrzę, a tuż obok stoi opuszczona drewniana chałupa. No z nieba mi spadłaś! :D Dach z szerokim okapem, w sam raz by się schronić z rowerem. Ubieram spodnie i czekam. Deszcz nie odpuszcza. Mija mnie kilku jadących zacięcie prawie na ślepo zawodników, a tu zacina coraz bardziej. Chcąc nie chcąc przenoszę się na bardziej osłonięty choć mocno przerzedzony ganek. Deszcz bębni o dach, a popękane zakurzone szyby przywodzą na myśl różne dawno zapomniane historie o nawiedzonych domiszczach :P No ale ten jest przyjazny. Przecież daje mi schronienie :) Wtem coś za plecami robi stuk, stuk, stuk… chwilę potem puka mnie delikatnie w ramię… No ładnie! Okazuje się że wiekowy daszek ganku również zaczął przeciekać i wielkie krople spadają teraz na mnie i na rower.Nic to, i tak mokry na metę będę jechać. Przywdziewam jeszcze gumowe rękawice do prac chemicznych, które specjalnie na tę okoliczność wiozłem w sakwach. Wszystko zaplanowane :P

Jest mokro, ale przez ubranie nie przechodzi. Ekran Garmina natychmiast wypełnia się wodą. Cóż, jeszcze nigdy nie testowałem go w deszczu. Podobno jest wodoodporny. Mam nadzieje że wytrzyma. Co ciekawe, grube rękawice z gumowymi paluchami działają świetnie na dotykowym ekranie :P Sytuacja się stabilizuje. Pada umiarkowanie lub nawet z przerwami. Mijam stację w Dydni, nie ma sensu tracić czasu, nie zjadłem jeszcze zapasów. Kierunek Brzozów! Droga upływa na omijaniu dziur w zalanej drodze, jest ciemno, nic za bardzo nie widać. Ale jedzie się nieźle i wciąż mam dobry czas.
Brzozów wita mnie okienkiem pogodowym. Sprawnie odnajduję stację, ale nie zabawiam tu długo bo o tej godzinie jest spory ruch około-imprezowy. Mnóstwo aut podjeżdża uzupełnić zapasy ;) I ja uzupełniam bidony i w drogę. Okienko może się skończyć a do mety już tylko 40km :D

Droga jest mokra, nad drogą unosi się mgła. Tak do wysokości kierownicy. Hamulce dogorywają a ja podjeżdżam ostatni większy podjazd. Podobno najpiękniejsze serpentyny na trasie- Izdebki przyjdzie mi pokonywać w nocy, w deszczu i mgle do pasa :P Mimo to jest urokliwie. Mimo że tylny hamulec ostatecznie umiera ;)
Dalszą drogę do Dynowa urozmaicają dzikie hordy przemierzających ulicę żab. Jedne mniej, drugie bardziej płaskie… Te pierwsze zamiast szybciutko przeprawić się na drugą stronę w podskokach przedłużając swój żabi żywot, dostojnie kroczą noga za nogą nie zaważając na mijających je rowerzystów ;)
Dynów mija bez echa. Ostatnie 10km do mety. Raz pada a raz nie, mokre buty trochę ciążą, łańcuch charczy przy próbie zmiany przełożenia, ale już niedaleko. Gdyby nie to że rower nie domaga to mógłbym tak jeszcze jechać . Siływróciły. No cóż może się jeszcze wydarzyć? Ano może – trach łańcuch spada… I załóż go teraz człowieku w tych gumowych kulfonach :P:P:P. Zdecydowanie pora już kończyć na dziś. Trzymając latarkę w zębach uporałem się z łańcuchem a umorusane paluchy wytarłem o znalezioną nieopodal babkę lancetowatą. Małżonka zawsze powtarza że ma ona wiele pożytecznych zastosowań :P Pora w drogę :)
Jest koło pierwszej w nocy. Trochę już nie kontaktuję. Tym większa radość, że „jeszcze jeden podjazd na koniec” okazał się być jednak zjazdem :P Jeszcze tylko wyminąć ze cztery żaby, podjechać pod górkę po mokrych kamerdolcach iiii... METAAA!!! :D:D:D

Na miejscu czeka już ekipa Koło Ultra. Jest medal, są gratulacje (już bez rękawic), jest satysfakcja :D Jest też porcja pysznego wege-makaronu na kolację :)
Jeszcze tylko krótka pogawędka z dojeżdżającymi zawodnikami, urządzanie namiotu (zaczęło znowu lać) i wyłuskiwanie się z mokrych ciuchów, którego opis dla przyzwoitości pominę, choć mógłby być ciekawy gdyż miało to miejsce w przedsionku namiotu ;)
W ciepłym i suchym śpiworze znów wyspany jak rzadko.

Podsumowując:
Czas: 17:42
Miejsce 54/75
Wspaniała przygoda, nowe trasy, pierwszy raz w Bieszczadach rowerem, piękne widoki, rekordowo szybkie zjazdy, kilka nowych gmin do kolekcji J
Autorowi trasy raz jeszcze dziękuję za świetną robotę ( miałem okazję poznać osobiście)
Organizatorom za profesjonalizm i jak zwykle świetnie przygotowaną imprezę.
Uczestnikom za niepowtarzalny klimat jaki towarzyszy Maratonom Podróżnika od początku :)

Do następnego!!!

Kategoria >100km, Odkrywczo


Dane wyjazdu:
103.00 km 0.50 km teren
04:53 h 21.09 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:7.0
Podjazdy: m

Po auto do mechanika :)

Sobota, 24 marca 2018 · dodano: 29.03.2018 | Komentarze 1

Gdy trzeba odebrać auto z warsztatu a za oknem wreszcie ładna pogoda :)

- Dzień dobry.
- O, dzień dobry! Toś ty aż z Helenki na rowerze przyjechał?
- Nie no, z Bielska...
- ...yyy...(mina bezcenna) .... ale żyjesz???

Autko wreszcie chodzi jak należy. Po zimie pora przejrzeć rower :)

Bielsko-Czechowice-Pszczyna-Suszec-Orzesze-Paniówy-Borowa Wieś-Zabrze-Biskupice-Bobrek-Karb-Stroszek-Tarnowskie Góry.
Kategoria Odkrywczo, >100km


Dane wyjazdu:
172.50 km 6.80 km teren
08:18 h 20.78 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:8.0
Podjazdy: m

Na giełdę staroci :)

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 29.03.2018 | Komentarze 1

Tak jakoś wyszło, że ostatnio mam nieco dalej na Giełdę Staroci do Bytomia. Ale co tam, po prostu trzeba wcześniej wstać ;)

Bielsko-Bytom-Bielsko
Kategoria Odkrywczo, >100km


Dane wyjazdu:
331.80 km 0.00 km teren
16:44 h 19.83 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:24.0
Podjazdy: m

Maraton Podróżnika 2017 :D

Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 03.12.2017 | Komentarze 2

I znów stanąłem na starcie Maratonu Podróżnika. Ta impreza uzależnia, uwodzi klimatem :). Dystans tradycyjnie 300km. Sobota i niedziela wśród pięknych karkonoskich krajobrazów. Udało się ukończyć, nawet w środku stawki. Czas minimalnie gorszy niż ostatnio, ale za to 30km więcej w nogach ;) Ja chcę jeszcze raz :D
Kategoria >100km, Odkrywczo


Dane wyjazdu:
128.80 km 6.80 km teren
06:20 h 20.34 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy: m

Wisła, zameczek i inne takie :)

Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 03.12.2017 | Komentarze 0

Kategoria >100km, Odkrywczo


Dane wyjazdu:
100.50 km 2.40 km teren
04:59 h 20.17 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy: m

Powrót do Bielska :)

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 03.12.2017 | Komentarze 0

Kategoria >100km


Dane wyjazdu:
206.60 km 2.00 km teren
10:43 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:11.0
Podjazdy: m

Góra Św. Anny + nowe gminy ;)

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 03.12.2017 | Komentarze 0

I pomyśleć że zbierałem się do tej wycieczki od paru lat. Trzeba było przeprowadzić się prawie 100km dalej by się w końcu ruszyć :P
Trasa przez Racibórz by zaliczyć kilka brakujących gmin. Po drodze krajobraz okołopowodziowy. Podtopienia, płynące Odrą drzewa itp. Powrót na kolację do Rokitnicy :)
Kategoria >100km, Odkrywczo


Dane wyjazdu:
100.80 km 0.60 km teren
04:53 h 20.64 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy: m

Uroki Małopolski na wiosnę ;)

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 03.12.2017 | Komentarze 0

Bielsko-Hałcnów-Pisarzowice-Wilamowice-Zasole Bielańskie-Zasole-Skidzin-Wilczkowice-Rajsko-Oświęcim-Babice-Broszkowice-Gromiec-Bobrek-Broszkowice-Babice-Oświęcim-Rajsko-Brzeszcze-Jawiszowice-Dankowice-Stara Wieś-Bestwina-Bielsko
Kategoria >100km, Odkrywczo


Dane wyjazdu:
117.00 km 0.00 km teren
05:40 h 20.65 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy: m

Krótka rzecz o wytyczaniu objazdów w górach ;)

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 06.01.2017 | Komentarze 2

Wielokrotnie już pewnie wspominałem, że wciąż zaskakuje mnie specyfika jazdy po górach ;) Tu wszystko jest inaczej zorganizowane niż na dobrze mi znanym Śląsku. Przykładowo - gdy znudzi nam się jazda tą samą trasą w konkretne miejsce, odruchowo szukamy drogi alternatywnej. Do tej pory nie było z tym najmniejszego kłopotu. Wybierało się jakąś ścieżkę w odpowiednim kierunku i prędzej czy później trafiało pod wskazany adres nadkładając co najwyżej kilkanaście kilometrów. Co innego, gdy na drodze stoją nam pokaźne pasma górskie... a akurat nie jesteśmy fanatykami enduro ;) Wówczas próba znalezienia drogi alternatywnej może okazać się dużo bardziej skomplikowana. Tak właśnie zrodziła się dzisiejsza wycieczka :)

Trójkołowiec na bazie dwusuwowej stodwudziestkipiątki? ;) © Goofy601

Z samego rana wybrałem się do Kóz na comiesięczną giełdę staroci. Parę podjazdów na początek, ale po chwili złapałem rytm i za jakieś 30 min byłem na miejscu.

Lustereczko powiedz przecie... ;) © Goofy601

Ruch spory, wiele ciekawych rzeczy do kupienia. Zwykle jednak zapał ostudza cena lub gabaryt upatrzonego cudeńka. W końcu nie wszystko da się przewieźć na rowerze :P Taki na przykład Erich Muller z bardzo ciekawym mechanizmem przerzutek...

Erich Muller do remontu © Goofy601

Na popołudnie byłem umówiony z Elą w Ciścu. Jednakże dojazd utartą i dobrze znaną drogą przez Wilkowice i Żywiec wydawał się zbyt banalny. Opcja przez Porąbkę również jakaś taka krótka... Wszak mam przed sobą cały dzień, który można by miło spędzić na siodełku :)

Zdobyczna naklejka + 10 do bezpieczeństwa © Goofy601


Następna dostępna opcja z pominięciem górskich szczytów zawiodła mnie... aż w Małopolskie ;)

Tak więc ruszamy w nieznane ;) © Goofy601

Okazja do odbicia na południe trafiła się dopiero za Andrychowem - w Wadowicach ;)

Góry jak okiem sięgnąć © Goofy601

Most w Andrychowie © Goofy601

Reklama? :P © Goofy601

Napis jeszcze niezaktualizowany ;) © Goofy601

Skoro dotarłem już do kremówkowego grodu Papieża Polaka wypadało by trochę pozwiedzać.

Rynek w Wadowicach © Goofy601
ŚwJPII © Goofy601
Dom rodzinny JPII © Goofy601

Pamiątki? ;) © Goofy601

Na bardzo ładnie zaaranżowanym rynku nie da się nie zauważyć powiązań miasta ze Świętym. Można również zaopatrzyć się w kremówki...  na przykład z uroczego czekoladowo-miodowego Citroena ;)

Citroen H © Goofy601

A w nim... kremówki :P © Goofy601

Na wynos niestety nie potrafili zapakować ;)

Po chwili wytchnienia ruszam wreszcie na południe.

Się buduje ;) © Goofy601

Jak dotąd oddalałem się od celu wycieczki, pora więc zwrócić się we właściwym kierunku. Zaczynają się dłuższe podjazdy, ale asfalt pierwsza klasa :) Mijam budowaną od dłuższego czasu zaporę Świnna Poręba na rzece Skawie. Olbrzymi obszar między górami przeznaczony do zalania wodą robi wrażenie. Mimo to zapora nadal wygląda na nieukończoną.

Zapora Świnna Poręba © Goofy601

Tablica informacyjna przy zaporze © Goofy601

Zbiornik Świnna Poręba - aktualnie pusty © Goofy601

Pierwszy długi zjazd pozwala mi zaliczyć nową gminę - Mucharz. Małe muszki grasujące tu całymi rojami rzucają trochę światła na tajemnicza nazwę :P

Kolejny długi zjazd wzdłuż rzeki. Mimo chmur widoki super :)

Zapora w całej okazałości :) © Goofy601

Wiadukt kolejowy w drodze do Suchej © Goofy601

Chwilę później już jestem w Suchej bez Kicka ;)

Sucha Bez Kicka © Goofy601

A może jednak? ;)

Jest i Kicek :P © Goofy601

W Suchej nareszcie góry pozwalają mi odbić w kierunku Żywca. Oj wydłużyła się trochę wycieczka. Tą część trasy pamiętam z zeszłorocznego Maratonu Podróżnika. Tyle że wtedy było w przeciwnym kierunku i w środku nocy ;)

Niedaleko Stryszawy spotykam brodzącego w rzece bociana... w negatywie. Czyżby przyleciał tu w ramach zmiany turnusu? ;)

Nie jestem rasistą, ale coś tu nie gra... :P © Goofy601

Droga dalej urokliwa, ale mnie zaczyna łapać zmęczenie. Może trzeba było jednak skusić się na kremówkę? Fakt, jest cały czas pod górkę, ale przecież gdzieś się ta przełęcz musi kończyć ;) Uf wreszcie jest. Na zacisznym przystanku wcinam zasłużonego banana.

Do Żywca jakieś 30km, więc powinno być z górki. Nic bardziej mylnego ;) Zamiast skręcić w niepozorną dróżkę na Gilowice jadę prosto główną drogą trawersującą zbocze. Zamiast jechać sobie spokojnie w dół doliną rzeki Łękawki morduję się pokonując poprzecznie wszystkie potoczki do niej spływające... Chwila w dół i ostry podjazd, w dół i podjazd. Przy pierwszych trzech było to nawet zabawne. Po dziesiątym zaczęło mnie srodze mierzić ;) Jeśli ktoś lubi ćwiczyć interwały polecam ten odcinek... ;P

Gdzieś tam musi być Żywiec ;) © Goofy601
Traktorki-samoróbki, kolejny do mojej kolekcji :) © Goofy601

Uciec udało się dopiero w Łękawicy. Teraz jeszcze dwa większe pagórki i w dół do Żywca. Oj kiedy ja tu ostatnio byłem? Do rynku tradycyjnie po kocich łbach... ale ale rynek został wyłączony z ruchu kołowego. Jaka przyjemna odmiana - cisza i spokój :)

Uspokojony rynek w Żywcu © Goofy601

Najwyższy cas na kanapkę przed ostatnim odcinkiem. Pogoda robi się coraz ładniejsza, więc o kolejne kilometry jestem spokojny. Na Przybędzy kończą się płyny więc jeszcze zjeżdżam na stację uzupełnić bidon. Na miejsce docieram mniej więcej w wyznaczonym czasie. Umęczony trochę górami, ale bardzo zadowolony :) Było zdecydowanie ciekawiej niż na doskonale znanej trasie "standardowej", Jednak tak jak powiedziałem na początku - w górach ze skrótami łatwo nie jest :P

Bielsko-Kozy-Kobiernice-Czaniec-Andrychów-Inwałd-Wadowice-Świnna Poręba-Mucharz-Skawce-Zembrzyce-Sucha Beskidzka-Kuków-Las-Okrajnik-Żywiec-Wieprz-Cięcina-Węgierska Górka-Cisiec
Kategoria Odkrywczo, >100km


Dane wyjazdu:
200.90 km 0.00 km teren
09:13 h 21.80 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m

Most w Ozimku + świeczka "przy okazji" ;)

Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 31.07.2015 | Komentarze 6

Nadwymiarowy urlop spowodował, że postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. W końcu nieczęsto jest okazja do całodziennego rowerowania ;)  Skuszony ładną pogodą obrałem kierunek - Opolszczyzna. A konkretnie najstarszy w Europie żelazny most wiszący w Ozimku.
Ruszam więc skoro świt, najpierw do Gliwic przepakować bagaż, a potem w stronę Pyskowic, a dalej do granicy województwa. Im dalej, tym krajobrazy coraz bardziej "opolskie". Marzą mi się tamtejsze zadbane asfalty z szerokim poboczem, przecinające czarną wstęgą złociste pola i małe zadbane wioseczki. Dzisiejsze postrzępione obłoczki bardzo by do tego widoku pasowały. Jedynie silny boczny wiatr trochę przeszkadza, ale mam cichą nadzieję, że przejdzie ;)

Na spotkanie z przygodą :) © Goofy601

Do woj. Opolskiego docieram dość szybko. Szybko okazuje się, że asfalty niekoniecznie są tak idealne (zwłaszcza na drodze wojewódzkiej :P )

Pora przekroczyć granicę :) © Goofy601


W przypływie długodystansowego szaleństwa zamontowałem sobie przedwczoraj na kierownicy stylowy leżaczek. Ale jak go wypróbować na tych dziurach i gdy tak mocno wieje? :P Na szczęście po wjeździe do lasu ten drugi problem prawie znika ;)

Główna droga do Ozimka © Goofy601

Mijam też pierwszy mostek na Małej Panwi. Odtąd będę się przemieszczać wzdłuż tej rzeki aż do samego Ozimka.

Mała Panew © Goofy601

Przy pierwszej okazji ewakuuję się z głównej drogi. Na całkowicie podrzędnych ścieżkach znajduję wreszcie swój ideał. Wąskie, ale po mistrzowsku wyasfaltowane ścieżki prowadzą od wioski do wioski. Wszystko to wśród pięknych krajobrazów Doliny Małej Panwi i równolegle do szosy-dziurawki :P

Alternatywne drogi lokalne :) © Goofy601

Są też dwujęzyczne tablice.

Interesujące transkrypcje ;) © Goofy601





W przydomowych podwórkach czają się też inne atrakcje ;)

Ah, gdyby tak mieć taki parking ;) © Goofy601


Ustawione pod kolor ;) © Goofy601

Oprócz niewątpliwych walorów przyrodniczych jest także co poczytać. Natrafiam bowiem na Czesko-Polski szlak turystyczny "Na rowerze do przeszłości", opisujący ze szczegółami niemal wszystkie przydrożne krzyże i kapliczki :D Czyżby temat na odrębną wycieczkę? :P

Szlak tematyczny dla miłośników lokalnej historii © Goofy601


Kapliczka św. Urbana © Goofy601

Tak oto docieram do Krasiejowa, gdzie zabytków również jest w bród i praktycznie wszystko pachnie historią...

Krasiejów - krzyż przed kościołem © Goofy601

A czasem nawet prehistorią :P

Muzeum paleontologiczne :) © Goofy601


 Ani się obejrzałem, gdy dotarłem do celu dzisiejszej wycieczki.

U celu ;) © Goofy601

Centralną część miasta zajmuje oczywiście huta.

Huta Mała Panew © Goofy601

A tuż przy niej most. Nie byle jaki, bo najstarszy na kontynencie. Do użytku oddany został w 1827r. i trzeba przyznać, że świetnie zniósł próbę czasu. Większość elementów jest nadal oryginalna, a stalowe liny dodane podczas kompleksowego remontu w 2010r. pełnią jedynie funkcję asekuracyjną. Oryginalna konstrukcja mostu jest bardzo interesująca. Wisi on bowiem na "łańcuchach" złożonych z precyzyjnie wykonanych sztywnych cięgien połączonych trzpieniami. Dzięki takiemu rozwiązaniu całość może swobodnie pracować nie tracąc przy tym na nośności. A że łańcuch jest bliski sercu każdego rowerzysty... :P

Zabytkowy most wiszący © Goofy601


Łańcuchowa konstrukcja © Goofy601

Od 188 lat niezmiennie w tym samym miejscu :) © Goofy601

Malapane :) © Goofy601

Ażurowe, a dają przyjemny cień :) © Goofy601


A tu Most w materiałach archiwalnych :)

Niedaleko ustawiono jako ciekawostkę kadź hutniczą.

Kadź hutnicza © Goofy601

Zarówno kadź jak i most znajdują się w herbie Ozimka.

Herb Ozimka © Goofy601

Odpoczywam chwilką w cieniu ażurowych filarów mostu i ruszam w dalszą drogę, zwiedzając przy okazji resztę miasteczka.

Kościół ewangelicki w Ozimku © Goofy601

Naszła mnie myśl, że skoro już tu jestem, to można by odwiedzić dziadków, świeczkę im zapalić. To tylko 25km. Lepszej okazji nie będzie :) Tylko ten wiatr od rana bardzo "twarzowy"... Trudno, kierunek Opole :)

Je nietrudno się domyślić piękny opolski asfalt na tej trasie był. Jednakże w ramach równych praw dla rowerzystów większość mijanych wiosek proponowała własną wersję "rowerówki". A to wydzielony kawałek chodnika metr od barierki, a to ciąg pieszo rowerowy, a to znów alternatywna ścieżka kończąca się w krzakach... W połączeniu ze smagającym po twarzy wiatrem zaczęło mnie to już trochę mierzić ;)
Im bliżej miasta sytuacja robi się lepsza. Jakby ktoś z większym pomyślunkiem to projektował. Nawet załadowaną szosówką dało się w miarę sprawnie dojechać do centrum. Zawsze większy komfort jechać oddzielną rowerówką niż zatłoczoną (po 15:00) DK.

Rowerzyści na DDRy :P © Goofy601

Opole? Cóż, przedmieścia straszne, miasto piękne :) Dobry temat na oddzielną wycieczkę. Dziś tylko posmakowałem :) Starówkę na cienkich oponach  zdecydowanie odradzam ;)

Opole - bulwary nadodrzańskie :) © Goofy601

Kanał Ulgi © Goofy601

Most nad Odrą © Goofy601

W razie gdyby uczucia wygasły? ;P © Goofy601

Przejeżdżam przez centrum w godzinach szczytu. Może i innej porze jest lepiej, ale w końcu od czego są chodniki ;) Z braku lepszych alternatyw szybki obiad w fast-foodzie i w drogę na cmentarz. W końcu nie zostało zbyt wiele czasu na powrót...

Niestety - bardzo dokładnie chodzi ;) © Goofy601


Cmentarz w Opolu © Goofy601


Ciekawe zapałki dodają tutaj do świeczek :P © Goofy601


Na cmentarzu niesamowity wręcz spokój. Cisza, nawet szelestu żadnego nie słychać... A może po prostu przestało mi w końcu wiać do uszu? ;)

Wracam, korci mnie jeszcze by zajrzeć na rynek. Już wiem, że muszę tu wrócić na dokładniejsze zwiedzanie. (ale na grubszych oponach :P ) A może by rower miejski wypożyczyć, bo też zauważyłem takowe? ;)

Ratusz w Opolu © Goofy601


Opolski rynek © Goofy601


Kamieniczki :) © Goofy601


Godzinka minęła jak nic, pora wracać. Nareszcie mam trochę pożytku z tego wiatru. 30km/h bez specjalnego wysiłku :) I droga taka jak sobie wymarzyłem :D 1,5m pobocza tylko dla mnie... Można się rozciągnąć wygodnie na leżaczku i leniwie machać nogami :P Jedynie wymijając ciężarówki mam problem z prawidłowym torem jazdy. Ale myślę że to kwestia wprawy ;)
Mijam rolniczo-żniwiarskie pejzaże i obserwuję jak powoli zachodzi słońce.

Może nie znam się na nowinkach w rolnictwie, ale wolę "klasyczne" bele słomy porozrzucane po polach niż te nowoczesne, owinięte folią. Przynajmniej pole wygląda jak pole, a nie jak płytka drukowana naszpikowana seledynowymi kondensatorami... ;)

Pole "klasyczne" © Goofy601


Pole "nowoczesne" ;) © Goofy601


W mijanych wioskach trafiają się i inne ciekawostki;

No, taki komis to ja rozumiem :) © Goofy601


Docieram do Strzelec Opolskich, gdzie postanawiam jeszcze odwiedzić zamek. Ostatnio go nie znalazłem ;) Podobno maja go odbudowywać. Na razie stanowi bardzo efektowną ruinę :)

Ruiny strzeleckiego zamku © Goofy601


Zdecydowanie lepszą wizytówką dla Strzelec jest ratusz :)

Ratusz w Strzelcach Opolskich © Goofy601


I tak lecąc z wiatrem, wracam do mojego kochanego województwa. Jak się okazało asfalty mamy wcale nie gorsze (przejeżdżając granicę nie czuje się już takiej różnicy "we wstrząsach" jak kiedyś :P ), a i pola podobne. Tylko może bardziej pofalowane ;)

Niedługo woj. Śląskie :) © Goofy601


Żniwa trwają :) © Goofy601


Powoli zaczyna łapać mnie senność. Nic dziwnego. Prawie 100km walki z wiatrem zrobiło swoje. Teraz już jako mój sprzymierzeniec eskortuje mnie aż do Pyskowic. Tu przejmuje mnie wielki i bardzo wyraźnie widoczny księżyc - towarzysz nocnych powrotów.

Księżyc towarzysz :) © Goofy601


W jego towarzystwie docieram do Gliwic. W ramach rozjazdu po dość szybkiej trasie robię jeszcze małą rundkę po pustym i ładnie oświetlonym mieście. Na licznik już nawet nie patrzę, ale okazało się że wybyło równe 200km. Całkiem przyjemnie spożytkowany dzień :)

Rokitnica-Mikulczyce-Zabrze Centrum-Maciejów-Sośnica-Gliwice-Łabędy-Czechowice-Pyskowice-Pniów-Zacharzowice-Sieroty-Wielowieś-Kieleczka-Kielcza-Żędowice-Zawadzkie-Kolonowskie-Staniszcze Wielkie-Staniszcze Małe-Krasiejów-Ozimek-Dębska Kuźnia-Chrząstowice-Lędziny-Opole-Walidrogi-Nakło-Izbicko-Sucha-Strzelce Opolskie-Warmątowice-Błotnica Strzelecka-Płużnica WIelka-Toszek-Pisarzowice-Paczynka-Pyskowice-Czechowice-Łabędy-Gliwice
Kategoria >100km, Odkrywczo