Info
Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.Rowerowanie w liczbach:
Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...
- dystans: 34312.14 km
- w terenie: 2208.10 km
- średnia prędkość: 17.84 km/h
- prędkość maksymalna: 60 km/h
- najdalej: 331 km
więcej
- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Dane wyjazdu:
6.90 km
0.00 km teren
00:55 h
7.53 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Beskid Śląsko-Morawski dzień 1 - Prasiva
Środa, 2 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 2
Długi majowy weekend - 3 dni urlopu, 9 dni wolnego :) Po pieszej rozgrzewce na stokach Rysianki przyszedł czas na rowerową część wypoczynku. Nawiązując do zeszłorocznej wycieczki na Trójstyk postanowiliśmy z Elą przyjrzeć się dokładniej jakież to Beskidy mają za naszą południową granicą. Tym sposobem wyruszyliśmy na spotkanie z Beskidem Śląsko-Morawskim.Zaopatrzeni jedynie w mapę wydrukowaną z netu trochę błądziliśmy podziwiając uroki czeskich wiosek jakże innych od naszych (chociażby ze względu na jakość dróg nawet najbardziej podrzędnej kategorii :) ). Co ciekawe nie spotkaliśmy żadnego fotoradaru, natomiast w większości mijanych miejscowości na wjeździe i wyjeździe wisi sprytne urządzenie pokazujące kierowcy bieżącą prędkość. Przy przekroczeniu wartości dopuszczalnej tablica ostrzega "ZPOMALTE", natomiast jadący przepisowo kierowcy mają szansę zobaczyć uśmiechniętą buźkę :) Urządzenie działa też na rowerzystów. I tu kolejna ciekawostka - działa. Kierowcy w większości utrzymują prędkość 45-50 km w obszarze zabudowanym. I to bez stróża prawa ukrytego z suszarką za krzakiem. Niesamowite :P
Proste i o dziwo skuteczne :)© Goofy601
Całe to kluczenie po czeskich drogach lokalnych miało na celu oszczędzenie na winietce, która w Czechach obowiązuje na autostradach i niektórych drogach ekspresowych. Przy okazji pozwoliło przyjrzeć się dokładniej pięknej okolicy.
Czeskie Beskidy już na pierwszy rzut oka różnią się od polskich. Większość szczytów wygląda jak kopczyki o stromych zboczach usypane na rozległej równinie. Te strome zbocza sprawia, że nawet najmniejsze górki wydają się większe i bardziej niedostępne. Może mnie teraz skrytykuje jakiś znawca tematu, ale takie było nasze pierwsze wrażenie gdy zawitaliśmy w okolice masywu Lysej Hory (Łysej Góry).
Jako, że zakwaterowanie i nocleg mieliśmy zaplanowane dopiero na wieczór postanowiliśmy po drodze zaliczyć pierwszy szczyt z naszej listy. Była to Mała Prasiva (706 m.n.p.m.). Trafić nie było łatwo, bo droga na szczyt zaczyna się niepozornie, a drogowskaz jest zdecydowanie symboliczny ;)
Imponujący drogowskaz ;)© Goofy601
Dla wybierających się w te okolice zdecydowanie lepszym punktem będzie dobrze widoczna z drogi figura św. Antoniego. (kościół pod jego wezwaniem znajduje się na szczycie niedaleko schroniska)
Figura św. Antoniego.© Goofy601
Ponieważ na dole nie bardzo jest gdzie zostawić samochód decydujemy się na tzw. odwrotne zdobywanie góry. Wjeżdżamy samochodem, potem rowerowy zjazd żeby w końcu szczyt "zdobyć" ;) Szczerze mówiąc trochę dziwna technika, ale w tym wypadku nie było innego wyjścia. 3km zjazd przebiega sprawnie, choć trochę dziwnie na świeżo poskręcanym rowerze. Do tego te rowy odpływowe... Ela pierwszy raz w tym roku siedzi na siodełku - ambitne rozpoczęcie sezonu ;)
Dojeżdżamy do figury św. Antoniego, batonik na zachętę i w drogę na górę.
Prasiva - początek wspinaczki.© Goofy601
W połowie drogi na Prasive.© Goofy601
Droga ładna, asfaltowa. Jedzie się przyjemnie bo mimo że ciepło i trochę duszno, to drzewa dają cień. Powoli nie spiesząc się pedałujemy pod górę. W połowie drogi ostry zakręt i mostek. Dobre miejsce na postój.
Wymarzone miejsce na odpoczynek :)© Goofy601
Potok Hlisnik© Goofy601
Nie ma to jak bidon schłodzony w górskiej rzece :P© Goofy601
Fajnie się tak siedzi, ale pora ruszać dalej. W końcu na górze czeka na nas auto. No i może jakiś obiad - jest motywacja ;)
Pora zdobyć szczyt ;)© Goofy601
Ostatni etap trochę stromy, ale pojawiają się widoki. Pojawiają się pierwsze większe chmury, gdzieś daleko słychać burzę, ale mamy nadzieje że do nas nie dotrze. W końcu trochę już zmęczeni pierwszą poważniejszą górą w tym roku docieramy do drewnianego schroniska z 1921 roku. Tu raczymy się zimnymi napojami i rozmyślamy nad obiadem :)
Nagroda :P© Goofy601
Schronisko na Prasivie - jadalnia.© Goofy601
Wybór odpowiedniego posiłku nie jest taki prosty gdyż menu napisano po czesku ;) Mimo, że zajmuje tylko jedną stronę :) Nawet szukanie w słowniku niewiele pomaga. O przepraszam, przez następne kilka dni musimy zapomnieć o używaniu takich słów jak "szukać" czy "pachnieć"... Dla własnego dobra oczywiście :P
W końcu jakoś dogadujemy się z Panem Kelnerem. Wybór padł na "smazeny syr" i "hranolky". Nasz czeski jest chyba jednak daleki od ideału bo hranolków dostajemy dwie bardzo duże porcje :P Ale ser jest pyszny :)
Menu + słownik - niezbędnik obiadowy :P© Goofy601
Bardzo sycący obiad to był. Siedzimy jeszcze chwilę chłonąc atmosferę schroniska po czym ruszamy na mały spacer po okolicy.
Schronisko z zewnątrz prezentuje się bardzo oryginalnie. Zwłaszcza wieża widokowa na dachu. Obecnie z przyczyn technicznych niedostępna.
Prasiva - Schronisko w całej okazałości.© Goofy601
Niedaleko znajduje się drewniany kościół św. Antoniego z 1640 roku. Niestety również zamknięty.
Prasiva jest jednym ze szczytów wykorzystywanych przez paralotniarzy. Podobnie jak u nas Matyska czy Żar. Gdy błogą ciszę przerywają dochodzące z pobliskich krzaków radosne okrzyki "Ku##a! ale się latało..." od razu wiemy że trafiliśmy na ekipę rodzimych lotników. Profilaktycznie udajemy Czechów i oddalamy się na bezpieczna odległość :P
Drewniany kościół pod wezwaniem św. Antoniego.© Goofy601
Zbieramy nasz dobytek z powrotem do auta i ruszamy w stronę Ostravic, gdzie umówiliśmy się ze znajomymi z GMK i gdzie czeka na nas nocleg. Z samych Ostravic trzeba się jeszcze trochę powspinać by dotrzeć do chatki na Skałce, ale musze przyznać, że warto. Miejscówkę tą polecił nam Darek, który od lat przyjeżdża w te strony i organizuje tu wycieczki rowerowe.
Schronisko na Skałce.© Goofy601
Na miejscu spotykamy się z Darkiem, Basią i jeszcze jednym kolegą. Są tu od soboty, i chętnie oprowadzają nas po okolicy instruując przy okazji co i jak.
Czeskie Beskidy sprawiają wrażenie trochę bardziej dzikich niż polskie. Może to za sprawą pobliskiego rezerwatu przyrody z którego czasem różne stworzenia przychodzą w odwiedziny. Słuchamy opowieści o zwierzynie jaką można tu spotkać i wybieramy się na polowanie na zające. Oczywiście polowanie z aparatem ;)
Polowanie na zające :) W tle Łysa Hora.© Goofy601
Trafiony zatopiony ;)© Goofy601
Przed zmrokiem idziemy jeszcze zobaczyć prawdziwy szczyt Skałki (613 m.n.p.m.) Pierwszy raz widzę tak kamienisty las. Po krótkiej wspinaczce wśród zajęczych norek odpoczywamy chwilę na skalistym wierzchołku.
Szczyt Skałki. (trafna nazwa ;))© Goofy601
W planach na wieczór miała być jeszcze wycieczka do pobliskiego źródełka po wodę, jednak spotkane po drodze tajemnicze leśne stworzenie skłoniło nas do powrotu. Cóż, w nocy zwierzęta przejmują kontrolę nad lasem ;) na pocieszenie poszliśmy obserwować żaby nad jeziorem ;) Pod wieczór jeszcze małe piżamaparty i do łóżek. Po tak emocjonującym dniu trzeba się wyspać przed jutrem. W końcu to dopiero początek :)
Darku, jeszcze raz dzięki Wam wielkie za pokazanie tych wszystkich pięknych zakątków :)
Dla zainteresowanych:
OŚRODEK SKAŁKA
CHATA NA PRASIVIE
rowerowo:
Prasiva (706m.n.p.m.)-Vysni Lhoty-Prasiva (706 m.n.p.m.)