Info
Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.Rowerowanie w liczbach:
Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...
- dystans: 34312.14 km
- w terenie: 2208.10 km
- średnia prędkość: 17.84 km/h
- prędkość maksymalna: 60 km/h
- najdalej: 331 km
więcej
- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 532.60 km (w terenie 30.00 km; 5.63%) |
Czas w ruchu: | 31:54 |
Średnia prędkość: | 16.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.00 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 35.51 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
55.50 km
1.80 km teren
03:14 h
17.16 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
22 ZMK, Bibliotekarz + nocne odprowadzanie po hałdach ;)
Piątek, 11 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 1
Drugi piątek miesiąca, więc tym razem o czasie z pracy, jakiś obiad i jazda na Zabrzańską Masę Krytyczną :) Dziś odświętnie - na pomarańczowo bo jedzie z nami drużyna Odjazdowych Bibliotekarzy. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz jeździłem w zwykłej koszulce. Jakoś tak dziwnie ;)Na placu Wolności już spory tłumek rowerowy. Dominuje kolor pomarańczowy. Tym razem udało się nie spóźnić, więc jest czas na przywitanie znajomych i pogaduchy. Niektórych bardzo dawno nie widziałem.
Ekipą ponad 100 rowerzystów ruszamy w miasto.
Właściwie cały przejazd upływa mi na robieniu zdjęć. Tuż przed końcem trasy odłączam się od peletonu z misją zrobienia kilku fotek z wiaduktu przy największym rondzie w Zabrzu. Niestety, Panowie Policjanci eskortujący kolumnę nie nauczyli się dobrze mapy i zamiast skręcić w prawo pojechali zupełnie gdzie indziej ;) W efekcie postałem sobie trochę z aparatem na wiadukcie i dopiero telefon od Kubusha naprowadził mnie na właściwą metę dzisiejszej masy ;)
W tym miesiącu na mecie ugościli nas sami Bibliotekarze pod swoja kwaterą główną przy placu teatralnym. Był piknik, były mandarynki i kosze książek domagających się uwolnienia. Dojechałem w sam raz na końcówkę :P
Bibliotekarska masa krytyczna pozdrawia wszystkich i zaprasza :)© Goofy601
22 Zabrzańska Masa Krytyczna.© Goofy601
Jak widać wszystkim się podoba :)© Goofy601
Niektórym udało się w końcu dotrzeć na ZMK :)
Dumny posiadacz "pełnowymiarowego" roweru :)© Goofy601
Odjazdowi Bibliotekarze.© Goofy601
Piknik rzeczywiście trwał dość krótko, ludzie się porozjeżdżali do domów szybko więc nie było zbytnio sensu siedzieć samemu na trawniku pod biblioteką ;) Zabrałem się więc z ekipą jadącą w kierunku Mikulczyc. Po małym przegrupowaniu ( niektórych wzywały pilne sprawy służbowe ) zawitałem gościnnie do Piernikowego ogródka. Tu razem z Darią, Tomkiem no i oczywiście Gospodarzem zaczekaliśmy na Serafina, by już po chwili wyruszyć w kierunku Bytomia.
Wszak wieczór zapowiadał się piękny, a prognozowane weekendowe załamanie pogody zachęcało do dłuższej wycieczki. Tak oto wesołą ekipą dotarliśmy do Szombierek skąd wracaliśmy dla urozmaicenia terenem (tzn. przez hałdy :P)
Do domu dotarłem późną nocą, ale za to porządnie wyrowerowany :P
Rokitnica-Mikulczyce-Zabrze Centrum-MASA-Mikulczyce-OMG-Biskupice-Ruda Sląska-Bobrek-Szombierki-Bobrek-OMG-Mikulczyce-Rokitnica
Kategoria 50 - 75km, Masa Krytyczna, Odkrywczo
Dane wyjazdu:
26.40 km
0.80 km teren
01:35 h
16.67 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Wieczorny spacer nieco w inną stronę ;)
Środa, 9 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 1
Czas trochę pokręcić w rodzinnych stronach ;) Ponieważ ogarnąłem już jako tako sytuację w pracy po urlopie, a pogoda była baardzo zachęcająca wybrałem się na wieczorne rozruszanie kości. Zaczęło się standardowo - od OMG ale potem dla urozmaicenia przez Rudę i Bytom do Stolarzowic. (Z małą przerwą na focenie w Bobrku ;))Ścieżka na OMG w wiosennej szacie.© Goofy601
Widoczek - Ruda Śląska© Goofy601
Zachód słońca nad koksownią Bobrek.© Goofy601
Zabytkowa hala w Bobrku.© Goofy601
Koksownia Bobrek.© Goofy601
Kiedyś też widywało się kolejki pod kopalnią, tylko teraz ciężarówki trochę inne ;)
Postój ciężarówek.© Goofy601
Po domknięciu pętli załapałem się jeszcze na "Medykalia" Ślaskiego Uniwersytetu Medycznego. Wszak maj to czas wszechobecnej studenckiej zabawy :) (tuż przed mrocznym czasem sesji :P)
Medykalia 2012 - koncert© Goofy601
Rokitnica-OMG-Biskupice-Ruda Śląska-Bobrek-Karb-Miechowice-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Kategoria 25 - 50km
Dane wyjazdu:
11.30 km
0.00 km teren
01:20 h
8.48 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:8.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Beskid Śląsko-Morawski dzień 3 - Deszczowy prawie Radhost ;)
Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 3
Po wczorajszych przygodach z burzą mieliśmy pewne obawy co do pogody. Dziś przypada ostatni dzień naszego debiutu w czeskich Beskidach. Przed powrotem do Polski mamy jeszcze w planach próbę zdobycia jeszcze jednego szczytu. Naszym celem na dziś jest Radhost. Niebo jednak nie wygląda najlepiej - jest zdecydowanie za nisko ;)Poranek - mgły nad Małym Smrkiem© Goofy601
Podbudowani ostatnimi sukcesami postanawiamy nie zrażać się od razu - przecież nie pada. A i te 10'C nie takie straszne ;) Pakujemy dobytek, wylogowujemy się ze Skałki i ruszamy w stronę Frenstat pod Radhostem. Po drodze jeszcze postój w Ostravicach na zakupy i zwiedzanie.
Segreguj surowce - szkło ;)© Goofy601
W drodze do Frenstat kilka razy się gubimy. Niech żyją mapy drukowane z netu - nigdy więcej ;)
Gdy dojeżdżamy do celu zaczyna... padać ;) Czekamy. Po 20 min czekania rzeczywiście przestaje padać, zaczyna siąpić :P Duch bojowy jednak w nas nie ginie - przecież mamy sprzęt do zadań specjalnych. W pełnym rynsztunku bojowym rozpoczynamy podjazd zmoczonym asfaltem.
Pełna gotowość do wymarszu w trudnych warunkach atmosferycznych ;)© Goofy601
Już za pierwszymi zakrętami trafiamy na niedużą kapliczkę.
Kapliczka pod Radhostem© Goofy601
Pnąc się w górę co jakiś czas mijają nas chmury. Niektóre dołem a niektóre centralnie środkiem drogi ;)
Pod nami chmury ;)© Goofy601
Droga na Radhost - widoczność się pogarsza.© Goofy601
Mniej więcej w połowie drogi na przełęcz Pustevny, jakiś dobry człowiek postawił wiatę turystyczną pod którą można chwilę odpocząć od deszczu. Odpoczywając podziwiamy mostek ze stalowych rurek. Mokre wyglądają prawie jak z drewna ;)
Mostek skąpany w deszczu© Goofy601
Im dalej w górę tym mniej deszczu. Powietrze robi się natomiast coraz mniej przezierne tworząc niesamowity wręcz klimat ;)
Coraz lepiej... ;)© Goofy601
Oprócz dziur w jezdni Czesi oznaczają na asfalcie wszystko co może się przydać turyście ;)
Punkt widokowy :P© Goofy601
Gdy ponownie pojawia się deszcz trochę już przemarznięci zaczynamy poważnie zastanawiać się nad dalszym losem dzisiejszej wyprawy. Na przełęczy Pustevny (ok 1000 m.n.p.m) naszym oczom ukazuje się taki oto widok.
Pustevny - widoczność umiarkowana ;)© Goofy601
O zdjęciach już raczej możemy zapomnieć. O wędrówce niebieskim szlakiem na Radhost (4km) raczej też ;) We mgle znajdujemy drzwi do jakiegoś schroniska, które od wewnątrz przypomina raczej ośrodek sportowy. Tu okazuje się że z obiadu także nici bo jeszcze "zawrena".
Skonsumowaliśmy zatem na schroniskowym ganku przygotowane naprędce kanapki z dżemem ;)
Posiłek na ganku.© Goofy601
W międzyczasie widoczność pogorszyła się jeszcze bardziej i nie było sensu myśleć o czymś innym niż powrót.
Niebieski szlak na Radhost - musicie wierzyć na słowo ;)© Goofy601
Opuściliśmy to miejsce lekko zniesmaczeni, w przekonaniu że nie ma tu nic ciekawego. Dopiero gdy po powrocie zasiedliśmy do netu by dowiedzieć się czegoś więcej o przełęczy Pustevny prawie pospadaliśmy z krzeseł... Kilka zabytkowych, pięknie zdobionych schronisk górskich, kapliczki, pomniki... i to wszystko może z 15m od nas :PP
Paskudna mgła :P Już planujemy rewanż, bo jak widać warto. Nauczka na przyszłość - trzeba czytać gdzie się jedzie ;)
W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze pozwiedzać dworzec w Czeskim Cieszynie. Wyglądał dziwnie znajomo ;)
Dworzec kolejowy w Czeskim Cieszynie.© Goofy601
Do Ciśca dotarliśmy pod wieczór po uprzednim przebiciu się przez ogromną ulewę...
Autostrada do Ciśca :P© Goofy601
Tak oto zakończyliśmy pierwszą kilkudniową zagraniczną ekspedycję. A już po głowie mi chodzą kolejne. Cóż, apetyt rośnie w miarę jeżdżenia ;)
Dane wyjazdu:
37.20 km
3.20 km teren
03:58 h
9.38 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:27.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Beskid Śląsko-Morawski dzień 2 - Łysa Hora
Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 6
Po nocy przespanej jak dziecko w bardzo wygodnym łóżku, w przytulnym pokoiku przywitaliśmy drugi dzień w Czechach. Pogoda zapowiada się wyśmienita. To dobrze, bo na dziś mamy w planach bezpośrednie starcie z Lysą Horą (1323 m.n.p.m.) najwyższym szczytem Beskidu Śląsko-Moravskiego. Po pożywnym śniadanku żegnamy się z naszymi Gliwickimi znajomymi, którzy dziś już niestety muszą wracać do Polski.W prognozie pogody wspominają coś o burzach, ale mamy nadzieję, że nas ta przyjemność ominie.
Wstępny plan działania obejmuje zjazd samochodem do zapory Šance i stamtąd już na kołach szturm na Łysą. Po drodze kupujemy porządna mapę okolicy co pozwala udoskonalić nasz plan. Daje też większą pewność że nie pobłądzimy gdzieś na stokach. Mapki wydrukowane z googla niestety pozostawiają wiele do życzenia ;)
Pod zaporą okazuje się że nie ma żadnego parkingu, a nie zamierzam zostawiać auta na cały dzień na poboczu górskiej drogi. Tym bardziej pod tablicą informującą by zabierać wszystkie rzeczy z auta bo kradną :P Wracamy do Ostravic zaparkować i stamtąd ruszamy na zaporę.
Cały czas jestem pod wrażeniem czeskich znaków drogowych. Takie jakieś bardziej ludzkie są ;)
Pozor, roboty drogowe.© Goofy601
Dobrą porę roku wybraliśmy na wyjazd. Świeże, tegoroczne liście pięknie kontrastują z zeszłorocznym igliwiem.
Łaciate góry.© Goofy601
Przy zaporze Sance zatrzymujemy się na chwilę. Oddana do użytku w 1969 roku hydrobudowla robi spore wrażenie. Ciekawe czy jest możliwość zwiedzania “od środka” :)
Pamiątkowa tablica.© Goofy601
Zapora w Ostravicach - wysoko :)© Goofy601
Słit focia na zaporze w Ostravicach ;)© Goofy601
Praga V3S© Goofy601
Zapora widziana z góry.© Goofy601
Zgodnie z tym co podaje mapa jedziemy niebieskim szlakiem wzdłuż brzegu jeziora. Widok w większości przesłaniają drzewa, ale czasami jest na co popatrzeć :) Tylko wody jakoś mało.
Jezioro Sance.© Goofy601
Niebieski szlak wiedzie nas wąską ale równa asfaltową ścieżką pomiędzy dwiema górami, doliną potoku Recice. Nie jest stromo i jedzie się przyjemnie.
Na niebieskim szlaku .© Goofy601
Na trasie można spotkać różne pomniki przyrody. Jak na przykład ta jodełka o promieniu pnia większym niż długość mojego roweru ;)
Jodełka przy drodze ;)© Goofy601
Dość już tej sielanki – wszak przyjechaliśmy w góry. Odbijamy na zielony szlak i zaczyna się prawdziwa wspinaczka :) Asfalt przechodzi w szuter i cały czas pnie się ostro w górę. Po niebie przechodzi jakaś chmura i skrapia nas trochę. Robimy więc przerwę techniczną by zjeść świeżo przygotowane przez Elę kanapki z dżemem. No teraz to można jechać dalej :)
Zielony szlak w drodze na Łysą Horę.© Goofy601
Zielony szlak prowadzi nas do przysiółka Vysni Mohelnice. Tu zmieniamy szlak na czerwony. Będziemy się go trzymać aż do samego szczytu.
Górska Chatka© Goofy601
Szlak poprowadzony jest dość nietypowo, bo przez czyjeś podwórko ;) Potem kawałek leśną ścieżką po kamieniach, przeskakujemy szlaban i znów jesteśmy na asfalcie.
Na szlaku czerwonym w drodzę na Łysą Horę.© Goofy601
Chmury ustąpiły i robi się znów słonecznie. Słonecznie i gorąco. Asfalt wije się, zakręca, czasem biegnie prosto, ale niezmiennie pod górę. Na wysokości 1000 m.n.p.m. widoki roztaczają się piękne, ale oprócz ich podziwiania trzeba mocno pracować nogami ;)
Cały czas pod górę ;)© Goofy601
Ela w starciu z Łysą Horą :)© Goofy601
Beskid Śląsko-Morawski widziany z góry :)© Goofy601
W miarę jak zbliżamy się do szczytu drzewa staja się niższe i bardziej zbite. Przy każdym zakręcie pojawia się nadzieja, że to może już niedaleko, ale nie jeszcze nie ;)
Zakrętów coraz więcej a szczytu jak nie było tak niema :P© Goofy601
Na którejś z kolei agrafce moim oczom ukazuje się taki oto sprytny pojazd do przemieszczania się w górach. Ciekawostka są tu dziwnie znajomo wyglądające koła. Identyczne jak w pojeździe o nieco mniejszych zdolnościach terenowych ;)
Lokalny wszędołaz :)© Goofy601
Dziwnie znajome koła - "cytrynki" :)© Goofy601
Wspinając się w zawrotnym tempie 3 km/h człowiek zaczyna zwracać uwagę na różne rzeczy. Na przykład na pomysłowy sposób w jaki Czesi radzą sobie z ubytkami w nawierzchni – znakowanie :)
Pomysłowe oznakowanie dziur :)© Goofy601
Gdy już zaczęliśmy wierzyć, że droga którą przemieszczamy się od ponad godziny składa się wyłącznie z zakrętów i nie prowadzi donikąd, naszym oczom ukazał się taki oto widok :)
Łysa Hora - już widać nasz cel :)© Goofy601
Żeby nie było tak łatwo droga funduje nam jeszcze pięć ostrych zakrętów. Nie ma tego złego – trafiamy pod schronisko na Lysej Horze :) Wygląda może nieszczególnie, ale w środku jest naprawdę przyjemnie.
Schronisko na Łysej Horze.© Goofy601
Pałaszujemy po talerzu pysznego spagetti z dużą ilością sera. Tak, ser być musi :) Teraz dopiero – najedzeni, czujemy smak zwycięstwa. Dotarliśmy na najwyższy szczyt czeskich Beskidów. Spore przewyższenie, ponad 3 godz. podjeżdżania, ale daliśmy radę. Ela dopiero wczoraj wsiadła na rower w tym roku. Co ciekawe nic jej nie jest ;)
Mięliśmy w planach rozejrzeć się po szczycie porobić zdjęcia, obejrzeć widoki. Niestety – nadchodzi pokaźnych rozmiarów burza i siedzenie na odsłoniętym szczycie nie byłoby najlepszym pomysłem ;) W takich okolicznościach musimy zrealizować nasze plany w trybie przyspieszonym.
Idzie burza...© Goofy601
Szybkie focenie, kilka widoczków i ruszamy w dół. Burza jest coraz bliżej ale deszczu na szczęście nie ma. Sine chmury są mnie więcej na naszej wysokości więc niby z czego miałoby padać ;)
Pamiątkowa focia na szczycie ;)© Goofy601
Jakby ktoś miał wątpliwości co do wysokości ;)© Goofy601
Zbieramy się nim lunie ;)© Goofy601
Czarne chmury nad/pod Łysą Horą.© Goofy601
W dół jedzie się o wiele przyjemniej. Gdyby nie sine niebo można by delektować się zjazdem. Nie ma nawet czasu na zdjęcia. Zmykamy stąd nim burza uderzy ;)
W dół jest o wiele szybciej ;)© Goofy601
Szczęśliwym trafem deszcz nas omija. Gdy wracamy na niebieski szlak droga jest mokra, ale nam się upiekło. Burza poszła trochę w bok i się oddala. Pozostaje dostać się „ na sucho” do auta. Marzenie ;) Na wysokości zapory zaczynają spadać duże ciężkie krople by po chwili zmienić się w regularny deszcz. Całości dopełnia piorun uderzający na lewo od nas. Błysk równo z dźwiękiem, więc musiało być blisko. W powietrzu czuć zapach mokrej ziemi i trochę jakby spalenizny. Do auta docieramy jeszcze w miarę, ale zanim rowery wylądują w bagażniku jesteśmy już całkiem przemoknięci :P
Teraz już nam deszcz nie straszny. W 10min docieramy do schroniska gdzie możemy się wysuszyć. Jeszcze tylko kolacja – wyborny kurczak z ryżem, ciepły prysznic i do śpiwora :) Trzeba się wyspać bo jutro kolejny etap czesko-górskiej przygody :)
Ostravice-Vysni Mohelnice-Huserka (929 m.n.p.m.)-Zimny (1080 m.n.p.m.)-Lysa Hora (1323 m.n.p.m)
Dane wyjazdu:
6.90 km
0.00 km teren
00:55 h
7.53 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Beskid Śląsko-Morawski dzień 1 - Prasiva
Środa, 2 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 2
Długi majowy weekend - 3 dni urlopu, 9 dni wolnego :) Po pieszej rozgrzewce na stokach Rysianki przyszedł czas na rowerową część wypoczynku. Nawiązując do zeszłorocznej wycieczki na Trójstyk postanowiliśmy z Elą przyjrzeć się dokładniej jakież to Beskidy mają za naszą południową granicą. Tym sposobem wyruszyliśmy na spotkanie z Beskidem Śląsko-Morawskim.Zaopatrzeni jedynie w mapę wydrukowaną z netu trochę błądziliśmy podziwiając uroki czeskich wiosek jakże innych od naszych (chociażby ze względu na jakość dróg nawet najbardziej podrzędnej kategorii :) ). Co ciekawe nie spotkaliśmy żadnego fotoradaru, natomiast w większości mijanych miejscowości na wjeździe i wyjeździe wisi sprytne urządzenie pokazujące kierowcy bieżącą prędkość. Przy przekroczeniu wartości dopuszczalnej tablica ostrzega "ZPOMALTE", natomiast jadący przepisowo kierowcy mają szansę zobaczyć uśmiechniętą buźkę :) Urządzenie działa też na rowerzystów. I tu kolejna ciekawostka - działa. Kierowcy w większości utrzymują prędkość 45-50 km w obszarze zabudowanym. I to bez stróża prawa ukrytego z suszarką za krzakiem. Niesamowite :P
Proste i o dziwo skuteczne :)© Goofy601
Całe to kluczenie po czeskich drogach lokalnych miało na celu oszczędzenie na winietce, która w Czechach obowiązuje na autostradach i niektórych drogach ekspresowych. Przy okazji pozwoliło przyjrzeć się dokładniej pięknej okolicy.
Czeskie Beskidy już na pierwszy rzut oka różnią się od polskich. Większość szczytów wygląda jak kopczyki o stromych zboczach usypane na rozległej równinie. Te strome zbocza sprawia, że nawet najmniejsze górki wydają się większe i bardziej niedostępne. Może mnie teraz skrytykuje jakiś znawca tematu, ale takie było nasze pierwsze wrażenie gdy zawitaliśmy w okolice masywu Lysej Hory (Łysej Góry).
Jako, że zakwaterowanie i nocleg mieliśmy zaplanowane dopiero na wieczór postanowiliśmy po drodze zaliczyć pierwszy szczyt z naszej listy. Była to Mała Prasiva (706 m.n.p.m.). Trafić nie było łatwo, bo droga na szczyt zaczyna się niepozornie, a drogowskaz jest zdecydowanie symboliczny ;)
Imponujący drogowskaz ;)© Goofy601
Dla wybierających się w te okolice zdecydowanie lepszym punktem będzie dobrze widoczna z drogi figura św. Antoniego. (kościół pod jego wezwaniem znajduje się na szczycie niedaleko schroniska)
Figura św. Antoniego.© Goofy601
Ponieważ na dole nie bardzo jest gdzie zostawić samochód decydujemy się na tzw. odwrotne zdobywanie góry. Wjeżdżamy samochodem, potem rowerowy zjazd żeby w końcu szczyt "zdobyć" ;) Szczerze mówiąc trochę dziwna technika, ale w tym wypadku nie było innego wyjścia. 3km zjazd przebiega sprawnie, choć trochę dziwnie na świeżo poskręcanym rowerze. Do tego te rowy odpływowe... Ela pierwszy raz w tym roku siedzi na siodełku - ambitne rozpoczęcie sezonu ;)
Dojeżdżamy do figury św. Antoniego, batonik na zachętę i w drogę na górę.
Prasiva - początek wspinaczki.© Goofy601
W połowie drogi na Prasive.© Goofy601
Droga ładna, asfaltowa. Jedzie się przyjemnie bo mimo że ciepło i trochę duszno, to drzewa dają cień. Powoli nie spiesząc się pedałujemy pod górę. W połowie drogi ostry zakręt i mostek. Dobre miejsce na postój.
Wymarzone miejsce na odpoczynek :)© Goofy601
Potok Hlisnik© Goofy601
Nie ma to jak bidon schłodzony w górskiej rzece :P© Goofy601
Fajnie się tak siedzi, ale pora ruszać dalej. W końcu na górze czeka na nas auto. No i może jakiś obiad - jest motywacja ;)
Pora zdobyć szczyt ;)© Goofy601
Ostatni etap trochę stromy, ale pojawiają się widoki. Pojawiają się pierwsze większe chmury, gdzieś daleko słychać burzę, ale mamy nadzieje że do nas nie dotrze. W końcu trochę już zmęczeni pierwszą poważniejszą górą w tym roku docieramy do drewnianego schroniska z 1921 roku. Tu raczymy się zimnymi napojami i rozmyślamy nad obiadem :)
Nagroda :P© Goofy601
Schronisko na Prasivie - jadalnia.© Goofy601
Wybór odpowiedniego posiłku nie jest taki prosty gdyż menu napisano po czesku ;) Mimo, że zajmuje tylko jedną stronę :) Nawet szukanie w słowniku niewiele pomaga. O przepraszam, przez następne kilka dni musimy zapomnieć o używaniu takich słów jak "szukać" czy "pachnieć"... Dla własnego dobra oczywiście :P
W końcu jakoś dogadujemy się z Panem Kelnerem. Wybór padł na "smazeny syr" i "hranolky". Nasz czeski jest chyba jednak daleki od ideału bo hranolków dostajemy dwie bardzo duże porcje :P Ale ser jest pyszny :)
Menu + słownik - niezbędnik obiadowy :P© Goofy601
Bardzo sycący obiad to był. Siedzimy jeszcze chwilę chłonąc atmosferę schroniska po czym ruszamy na mały spacer po okolicy.
Schronisko z zewnątrz prezentuje się bardzo oryginalnie. Zwłaszcza wieża widokowa na dachu. Obecnie z przyczyn technicznych niedostępna.
Prasiva - Schronisko w całej okazałości.© Goofy601
Niedaleko znajduje się drewniany kościół św. Antoniego z 1640 roku. Niestety również zamknięty.
Prasiva jest jednym ze szczytów wykorzystywanych przez paralotniarzy. Podobnie jak u nas Matyska czy Żar. Gdy błogą ciszę przerywają dochodzące z pobliskich krzaków radosne okrzyki "Ku##a! ale się latało..." od razu wiemy że trafiliśmy na ekipę rodzimych lotników. Profilaktycznie udajemy Czechów i oddalamy się na bezpieczna odległość :P
Drewniany kościół pod wezwaniem św. Antoniego.© Goofy601
Zbieramy nasz dobytek z powrotem do auta i ruszamy w stronę Ostravic, gdzie umówiliśmy się ze znajomymi z GMK i gdzie czeka na nas nocleg. Z samych Ostravic trzeba się jeszcze trochę powspinać by dotrzeć do chatki na Skałce, ale musze przyznać, że warto. Miejscówkę tą polecił nam Darek, który od lat przyjeżdża w te strony i organizuje tu wycieczki rowerowe.
Schronisko na Skałce.© Goofy601
Na miejscu spotykamy się z Darkiem, Basią i jeszcze jednym kolegą. Są tu od soboty, i chętnie oprowadzają nas po okolicy instruując przy okazji co i jak.
Czeskie Beskidy sprawiają wrażenie trochę bardziej dzikich niż polskie. Może to za sprawą pobliskiego rezerwatu przyrody z którego czasem różne stworzenia przychodzą w odwiedziny. Słuchamy opowieści o zwierzynie jaką można tu spotkać i wybieramy się na polowanie na zające. Oczywiście polowanie z aparatem ;)
Polowanie na zające :) W tle Łysa Hora.© Goofy601
Trafiony zatopiony ;)© Goofy601
Przed zmrokiem idziemy jeszcze zobaczyć prawdziwy szczyt Skałki (613 m.n.p.m.) Pierwszy raz widzę tak kamienisty las. Po krótkiej wspinaczce wśród zajęczych norek odpoczywamy chwilę na skalistym wierzchołku.
Szczyt Skałki. (trafna nazwa ;))© Goofy601
W planach na wieczór miała być jeszcze wycieczka do pobliskiego źródełka po wodę, jednak spotkane po drodze tajemnicze leśne stworzenie skłoniło nas do powrotu. Cóż, w nocy zwierzęta przejmują kontrolę nad lasem ;) na pocieszenie poszliśmy obserwować żaby nad jeziorem ;) Pod wieczór jeszcze małe piżamaparty i do łóżek. Po tak emocjonującym dniu trzeba się wyspać przed jutrem. W końcu to dopiero początek :)
Darku, jeszcze raz dzięki Wam wielkie za pokazanie tych wszystkich pięknych zakątków :)
Dla zainteresowanych:
OŚRODEK SKAŁKA
CHATA NA PRASIVIE
rowerowo:
Prasiva (706m.n.p.m.)-Vysni Lhoty-Prasiva (706 m.n.p.m.)