Info
Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.Rowerowanie w liczbach:
Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...
- dystans: 34312.14 km
- w terenie: 2208.10 km
- średnia prędkość: 17.84 km/h
- prędkość maksymalna: 60 km/h
- najdalej: 331 km
więcej
- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Wpisy archiwalne w kategorii
Odkrywczo
Dystans całkowity: | 13136.94 km (w terenie 1268.70 km; 9.66%) |
Czas w ruchu: | 735:31 |
Średnia prędkość: | 17.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 24798 m |
Liczba aktywności: | 245 |
Średnio na aktywność: | 53.62 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
11.30 km
6.00 km teren
01:29 h
7.62 km/h:
Maks. pr.:22.00 km/h
Temperatura:-7.0
Podjazdy: m
W hołdzie linii 33 :)
Niedziela, 12 lutego 2012 · dodano: 27.02.2012 | Komentarze 2
Linia nr 33 - jedna z trzech przebiegających przez Rokitnicę linii tramwajowych. Najmłodsza, a jednocześnie najszybciej zamknięta. Łącząca Rokitnicką pętlę z dworcem kolejowym w Mikulczycach. Dlaczego wspominam o niej na tym blogu?Bo dzięki niej mamy w Zabrzu pierwszą PRAWDZIWĄ ścieżkę rowerową :)
To właśnie na starym nasypie tramwajowym powstała ścieżka tak ułatwiająca bezpieczne przemieszczanie się między Rokitnicą a Mikulczycami (zwłaszcza po zmroku).
Z tego właśnie względu już czas jakiś chodził mi po głowie pomysł przebycia tej trasy rowerem oraz dokładniejszego poznania tego trochę już zapomnianego elementu historii mojej dzielnicy. Idealny dzień na taką wycieczkę przypadł właśnie dzisiaj :)
Z dzieciństwa pamiętam jeszcze tory tramwajowe biegnące na Helenkę. Torów linii 33 nie mogę pamiętać, ponieważ zniknęły dużo wcześniej. Właściwą drogę podczas dzisiejszego wyjazdu musiała mi zatem podpowiadać intuicja miłośnika starych nasypów oraz nieliczne pozostałości tramwajowej infrastruktury ;)
Startując z pętli autobusowej ruszyłem wzdłuż ul.Ofiar Katynia, by następnie skręcić w kierunku ogródków działkowych.
Droga wzdłuż ogródków działkowych.© Goofy601
Już po chwili po lewej stronie pojawiła się wyraźna linia nasypu łagodnie nabierającego wysokości.
Nasyp pnie się w górę...© Goofy601
... by po chwili trafić na wiadukt :)© Goofy601
To tędy tramwaj wjeżdżał na wiadukt nad ul. Boczną. Wiadukt jest wąski, wysoki i pozbawiony barierek (były metalowe ;))
Dosyć wysoki wiadukt.© Goofy601
Nie byłbym sobą gdybym nie podjął próby wdrapania się po stromym zboczu nasypu. Udało się i po chwili miałem ciekawy widok na okolicę. Gdyby nie przeznaczenie konstrukcji na której stałem, trudno byłoby uwierzyć, że tędy coś mogło przejechać. No ale w końcu od zamknięcia tej trasy minęło już ponad 40 lat.
Tędy kursował tramwaj linii 33.© Goofy601
Kawałek dalej przebieg dawnego torowiska łączy się z obecną ścieżką rowerową.
Droga w prawo, torowisko w lewo.© Goofy601
Następne 2,5 km to już bardzo dobrze znany odcinek (z małą modyfikacją - rondo ;))
Dobrze znana ścieżka rowerowa do Mikulczyc.© Goofy601
Na całej długości udało mi się znaleźć tylko jedną podstawę słupa trakcyjnego świadczącą o obecności tramwaju.
Resztki słupa trakcyjnego© Goofy601
Przed cmentarzem tramwaj skręcał w prawo, zatem i ja muszę opuścić wygodną ścieżkę i skręcić w krzaczory.
Dalej w prawo :)© Goofy601
Brnąc przez pole na skraju lasu, gdzieś między drzewami zauważam ledwo widoczny ziemny garbek. Po chwili znajduję kolejne potwierdzenie że dobrze jadę. Jednak złomiarze nie wycięli wszystkiego ;)
Kolejny dowód na obecność tramwaju.© Goofy601
Ledwie widoczny nasyp.© Goofy601
Jadę dalej, nasyp robi się wyraźniejszy.Gdy zaczyna przecinać dolinę Potoku Rokitnickiego widać go już wyraźnie. Środkiem biegnie wąska ścieżka, więc z przemieszczaniem się niema problemu.
Tylko gdzie są tory? ;)© Goofy601
Meandry Potoku Rokitnickiego/Mikulczyckiego© Goofy601
Resztki podkładów.© Goofy601
W pewnym momencie droga urywa się. Most nad Potokiem przestał istnieć ;)
Koniec jazdy...:/© Goofy601
Był most, niema mostu.© Goofy601
Całe szczęście że jest mróz. Przeprawa przez jak by nie było szeroką rzeczkę nie stanowi najmniejszego problemu. :)
Zamarznięty Potok Rokitnicki.© Goofy601
Wdrapuję się na brzeg po drugiej stronie. Dalszą jazdę nasypem uniemożliwiają gęste krzaki. Cóż, trzeba zawrócić.
Ogólny rzut oka na nasyp linii 33.© Goofy601
W międzyczasie moją uwagę przykuł most kolejowy przy ulicy Zwrotniczej. Zazwyczaj przeciętny zjadacz chleba widuje go od strony ulicy. Teraz nadarzyła się prawdziwa okazja - możliwość obejrzenia go z drugiej strony a nawet zobaczenia w środku :)
Most pod torowiskiem w Mikulczycach.© Goofy601
Powiem szczerze, że nie spodziewałem się takiego widoku. Od ulicy Zwrotniczej most wygląda raczej jak niewielki kanał spod którego wystają na dodatek jakieś rury. W sumie nic ciekawego, ale przy bliższym poznaniu...:)
Most i podpory rurociągów.© Goofy601
Konstrukcja jest o wiele większa niż się to wcześniej wydawało. Betonowe podpory rurociągów są mniej więcej mojej wysokości. Most jest właściwie tunelem w nasypie kolejowym. Ściany są wykonane bardzo starannie. Są też w dużo lepszym stanie niż pobliski wiadukt na ul. Składowej. Stojąc u wejścia człowiek czuje się dziwnie malutki ;) Z resztą nie co dzień ma się okazję stać pośrodku potoku by podziwiać ten widok ;)
Pod mostem ;)© Goofy601
Solidna robota...© Goofy601
...I precyzyjne wykonanie.© Goofy601
W stronę światła ;)© Goofy601
Po dokładnym obfotografowaniu tunelu ruszam do dalszych tramwajowych poszukiwań. O tej prze roku nasyp jest bardzo dobrze widoczny z ulicy Składowej.
Panorama nasypu tramwajowego liniii 33.© Goofy601
To właśnie tutaj tramwaj włączał się do ruchu i skręcał pod wspomniany wcześniej wiadukt.
Tu tramwaj włączał się do ruchu.© Goofy601
A oto kolejny ślad ;)
Szyna tramwajowa.© Goofy601
Trasa prowadziła pod wiadukt.© Goofy601
Wiadukt jest podobnie wykończony jak tunel, z tym że dużo gorzej znosi próbę czasu. Pojawiły się pęknięcia i ubytki. Za to oznakowanie pozostaje bez zastrzeżeń ;)
Dobrze oznakowany :)© Goofy601
Spod wiaduktu nasz bohater - tramwaj 33 jechał już prosto na mikulczycką pętlę. Tu pasażerowie mogli udać się na dworzec lub przesiąść na kolejny tramwaj do centrum.
Koniec trasy linii 33 - pętla w Mikulczycach© Goofy601
Koniec jazdy - czas na przesiadkę ;)© Goofy601
W prawdzie tory już dawno zostały pocięte, ale ostatni ich fragment ocalał. Zachowała się również trakcja nad przystankiem :)
Pętla w Mikulczycach - resztka toru i zachowane fragmenty trakcji.© Goofy601
Tym sposobem dotarłem do końca tramwajowej trasy. Wycieczka pouczająca ale i trochę przygnębiająca. Zwłaszcza tu na mikulczyckiej pętli. Z dawnych czasów ostał się właściwie tylko tramwaj nr 3. Linii 33 już niema, niewiele po niej zostało, niedawno rozebrano mikuczycki dworzec, po nasypie z wiaduktem i tunelem tez już praktycznie nic nie jeździ... Tylko przyroda ma się dobrze i wraz z nadejściem wiosny wszystkie odwiedzone dziś miejsca staną się zasłonięte niewidoczne dla oka i niedostępne. Może tak już musi być. Może dzięki temu cokolwiek ocalało... Chociaż jak widać złomiarza i tak nic nie powstrzyma ;)
Westchnąwszy raz jeszcze nad tą refleksją ruszyłem w drogę powrotną. Jeszcze raz rzuciłem okiem na "odkryty na nowo" tunel. I tu doznałem olśnienia, że oto nadarza się jedyna okazja by wrócić do domu... Potokiem Rokitnickim :P W końcu Serafin ochrzcił moją Zimówkę "Żółtą Łodzią Podwodną" więc czemu by ni spróbować swych sił w żegludze śródlądowej? :P Jedno powiem - zabawa była przednia :)
Powrót dość nietypowym szlakiem ;)© Goofy601
Kręta trasa ;) Potok Rokitnicki.© Goofy601
Im bliżej ludzkich siedzib tym bardziej lód robił się mokry i śliski (odprowadzane ścieki) także przed samą Rokitnicą musiałem spasować. Podjechałem jeszcze kawałek doliną potoku.
Dolina Potoku Rokitnickiego - niezwykle spokojne miejsce :)© Goofy601
Ostatni odcinek był tak wydeptany końskimi kopytami, ze nie dało się jechać. Zrobiłem więc sobie mały spacer. Koników się nie czepiam bo to ich teren, byle trzymały swój nawóz z dala od ścieżek rowerowych ;)
Patrząc z oddali na Rokitnicę naszła mnie myśl, że od tej strony prawie w ogóle się nie zmienia. Gdyby pominąć te parę anten satelitarnych i klimatyzatorów to mielibyśmy przed oczami widok praktycznie taki sam jak pasażerowie tramwaju linii 33... :)
Rokitnica retro ;)© Goofy601
Dla zainteresowanych - ciekawy artykuł o rokitnickich tramwajach w XX wieku :)
Rokitnica-Mikulczyce-Roitnica
Kategoria 0 - 25km, Białe szaleństwo :), Odkrywczo
Dane wyjazdu:
81.50 km
0.00 km teren
05:22 h
15.19 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:3.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
WOŚPowa Masa Krytyczna :)
Niedziela, 8 stycznia 2012 · dodano: 09.01.2012 | Komentarze 1
Pogoda nie zna litości :P Od rana pochmurno i wszystko zlane wodą. Do tego temperatura mocno niezachęcająca. Ale co mi tam, jadę - cel jest szczytny, a z cukru nie jestem. Trochę ciuchów na zmianę ciepła herbata do termosu i w drogę - na Świąteczną, Orkiestrową Masę Krytyczną :)Zapowiadany dystans wydawał mi się w tych warunkach dość spory, a i jak zwykle nie mogłem się zebrać do wyjścia. Postanowiłem więc masę złapać w Zabrzu - jak będą przejeżdżać. Jadąc mokrymi ulicami miałem już przedsmak tego że lekko nie będzie ;) Na Bytomskiej podpytałem Pana Policjanta co i jak i rozpocząłem oczekiwanie. Po dłuższej chwili ukazał się sporej wielkości peleton z białym bicyklem na czele. Wszyscy nie licząc grupy porządkowej w jednakowych kamizelkach :)
Nadjeżdża WOŚPowa Masa :)© Goofy601
W cale nie jest łatwo dogonić żółto-pomarańczową grupę, bo nadają całkiem słuszne tempo. Moja kamizelka nosi barwy ZMK. Szybko namierza mnie Roman i zbieram reprymendę, że tylko ja z Zabrza jestem, gdzie są inni, i że wstyd... no ale o co mu chodzi? Przecież ja jestem... :P
Na drodze mokro i dżdżyście. Czuje jak zaczynają mi przemakać rękawiczki. Wokół pusto i co tu dużo mówić smutno. Szkoda, bo to przecież taki piękny dzień - 20 finał WOŚP. No i ci zmoknięci wolontariusze... Kolorowy peleton nie traci jednak wigoru i twardo pedałuje w stronę Bytomia.
W kolumnie spotykam Mariusza. Nie widzieliśmy się ho ho i jeszcze trochę, chyba od liceum. Jak się okazuje również przerzucił się na rowerowy tryb życia. No to mam kompana do rozmowy ;)
Jak to przy gadaniu na rowerach droga szybciej mija (tylko gardło boli :P) i ani się obejrzałem jak znaleźliśmy się pod BCK gdzie czekał już na nas gorący poczęstunek :) Tego właśnie było trzeba - talerz ciepłej zupy i buła do tego :)
Kolejka po krupnik :)© Goofy601
Po odstaniu swojego można już było pałaszować :)
Gorący krupnik i coś do gryzienia :)© Goofy601
W międzyczasie w tłumie rowerzystów kręcili się osobnicy o dość nietypowym wyglądzie. Mimo że uzbrojeni to na szczęście nie groźni ;)
Właściwie to jaka to epoka...?? :P© Goofy601
Na postoju była też wreszcie okazja przywitać się ze znajomymi, zmienić rękawiczki na cieplejsze i suchsze a także zaopatrzyć w kamizelkę okolicznościową oraz numerek startowy. Pogaduchy, żarty, wesoła atmosfera, ale trzeba jechać dalej. Darek i Kosma decydują się wracać. Podobnie McAron. Cóż, nie wszyscy lubią moknąć i marznąć i w tym wypadku doskonale ich rozumiem. Ale mnie korciło co będzie dalej na trasie :P
Pokrzepieni krupnikiem kierujemy się do Rudy Śląskiej. Tam na placu pod bardzo ładnym kościołem spotkanie z panią Burmistrz i wspólna fotka. Przychodzi też wiadomość o zwycięstwie Justyny Kowalczyk :)
Kościół św. Pawła w Rudzie Śląskiej.© Goofy601
Kolejny przystanek w Świętochłowicach i Chorzowie. Tu żaden prezydent do nas nie wychodzi, więc kierujemy się do chorzowskiego parku, gdzie mimo cyklicznych opadów trwa w najlepsze orkiestrowa impreza. Z przyczyn technicznych zarządzona zostaje prawie godzinna przerwa - czekamy na wejście antenowe, by mogli nas na żywo w TV pokazać :) Jest więc tzw "czas wolny" ;) Byłaby dobra okazja się rozejrzeć... niestety, pogoda prawdopodobnie również z przyczyn technicznych zarządza deszcz. Czas wolny spędzamy z Mariuszem pod wiatą racząc się herbata z termosu ;)
Nadchodzi godzina zero. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zasilimy szeregi startującego o 15:00 Rajdu Rowerowego. Z racji pogody frekwencja niewielka więc czemu mamy nie wspomóc tej akcji :) W końcu to tylko dwa kółka wokół parku. Dobra rozgrzewka, bo zdążyłem już nieco zmarznąć od tego czekania. Na starcie zjawia się też Michał. Jego też dawno już nie widziałem. Cały rajd jak i dalsza droga do Katowic zeszła znów na pogaduchach ;) W sumie podziwiania okolicy nie było co żałować - zaczęło się robić szaro i ciąć zimnym drobnym deszczem...
Tym sposobem ostatni etap z Chorzowa pod katowicki Spodek minął praktycznie bezboleśnie :) Muszę przyznać, że odnowiona hala prezentuje się "na żywo" bardzo fajnie.
Odnowiony Spodek wita rowerzystów.© Goofy601
Cała masa otrzymała honorowe miejsce pod samą sceną ( za barierkami ) i... no właśnie nic ;) Żadnego spektakularnego "BUM" nie było. Ot dojechaliśmy, można się rozejść ;) Trochę dziwnie to wyszło, bo dopiero po jakimś czasie zespół przestał grać i coś tam powiedziano na nasz temat. A przecież jechali wśród nas wolontariusze i mogliśmy trochę pokwestować pod spodkiem wykorzystując masowy potencjał :)
Cóż, słabe zakończenie nie zmienia faktu, że impreza mimo wszelkich niesprzyjających warunków pogodowych udała się wyśmienicie :) Pozostaje kwesta powrotu do domu. O tej porze jedyną rozsądną opcją wydawał mi się powrót pociągiem. Dzięki Michałowi trafiam bezbłędnie na dworzec. Choć to niedaleko sam bym go pewnie nigdy nie znalazł, zwłaszcza w przebudowie ;) Jeszcze raz wielkie dzięki! :) W drodze na dworzec uformował się mały peleton, i wkrótce okazało się , że nie będę wracał sam.
Razem z Gliwicką Ekipą w ostatniej chwili wskoczyliśmy do pospiesznego na Wrocław i rozprawiając o różnych aspektach turystyki rowerowej dojechaliśmy do Gliwic. Tak tak, do Gliwic. Jakoś nie chciało się przerywać rozmowy w Zabrzu ;)
W Gliwicach jeszcze małe rozpoznanie co też się dzieje na pl. Krakowskim. Był koncert ale średni, więc pożegnaliśmy się i w drogę do domu. Oznaczało to jeszcze przynajmniej 18km. Ale gdy tylko przestało polewać mnie deszczem jechało się o wiele przyjemniej ;)
Tym sposobem dotarłem do domu mokry, brudny i prze szczęśliwy :P Z dystansem ponad 80km na liczniku. To jeden z lepszych przebiegów w ostatnim czasie, do tego w styczniu i po sporej przerwie w jeżdżeniu. Marzyła mi się tylko ciepła kąpiel, łóżeczko i urlop w poniedziałek. Na to ostatnie jednak nie miałem co liczyć :P
Na pocieszenie zostały mi trofea z dzisiejszej wycieczki - okolicznościowa kamizelka, przemyślnie uchroniona przed zabrudzeniem, oraz pamiątkowa koszulka z rowerowego rajdu w Chorzowie :)
Kamizelka okolicznościowa :)© Goofy601
Rajdowa koszulka :)© Goofy601
Rokitnica-Mikulczyce-Zabrze Centrum-Biskupice-Bobrek-Karb-Bytom-Szombierki-Świętochłowice-Chorzów-Katowice-pociąg-Gliwice-Żerniki-Szałsza-Grzybowice-Wieszowa-Rokitnica
Kategoria 75 - 100km, Masa Krytyczna, Odkrywczo
Dane wyjazdu:
29.50 km
5.30 km teren
01:53 h
15.66 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:5.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Punkt Oporu Zbrosławice
Niedziela, 20 listopada 2011 · dodano: 20.11.2011 | Komentarze 0
Listopadowa niedziela. Jest sucho, jest ciepło, niema co marudzić. Ruszam na podbój fortyfikacji :) Od jakiegoś czasu po głowie chodzi mi spenetrowanie skupiska bunkrów w okolicach Zbrosławic. Jest to jeden z punktów oporu Niemieckiej Pozycji Górnośląskiej mający za zadanie ochronę terenów przygranicznych oraz linii kolejowej Mikulczyce-Brynek. Linia ta, na poniższym zdjęciu pod postacią zakrzaczorowanej miedzy, nie pierwszy raz pojawia się na tym blogu. Póki co systematycznie znika z niej wszystko co kolejowe i niedługo zapewne ostanie się tylko jako ślad na starych mapach. Jeżeli jednak pewne projekty i plany zostaną wprowadzone w życie ma szansę odrodzić się jako ścieżka rowerowa. Dydaktyczna lub rekreacyjna. Za pomyślną realizację tego zamierzenia cały czas trzymam mocno kciuki. Wróćmy jednak do bunkrów ;)Pola w Wilkowicach© Goofy601
Do Wilkowic dojeżdżam standardową trasą asfaltową. Odbijam w polną drogę/niebieski szlak i zaczynam poszukiwania. Jeszcze przed wyjazdem zaopatrzyłem się w odpowiednie wskazówki by nie szukać w złym miejscu.
Już na starcie odpuszczam R116a w Miedarach z racji jego położenia na terenie jednostki wojskowej. Zaczynam od trzech położonych blisko siebie schronów. Powinny być gdzieś na tym wzniesieniu...
Ta niepozorna górka kryje coś ciekawego :)© Goofy601
I rzeczywiście. Kępka drzew pośrodku zaoranego pola kryje na prawdę spory schron. Listopad w tym roku nie raczy nas dużą ilością opadów, więc pole jest suche jak wiór. Z podejściem niema najmniejszego problemu :)
Gdybym miał w planach dogłębne zwiedzanie, zapewne byłoby tu na co popatrzeć. Ponieważ jednak samotnie zwiedzam bunkry jedynie powierzchniowo musi mi wystarczyć to co widać na poniższym zdjęciu ;) Znalezienie takiego okazu daje wystarczającą satysfakcję :) Ciekawi mnie tylko jak prowadzono tu walki, skoro całość konstrukcji umieszczona jest pod ziemią?
Tu się schował ;) - Schron typu Sonderwerk.© Goofy601
Kawałek dalej znajduję drugą "drzewną wysepkę". Tym razem trafiam na R111a. Dużo lepiej wyeksponowany od poprzednika. Tu dopiero widać ogrom betonowej budowli.
Nicht schießen! ;)© Goofy601
R 111a - punkt oporu Zbrosławice© Goofy601
Kawałek dalej kolejna "stojedenastka". Wejście zarośnięte gęsto drzewami. Natomiast z drugiej strony pagórka widać odsłonięte stanowisko kopuły pancernej. Samej kopuły niestety nie zamontowano. Przygotowany na ten cel otwór został starannie zabetonowany, jednak przez lata plomba uległa oddzieleniu.
Zabetonowane stanowisko kopuły pancernej kolejnego R 111a.© Goofy601
Gdy przyjrzeć się bliżej tym pęknięciom można znaleźć ciekawe rzeczy :)
Buknier w ujęciu makro ;)© Goofy601
Gdzieś w spękanym żelbecie ;)© Goofy601
Prawdziwa dżungla :)© Goofy601
Tak oto docieram do półmetka dzisiejszych poszukiwań. Następny na liście jest dobrze mi znany R111a zza przystanku w Zbrosławicach. Zaraz po pobliskiej izbie muzealnej jest to chyba najlepiej zachowany schron w tej okolicy. Byłem tu już kilka razy, dobre miejsce na odpoczynek i drugie śniadanie.
Tu dobra rada - jeśli lubicie swoje cztery litery nie siadajcie na kopule pancernej gdy na dworze 5'C :P
Zachowana kopuła pancerna R111a w Zbrosławicach.© Goofy601
Częściowo zasypany niestety :/© Goofy601
Po zregenerowaniu sił i zagrzaniu zmarzniętego tyłka ruszyłem zmierzyć się z prawdziwą perełką PO Zbrosławice - jedynym wybudowanym na Górnym Śląsku schronem R107a. Niestety zgodnie z podaną w necie informacją znajduje się on na terenie prywatnym. Dojścia od ulicy pilnuje nieduży ale bardzo uciążliwy pies, natomiast z wszystkich innych stron drogę odcięły mi działki budowlane lub rzeka Drama. Trzeba będzie kiedyś wrócić i spróbować dogadać się z właścicielem czworonoga.
Po drodze spotkałem dużo sympatyczniejszego zwierzaka ;)
Koń to czy osioł? ;)© Goofy601
Poszukując alternatywnej drogi do "stosiódemki" poniosło mnie na drugi brzeg Dramy, przez teren piaskowni trafiłem na kolejny odcinek linii Brynek-Mikulczyce. O tym ze kiedyś jeździły tędy pociągi świadczy jedynie typowo "kolejowa" nawierzchnia i gdzieniegdzie odkopane z piasku fundamenty słupów trakcyjnych. W piaskowni znalazłem też kilka podkładów ;)
Resztki nasypu kolejowego w Zbrosławicach.© Goofy601
Trzymając się tej trasy niespodziewanie trafiam na wiadukt nad skrzyżowaniem w Zbrosławicach. Nigdy nie widziałem go z tej perspektywy, ciekawe wrażenie :)
Widok z nieczynnego wiaduktu.© Goofy601
Listopadowy dzień zbliża się ku końcowi, więc pora zawrócić w kierunku domu. Podjechałem jeszcze kawałek torowiskiem. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się wydeptana w lecie ścieżka. Intuicja tropiciela nie zawiodła i już po chwili trafiłem pod pozbawiony nasypów ziemnych schron R116a. W świetle zachodzącego słońca wyglądał na prawdę dostojnie :)
Odkopany R116a w Zbrosławicach.© Goofy601
Gdyby nie krótki dzień pewnie rozejrzałbym się jeszcze za ostatnim z listy, częściowo przysypanym R106a, ale zaczęło się ściemniać więc czas najwyższy wyjść z lasu ;)
Tym sposobem udało mi się odwiedzić 6 z 8 schronów Punktu Oporu Zbrosławice, a przy okazji aktywnie spędzić listopadową niedzielę. Jest też przynajmniej kilka powodów by zawitać tu po raz kolejny :)
Rokitnica-Helenka-Stolarzowice-Górniki-Ptakowice-Zbrosławice-Wilkowice-Zbrosławice-Ptakowice-Górniki-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Kategoria 25 - 50km, fortyfikacje, Odkrywczo
Dane wyjazdu:
44.70 km
5.30 km teren
02:41 h
16.66 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:10.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Ostatni raz w październiku - cmentarno-jesiennie ;)
Niedziela, 30 października 2011 · dodano: 08.11.2011 | Komentarze 0
Z okazji wszystkoświętnego weekendu wybrałem się dziś na małą sentymentalną wycieczkę. Zasadnicze cele były dwa – Cmentarz Hutniczy w Gliwicach i Cmentarz Żydowski na Zandce. Obydwa miejsca miałem zamiar odwiedzić już dawno, ale jakoś się nie składało. Tym razem okazja wyśmienita.Na grobach będzie kolorowo.© Goofy601
Droga do Gliwic upłynęła mi w atmosferze ogólnej zadumy i podziwiania jesiennych krajobrazów.
Nieco zaniedbany park przy ul Chorzowskiej.© Goofy601
Do centrum dojechałem bardzo szybko. Cmentarz mimo wcześniejszych obaw też odnalazłem bez problemu. Niesamowite miejsce. Cisza, pożółkłe liście, bluszcz i zabytkowe pomniki.
Cmentarz Hutniczy w Gliwicach.© Goofy601
Kiedyś musiało być tu na prawdę pięknie. Niestety, większość nagrobków uległa zniszczeniu. Liczne metalowe zdobienia zaginęły, a płyty zostały pozbawione niemieckich napisów. (barbarzyński zwyczaj, którego nie jestem w stanie zrozumieć :/)
Cmentarz Hutniczy w Gliwicach.© Goofy601
Obecny, uporządkowany wygląd cmentarz zawdzięcza stowarzyszeniu „Gliwickie Metamorfozy”, które powolutku stara się przywrócić temu magicznemu miejscu dawną świetność.
Bluszcz :)© Goofy601
Dużo bliszczu ;)© Goofy601
Niemieckojęzyczne tablice© Goofy601
Cmentarz Hutniczy w Gliwicach.© Goofy601
Płyta.© Goofy601
Cmentarz Hutniczy w Gliwicach.© Goofy601
Więcej informacji
Po blisko godzinnej sesji fotograficznej na Gliwickim cmentarzu ruszyłem w kierunku Zabrza. Postanowiłem skorzysta z okazji i podjechać pod samą wieżę ciśnień na ul. Zamoyskiego. Budowla z 1909 roku jest imponująca. I aż się prosi o renowację ;)
Wieża ciśnień w Zabrzu - olbrzym :)© Goofy601
Z Centrum dotarłem na Zandkę gdzie niestety nie znalazłem wejścia na Cmentarz Żydowski. Z za wysokiego muru nie wiele było widać. Poszedłem więc odwiedzić sąsiadujący z nim, również stary cmentarz ewangelicki.
Później mała rundka po Zandce i powrót przez Mikulczyce.
Zandka - widok ogólny :)© Goofy601
Szybko zmienia się okoliczny krajobraz. Jeszcze niedawno stał tu spory narożny budynek.
Był budynek przy ul. Hagera - nima.© Goofy601
Do Mikulczyc tędy :)© Goofy601
Po drodze wstąpiłem jeszcze na hałdę by spojrzeć na jesień z nieco innej perspektywy :)
Od Rokitnicy po Stolarzowice :)© Goofy601
Kościół w Rokitnicy.© Goofy601
Okręt wśród fal - kościół na Helence :)© Goofy601
Szyb kopalni na OMG.© Goofy601
Kolorowa wyspa :P© Goofy601
Koksownia Jadwiga.© Goofy601
Na koniec jeszcze kilka ciekawych detali z dzisiejszej wycieczki. Na Helence ostała się jedna tabliczka ze starą nazwą ulicy przy której mam przyjemność mieszkać :) Tyle lat koło tego chodziłem a nie widziałem :P
Pamiątka z przeszłości :)© Goofy601
Świeżo ukończony fragment kostkowego odcinka ścieżki rowerowej ma dość oryginalne zakończenie. Zazwyczaj stosuje się znak C-13a :P
Ścieżka rowerowa z Helenki...© Goofy601
... zwieńczona, hmm, happy endem ;)© Goofy601
Rokitnica-Helenka-Rokitnica-Mikulczyce-Szałsza-Żerniki-Gliwice-Sośnica-Zabrze Centrum-Mikulczyce-Rokitnica
Dane wyjazdu:
20.70 km
4.30 km teren
01:10 h
17.74 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:15.0
Podjazdy:240 m
Rower:Grand Adventure-S
Wieczorne wietrzenie :)
Środa, 5 października 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 0
Dość już się na odpoczywałem po weekendowym wyjeździe. Nadrobiwszy zaległości w pracy i inne takie, wreszcie miałem dziś trochę czasu na wieczorny rowerek :) Łapiąc ostatnie chwile dnie skierowałem się najpierw zobaczyć nowe rondo w Wieszowie. Tak tak, to samo przez które codziennie stoję w korku i notorycznie spóźniam się do pracy ;) Jeszcze nie wiem czemu ma służyć podniesienie jednego pasa na skrzyżowaniu o pół metra,a kawałek dalej wkopaniu go 1,5 pod powierzchnię, ale widać panowie drogowcy mają w tym jakiś ukryty cel. Jedno jest pewne - szybko się to nie skończy ;)Nadsypane skrzyżowanie w Wieszowie.© Goofy601
Uwaga na obniżenie terenu ;)© Goofy601
Za to po rondzie fajnie kręciło się kółeczka. Korzystając z już wylanego asfaltu podjechałem na wieszowski wiadukt - jeszcze nie przejezdny, a potem pustą i idealnie równą A1-dynką w stronę zachodzącego słońca :) Tu prace z kolei idą bardzo szybko i pewnie przyjemność płynięcia szeroką szosą trwałaby do samego Czekanowa albo i Szałszy, gdyby nie zawrócił mnie autostradowy patrol.
Autostradą w stronę zachodzącego słońca. :)© Goofy601
Panowie uprzejmie skierowali mnie na drogę techniczną. Nią to dotarłem do drogi 78 w Czekanowie. Jazda była nie byle jaka, bo w piachu miejscami po rafki i po różnych wertepach. Piach przypominał konsystencją raczej drobny puder i zostawiał wspaniałą chmurę za rowerem. Taki lokalny rajd Dakar :P
Zabytkowy dworek w Świętoszowicach.© Goofy601
Niebo nad autostradą :)© Goofy601
Rajd Dakar - klasyfikacja ciężarówek :P© Goofy601
Wiadukt nad "linią piaskową".© Goofy601
Powrót przez Grzybowice i pola.
Rokitnica-Wieszowa-Świętoszowice-Czekanów-Grzybowice-Rokitnica
Dane wyjazdu:
72.10 km
3.70 km teren
05:10 h
13.95 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy:1130 m
Rower:Grand Adventure-S
Wrześniowe szaleństwo - 3 kraje w jeden dzień ;)
Piątek, 30 września 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 0
No i stało się. Przyszła kolej na ostatni z założonych na ten rok celów beskidzkich wycieczek. No właśnie – kolej ;) Zaopatrzony w jednodniowy urlop, rower i trochę niezbędnego bagażu wsiadłem wczesnym rankiem w pociąg w kierunku Katowic. Trafiłem na przełomowy moment bo już od jutra miały zacząć kursować pociągi nowego przewoźnika – Kolei Śląskich. Z tej okazji Pani w kasie nie dała się przekonać, że dziś jest ostatni dzień promocji na przewóz rowerów ;) Będąc posiadaczem biletu za pełną stawkę mogłem bez obaw stać z rowerem w przedziale „dla pasażerów z większym bagażem”. Brak światła, poranna mgła za oknem i ożywione rozmowy Pań Konduktorek „jak to będzie u nowego przewoźnika” tworzyły niepowtarzalną atmosferę rozpoczynającej się przygody :)W Katowicach przesiadka na pociąg do Wisły Głębce. Ostatni raz starym składem – od jutra tą trasę obsługiwać będą w weekendy nowiutkie ELFy. Na pocieszenie dostaję pierwszoklasowy wagon zaadaptowany na drugoklasową bagażówkę. I to na tym samym peronie :) Jest wygodny fotel z podłokietnikiem i sporo miejsca na rower. Pora ruszać.
Droga do Wisły mija nawet szybko. Słońce wspina się leniwie coraz wyżej roztapiając poranny szron. Jest chłodno, ale ma być ładna pogoda. W przedziale obok wycieczka dziewcząt w wieku gimnazjalnym. Muzyka, tańce, a po chwili nawet serpentyny z papieru toaletowego powiewają za oknem – jest impreza :P
W miarę punktualnie pociąg dociera do ostatniej stacji – Wisła Głębce. Dalej już muszę radzić sobie sam. Pierwszym wyzwaniem jest przeciśnięcie roweru z sakwą i właścicielem przez drzwi otwarte jedynie do połowy... Czar PKP, jednak ma to swój klimat ;)
Dalej już tylko na kołach ;)© Goofy601
Na początek podjazd pod Kubalonkę. Niby chłodno, ale już po paru minutach intensywnego machania nogami robi się coraz cieplej. W ruch idą zamki i rękawy. Bardzo starannie wykonana droga pnie się serpentynami w górę.
Podjazd na Kubalonkę.© Goofy601
Zdecydowanie wolałbym tędy zjeżdżać. Na szczęście nawet najwyższa góra kiedyś się kończy, a za nią czeka najlepsze – zjazd. :) W moim przypadku w kierunku Istebnej.
Trudny wybór.© Goofy601
Droga w dół do Istebnej nie jest już w prawdzie tak „wypasiona” jak ta, którą dane mi było podjeżdżać, lecz mimo łat i dziur zapewnia sporo wrażeń. Długie proste odcinki pozwalają szybko nabierać prędkości. Trzeba jednak zachować ostrożność, bo jest i parę ciasnych zakrętów. Do tego piękne widoki, a przede mną cały dzień... no i czego chcieć więcej :)
Na jednej z takich długich prostych nieoczekiwanie pada rekord prędkości – 60km/h. Moje wyczyny nie uchodzą uwadze miejscowego stróża porządku.
Na celowniku :P© Goofy601
Na szczęście tym razem kończy się na pouczeniu. Jeszcze tylko wspólna fotka i pora ruszać dalej ;)
Nie taki znowu straszny ;)© Goofy601
Kolejna długa prosta w dół i Istabna zostaje za mną. Rzut oka za siebie i niedowierzające spojrzenie na licznik spojrzenie na licznik. A wydawało się, że taka niepozorna górka ;)
Widok na Istebną.© Goofy601
Mijam rondo i rozpoczyna się wspinaczka w kierunku Jaworzynki. Po osiągnięciu wysokości ok 600 m.n.p.m. droga robi się łagodniejsza i dalej biegnie już szczytami. Nie ma tu lasu, co gwarantuje wspaniałe widoki. Zwłaszcza przy takiej pogodzie jak dzisiaj.
Krótki postój robię przy gospodarstwie agroturystycznym „Na Grapie” gdzie mieści się prywatne muzeum regionalne. Niestety w tym momencie zamknięte. Przez okna niewiele widać, oglądam więc tylko z zewnątrz chałupę góralską z dawnych czasów oraz stodołę i wymyślne ule.
Muzealna chałupa.© Goofy601
Pomysłowa rynna :)© Goofy601
Lokalizacja świetnie pomyślana, z widokiem na graniczny łańcuch górski. Aż by się chciało usiąść na ławie przed izbą i porozmyślać... Dziś jednak nie mam na to czasu – plany ambitne a dzień już mimo wszystko jesienny. Muzeum, a właściwie gospodarstwo oferuje możliwość noclegu, więc być może wrócę tu kiedyś by lepiej przyjrzeć się okolicy :)
Noc w muzeum? ;)© Goofy601
Kawałek dalej kościół Św. Piotra i Pawła. Jest otwarty, więc mam okazję zajrzeć do środka by przez chwilę podziwiać pięknie zdobione wnętrze. Lubię ten styl w tutejszych kościołach – białe ściany i drewno. Wszystko na swoim miejscu, bez zbędnego przerostu formy. Skromny, ale zadbany beskidzki kościółek.
Kosciół w Jaworzynce.© Goofy601
Wnętrze kościoła św. Piotra i Pawła w Jaworzynce.© Goofy601
Nie spiesząc się specjalnie przejeżdżam przez całą Jaworzynkę (która ciągnie się przez dobre 3 kilometry) i docieram do ośrodka sportowego o nazwie, jakże by inaczej -„Jaworzynka” ;) Tu właśnie wyznaczono punkt, gdzie można uzyskać pamiątkową naklejkę potwierdzają odwiedzenie Trójstyku.
Okazuje się jednak, że naklejki niedawno się skończyły. Pech. Na szczęście duża tablica przed wejściem o treści: „Miejsce przyjazne rowerzystom” nie kłamała i miła Pani w recepcji wykonuje kilka telefonów by już po chwili poinformować mnie, że mogę takową naklejkę zakupić... w muzeum „Na Grapie” :P
Cóż, wracać się po kawałek papieru przez 3 km... Niby bez sensu, ale jak człowiek się uprze ;) Poza tym Pan Właściciel muzeum obiecał, że otworzy dziś na chwile z okazji mojego przyjazdu ;)
Przydrożny krzyż.© Goofy601
Znajome już górki i dolinki pokonuję szybciej i po 10 minutach jestem już pod muzeum. Wróciłem tu szybciej niż bym się tego spodziewał ;) Na miejscu okazuje się, że Pan Właściciel wysłał córkę, która nie tylko przekazuje mi obrazek z wizerunkiem Trójstyku lecz również podsuwa ciekawy pomysł na trasę w drodze powrotnej.
Miło się rozmawia, ale na mnie już pora. Jest już prawie południe. Trzeci dzisiaj przejazd przez Jaworzynkę mija mi prawie sprintem ;)
Jeszcze chwila i docieram do Trójstyku – miejsca zetknięcia się trzech granic – Polski, Czech i Słowacji.
Trójstyk - widok ogólny ;)© Goofy601
Miejsce nie jest może jakieś super zjawiskowe – ot zaciszna dolinka nad brzegiem potocka. Jednak fakt zetknięcia granic nadaje jej jakieś specjalne znaczenie, które przyciąga turystów. Pewnie też dlatego przestrzeń wokół jest całkiem przyjemnie zagospodarowana. Są szlaki turystyczne, tablice informacyjne, wiaty w których można posiedzieć, odpocząć lub.. rozpalić grilla ;) Są też trzy granitowe obeliski – po jednym dla każdego państwa.
Polska część Trójstyku.© Goofy601
Wymarzone miejsce na dłuższy postój i jakiś pełniejszy posiłek. Do wyboru mam dwie wiaty – czeską i za mostkiem słowacką. Po polskiej stronie wiaty niema. Są za to schodki, obok których biegnie wąska asfaltowa dróżka, jakby stworzona z myślą o rowerzystach.
Odpoczywam pod wiatą u Czechów. Jest niesamowicie wręcz cicho i spokojnie. Niema wiatru, turystów też niewielu. Ci co są, podziwiają krajobraz w milczeniu albo rozmawiają prawie szeptem. Od razu widać że nie z Polski ;) Nie chciałbym nikogo obrazić, ale duża część naszych rodaków ma tendencje do zbyt głośnego zaznaczania swojej obecności ;)
Wylegujące się nieopodal zwierzęta również zachowują bezgraniczny spokój ;)
Bycek ? ;)© Goofy601
Rzeczywisty punkt styku trzech granic znajduje się pośrodku wyznaczonego przez obeliski trójkąta – w korycie górskiego potoku. Jest on trudno dostępny, ale również oznakowany.
Prawdziwy punkt styku granic.© Goofy601
Trójstyk - ujęcie ze strony słowackiej. ;)© Goofy601
Po zjedzeniu kilku porządnych kanapek i zebraniu sił ruszam ponownie wąską ścieżką rowerową, tym razem w kierunku Czech. Jak to dobrze, że nie ma problemu z przekraczaniem granicy. Skoro już tu jestem, warto by odwiedzić najbardziej wysunięty na wschód kawałek Republiki Czeskiej. Mowa oczywiście o wsi Hrcava.
Z Trójstyku prowadzi mnie szybkim zjazdem po betonowych płytach żółty szlak. Zjazd ten wymyślono chyba tyko po to by za chwilę rozpocząć mozolną wspinaczkę. Na niecałym kilometrze do pokonania 100 m różnicy wysokości. Tu po raz pierwszy dziś prowadzę rower, a i to nie jest łatwym zadaniem ;)
Do Hrcavy docieram nieźle zmordowany, ale od razu humor mi się poprawia. Wioska nieduża, z jedną tylko drogą dojazdową, zabudowa w dużej części zabytkowa, ale jakież to wszystko zadbane :) Widać że skromnie, ale porządnie i czysto. I to jest piękne :)
Domy w Hrcavie.© Goofy601
Łatwość przekraczania granicy powoduje, że dopiero na widok przedmiotów nazwijmy to “codziennego użytku” człowiek orientuje się, że jest w innym kraju ;)
Prosto, janso, na temat :)© Goofy601
Krążąc po uliczkach trafiam na drewniany kościół św. Cyryla i Metodego. Trochę inny niż te widywane na Śląsku. Może to przez te okienka?
Drewniany kościół Cyryla i Metodego.© Goofy601
Przez Hrcavę przechodzi kilka szlaków tematycznych i rowerowych, a większość ciekawych miejsc jest bardzo dobrze oznaczona.
Sporo opcji do wyboru - skrzyżowanie w Hrcavie.© Goofy601
Podziwianie widoków :)© Goofy601
A jest co podziwiać :)© Goofy601
Nacieszywszy się widokami ruszam dalej, tym razem do sąsiadów Słowaków. W poszukiwaniu zielonego szlaku pieszego ponownie muszę zmierzyć się z trójstykową stromizną. Tym razem w dół. Już się nie dziwię czemu podchodziło się tak ciężko. Utrzymanie roweru na dwóch hamulcach wymaga niezłej gimnastyki, zwłaszcza na zakrętach ;)
Jako że dziś jestem nastawiony głównie na asfalty cieszy mnie, że zielony szlak ( najkrótsza droga na Słowację ) ma tylko 800m. Przejedzie się go rach ciach, a potem znowu po równym. Tylko gdzie on może być? Pomagając sobie GPSem trafiam w końcu na zielony znaczek i ... zagłębienie w trawie do kolan. „Ścieżka” przez moment prowadzi łagodnie, ale za chwilę robi się bardziej stromo. Przejazd utrudniają niskie gałęzie. Pieszo chyba idzie się tędy w kucki :P
Znakowany szlka turystyczny w wydaniu słowackim ;)© Goofy601
Kawałek dalej następuje pewna poprawa. Jest droga, nawet szeroka... tylko płynie nią strumień. Cóż, nie będzie tak łatwo jak się wydawało ;)
Kawałek dalej ;)© Goofy601
Trochę to trwało, ale w końcu dotarłem do cywilizacji. Tak, tu czułem się jakbym przekraczał granicę „na dziko”. Na szczęście nikt do mnie nie strzelał :P
Trafiam do miejscowości Cierne. Tu również oznakowanie inne niż u nas. W tym kapeluszu i wdzianku ludzik z pasów przestaje być anonimowy ;)
Ten pieszy ma osobowość ;)© Goofy601
Z racji późnej godziny przez Cierne przejeżdżam dość szybko, focąc tylko co ładniejsze widoczki.
Obrodziło tej jesieni :)© Goofy601
Stylowy przystanek.© Goofy601
Jedzie czy nie jedzie? ;)© Goofy601
Kieruję się na żółty szlak do turystycznego przejścia granicznego ( tak głosi ustawiona tam tabliczka). Przed ponownym wjazdem w las, na lichym blaszanym moście robię postój na batonika. Uwagę zwraca wielokrotnie naprawiana barierka. Jak widać nie tylko w Polsce da się zreperować most przy pomocy starej deski i kawałka drutu ;) Na wszelki wypadek szybko opuszczam to miejsce.
Bo wszystko da się naprawić domowymi sposobami :P© Goofy601
Przeprawa przez las. Jest przejście, jest nawet znakowana trasa rowerowa. Niestety z powodu „nieczytelności” drogowskazu nie będzie mi dane z niej skorzystać.
Zbliżamy się do Polski :/© Goofy601
Wybieram więc czarny szlak pieszy w kierunku Czadeczki. Wbrew pozorom jedzie się bardzo przyjemnie :)
Slalom między drzewami :)© Goofy601
Po kolei ;)© Goofy601
Docieram do pierwszych polskich zabudowań oraz asfaltu. Nareszcie ;) Pogoda w dalszym ciągu przepiękna. Praktycznie bezchmurnie :)
Całkowite zachmurzenie na dzień dzisiejszy :P© Goofy601
Jako że wrócił mi w końcu zasięg Plusa szybki telefon do Eli, która też chciała dziś pojeździć. Umawiamy się w Koniakowie.
Zgodnie z sugestią Córki właściciela muzeum „Na Grapie”, aby zapewnić sobie trasę z fajnymi widokami, powinienem teraz wyruszyć wzdłuż rzeki Czadeczki i odbić na zielony szlak rowerowy. Tak też robię i tuż za mostkiem czeka na mnie kolejny stromy podjazd. Póki droga prowadzi przez las jakoś daję radę i powoli brnę do przodu. Tuż za lasem jednak słońce zaczyna przygrzewać i kapituluję. Nie ma sensu się tak męczyć, lepiej podziwiać widoki ;)
Panorama Jaworzynki.© Goofy601
Spacer pod górkę pozwolił mi trochę odpocząć. Mogę więc jechać dalej po w miarę równym górski grzbiecie. Mijam różne zabudowania, starsze, nowsze, nowo budowane domki letniskowe i działki z przyczepą kempingową. Nie dziwię się, że ludzie chcą się tu budować. Piękny stąd widok na Jaworzynkę, Istebną i Koniaków.
Drewniana chałupka :)© Goofy601
Bo kanapa i telewizor to podstawa :P© Goofy601
Powoli zaczynam rozmyślać o obiedzie, ale to dopiero w Koniakowie. Póki co na drodze stoi mi jeszcze jeden szczyt – Ochodzita. Jest to najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki i mimo, że nie muszę wjeżdżać na samą górę ( 894 m.n.p.m) to na wygłodniałym rowerzyście robi wrażenie ;)
W oddali Ochodzita.© Goofy601
Widok w kierunku Istebnej ze stoków Ochodzity.© Goofy601
Podjazd wyglądał groźnie, ale nie był taki zły, a dodatkowo wynagrodził pięknymi widokami. W Koniakowie przyjemny zjazd i po paru minutach jestem na miejscu. Jak się okazuję przed czasem. Stawiam więc rower na wielostanowiskowym parkingu i odpoczywam w cieniu pałaszując ostatniego znalezionego w sakwach batonika ;)
Parking rowerowy pod kościołem w Koniakowie.© Goofy601
W międzyczasie, po nierównej walce z mapą dotarła też Ela. Ruszamy poszukać czegoś do zjedzenia. W drodze do Ciśca pozostał nam tylko jeden podjazd – ponowna konfrontacja z Ochodzitą. Z powodu dużej liczby spraw do obgadania pokonujemy go jednak piechotą ;)
Ostatni podjazd na trasie :)© Goofy601
Obowiązkowo sweet focia okolicznościowa ;)
Na ludowo-rowerowo :)© Goofy601
Jesień...© Goofy601
U szczytu podjazdu czeka na nas Karczma Ochodzita. Idziemy coś zjeść. Po całym dniu na siodełku można trochę zaszaleć. Nazwy w karcie dań brzmiały zwyczajnie. Ich rzeczywiste odpowiedniki ze „zwyczajnością” miały niewiele wspólnego, niemniej były bardzo smaczne :)
„Sałatka z kurczakiem”:
Coś pożywnego.© Goofy601
„Naleśniki z serem”:
I coś na słodko :)© Goofy601
Po bardzo sycącym posiłku posiedzieliśmy jeszcze trochę ciesząc oczy widokiem z karczmowego tarasu. Bardzo dobra lokalizacja.
Wieczorne Beskidy :)© Goofy601
Karczma Ochodzita.© Goofy601
Od razu widać, że to już jesień. Ledwo słońce dotknęło horyzontu a już bardzo szybko zaczęło robić się ciemno. Niby fajny nastrojowy klimat, ale do Ciśca zostało nam jeszcze 15 km, a Ela nie zabrała lampek ;) Pora jechać.
Zachód słońca :)© Goofy601
Mimo protestów zarządzam odzianie się w odblaskowe kamizelki. Co z tego że „okropnie wygląda”, przynajmniej będzie nas widać ;)
Na drodze pusto, a w planach żadnego więcej podjazdu. 15 km czystej jazdy w dół :) Póki jest jeszcze widno możemy trochę poszaleć po drodze technicznej przy trasie 69. Jest super. Od Milówki robi się już na prawdę ciemno, więc musimy trochę przystopować. Staram się trzymać możliwie blisko na kole i swoimi lampkami oświetlać nasz tandem ;)
Bądź widoczny na drodze :)© Goofy601
Nowa droga w kierunku Zwardonia© Goofy601
Tym sposobem cało i zdrowo dojeżdżamy do Ciśca.
Rokitnica-Mikulczyce-Zabrze Centrum-pociąg-Wisła Głębce-Istebna-Jaworzynka-Hrcava(CZ)-Cierne(SK)-Jaworzynka-Koniaków-Szare-Milówka-Cisiec
Dane wyjazdu:
18.90 km
5.00 km teren
01:08 h
16.68 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy:211 m
Rower:Grand Adventure-S
AZS MTB CUP 2011 one day after ;)
Poniedziałek, 26 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 2
Wpis dodaję w kategorii "odkrywczo". Człowiek nigdy nie wie co jeszcze można odkryć niespełna kilometr od domu ;) A było to tak:Jako że na wczorajszych zawodach męczyło mnie lekkie przeziębienie, odpuściłem sobie start w zawodach amatorskich, poświęcając pół dnia obserwacji wyczynów zawodowców. Oglądało się fajnie, ale cały czas korciło mnie by przejechać się tą trasą i zobaczyć jak to jest "od kuchni".
Dziś poczułem się nieco lepiej, więc zaraz po pracy i obiedzie ruszyłem na pętlę w Rokitnicy, by wykorzystać ostatnie promienie zachodzącego słońca. Po zawodach wszystko zostało dokładnie uprzątnięte, więc prócz walki z czasem mogłem pobawić się w tropiciela ;) Nie było to trudne, bo rozjeżdżona dziesiątkami par opon trasa była doskonale widoczna.
Zadowolony z siebie wzorem zawodników pucharu AZS wjechałem w las... i od razu po hamulcach. Tam gdzie kolarze znikali wśród drzew czaił się dosyć stromy uskok. Ok, no to kawałek prowadzimy. Trochę po płaskim, mostek przez błoto, skręt w prawo - w końcu trochę po równym. Tu można się rozpędzić. Gdyby nie te "końskie wertepy". Nie wymiękam jednak, przyciskam mocniej na pedały. Jeszcze trochę prostej i zakręt w lewo. Dziury coraz większe, ścieżka coraz węższa. Wije się między drzewami. Ale jedzie się przyjemnie, jest przejrzyście i miękko.
Do czasu gdy staję przed... ścianą a właściwie starym nasypem kolejowym lekko tylko odchylonym od pionu. Tu chyba żaden śmiałek nie podjeżdżał. Widzę kamienie, które mogłyby robić za stopnie. Nasyp mniej więcej tej wysokości co ja, więc jakoś wtaszczam rower do góry. Tu można znów nacieszyć się jazdą podziwiając las ze znacznej wysokości. Wiedziałem, że w lesie tym jest nasyp, ale nie przypuszczałem że taki wielgachny.
I tu moja radość nie trwała długo, bo autorzy trasy skierowali ją z powrotem na dół. Tyle że nasypowi przybyło ładnych parę metrów. Hmmm, zjazd w dół po prawie pionowej skarpie pokrytej czymś w rodzaju pyłu wulkanicznego (tak została rozjeżdżona gleba leśna ;)) jakoś nie bardzo mi się uśmiechał. Technika przy pomocy której zdobywaliśmy z Elą Skrzyczne trasą downhillową też nie zdała egzaminu. Zamiast zaprzeć się o rower i powoli zejść niczym na nartach zjechałem na butach "pługiem" z rowerem w poprzek trasy na sam dół. Jak po śniegu :P
Po tej małej, bardzo nietechnicznej z punktu widzenia kolarstwa górskiego przygodzie, wróciłem na siodełko by zjechać łagodnym zjazdem wąską ścieżką jeszcze niżej. Minąłem dwa dołki przypominające leje po bombie ( i równie zdradliwe) i zjechałem ponownie na dno wąwozu. Tym razem organizator postarał się o potrójny, strasznie wąski trawers. W tym pyle bardzo ciężko było zrobić nawrót ;)
Dalszy etap to podjazd wzdłuż płotu kąpieliska, nawrót w lewo przez dziurę w płocie, szeroki wyboisty zjazd i już można podjeżdżać pod górkę na której robiłem wczoraj zdjęcia. Po tym wszystkim co czaiło się w lesie okazała się banalna. Nawet udało się podjechać na przełożeniu 1-3 ;) Finisz był już tylko formalnością :)
Ten przejazd uświadomił mi czym różni się amator od zawodowca. Wczoraj na tych wąskich ścieżynkach ścigało się siedemdziesięciu chłopa, jedno okrążenie robili w około 5-7 minut, przejeżdżali tą trasę bez zająknięcia, powtórzyli to 12 razy ( dziewczyny niewiele mniej ) i przy tych wszystkich leśnych zawiłościach mieli jeszcze siłę rywalizować i wyprzedzać się nawzajem :)
Mnie przebycie tej trasy zajęło 18 minut. Po jednym okrążeniu wyglądałem i czułem się jak po rajdzie przeprawowym. I wcale nie miałem ochoty na więcej :P
Patyki w szprychach, liście na ubraniu i w kasku, pył w butach... masakra :P
Zacząłem też widzieć sens w takich pojęciach jak: geometria zjazdowa, obniżona rurka, lekka rama, specjalne opony na piach, przedni amortyzator, hamulce tarczowe...to chyba jednak bardzo ułatwia życie ;)
Na pocieszenie pojechałem jeszcze zwiedzić trasę amatorska, która też wcale taka lajtowa nie była ;)
Gdy znalazłem się w końcu na kawałku równego asfaltu ruszyłem wykręcić jeszcze standardowe wieczorne kółeczko przez Górniki. Tak dla poprawienia samopoczucia ;)
P.S. To chyba najdłuższy jak dotąd wpis bez ani jednego zdjęcia ;) Trochę się rozpisałem, ale jakoś czułem potrzebę przelania na, yy... monitor wrażeń z przejazdu dużym sztywniakiem po prawdziwej trasie MTB ;)
Wytrwałym czytelnikom życzę dobrej nocy :)
Rokitnica-las-las-las-Rokitnica-Wieszowa-Górniki-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Dane wyjazdu:
52.50 km
4.00 km teren
02:39 h
19.81 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy:381 m
Rower:Grand Adventure-S
Do pracy 23 + zwiedzanie okolicy :)
Piątek, 23 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 1
Dziś znów w ramach rowerowej mobilizacji zebrałem się rano do pracy. Jeszcze zimniej niż wczoraj ;) Ale po południu ma być ładnie, więc zaciskam zęby i jadę. "Do" jak zwykle sprintem i bez przystanków.Po pracy i zasłużonym obiadku ruszyłem zbadać południowe obrzeża Gliwic. Zakorkowaną ul. Rybnicką dotarłem do skrzyżowania z A4. Tam odbiłem na pas techniczny przy składowisku śmieci, który doprowadził mnie na kładkę nad autostradą. Pogapiłem się chwilę na budowę najnowszego kompleksu bramek płatniczych. Ciekawe czemu stawiają je akurat tutaj a nie za zjazdem z Rybnickiej? ;)
Wjechałem w polną drogę wśród kukurydzy. Atmosfera sielankowa - słoneczko świeci, lekki wiaterek w plecy i... tam gdzie kończy się kukurydza zaczyna sie piekna panorama Gliwic :) Widać Nowe Gliwice, radiostację, budynki przy placu Karkowskim, kościół św. Bartłomieja i wiele wiele innych :)
Rzut oka na Gliwice :)© Goofy601
Trochę czasu spędzam w tej kukurydzy, podziwiając widoki. Dziś też pierwsze testy tegorocznej bluzy z Lidla. Póki co bez zastrzeżeń - bardzo wygodna :)
Autoportret :P Gdzieś na gliwickich polach.© Goofy601
Widząc jak szybko słońce zaczyna wędrować w dół, narzucam większe tempo i za chwil kilka lądują w Przyszowicach.
Chmury w Przyszowicach.© Goofy601
Tu staram się odnaleźć pałac rodziny von Raczek z 1895r. Chwilę błądzę z mapą, ale w końcu trafiam we właściwą uliczkę.
Pałac rodziny von Raczek w Przyszowicach.© Goofy601
W 2007 roku pałac został gruntownie odrestaurowany, dzięki czemu prezentuje się na prawdę wspaniale. Swoją siedzibę ma tu między innymi sołectwo oraz urząd stanu cywilnego (doskonałe miejsce na ślub :) )
Pałac rodziny von Raczek w Przyszowicach.© Goofy601
Herb nad wejściem głównym.© Goofy601
Robi się chłodno więc wracam.
Wąskim, drwenianym mostkiem do Makoszów, chwilka postoju na wahadle, potem do centrum i dalej już na pamięć ;) Docieram do domu znowu po zmroku. Szybki prysznic i może jeszcze zdążę obejrzeć jakiś film :)
Rokitnica-Mikulczyce-Szałsza-Żerniki-Gliwice-Bojków-Przyszowice-Makoszowy-Zabrze Centrum-Mikulczyce-Rokitnica
Dane wyjazdu:
90.60 km
16.80 km teren
04:54 h
18.49 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:26.0
Podjazdy:617 m
Rower:Grand Adventure-S
Na skrzydłach i po torach :)
Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 1
No i stało się. Namówiony przez Serafina i Janka miałem wybrać się dziś na górę św. Anny. Niestety, wczorajsze prace remontowe przedłużyły się do godzin nocnych. W tej sytuacji wstawanie o 4 nad ranem nie miało sensu bo i tak daleko bym nie dojechał ;/Wstałem zatem o bardziej przystępnej porze. Mimo że z grupowego wyjazdu znów nic mi nie wyszło, stwierdziłem że nie można marnować tak ładnego dnia. Z resztą i tak miałem dziś wielką ochotę na dłuższe rowerowanie :)
Około godz. 11 (tak, wiem, dobra pora do jazdy w słońcu ;) ) wyruszyłem przez Helenkę i Stolarzowice z zamiarem dotarcia do lotniska w Pyrzowicach. Kilka razy poniosło mnie w tamte okolice, ale jakoś nigdy jeszcze nie udało się tam trafić. W taką pogodę jak dziś powinno być fajnie widać startujące samoloty :)
Dość szybkim tempem udałem się w stronę Wymysłowa. Tą trasę już znam więc poszło sprawnie. Czas rozpocząć wędrówkę z mapą. Tuż za zaporą trafiam na znaki ścieżki dydaktycznej po okolicznych bunkrach. Skoro już tu jestem to czemu by nie pozwiedzać skoro tak ładnie zapraszają :)
Bunkier w Wymysłowie niedaleko zapory.© Goofy601
Pierwszy trafił się schron pozorno-bojowy Grupy Bojowej Wymysłów, jak widać gruntownie odnowiony przez miłośników fortyfikacji :)
Dalej wzdłuż wschodniego brzegu jeziora trafiam na kolejną tabliczkę
Oznakowanie "bunkrowej" ścieżki dydaktycznej.© Goofy601
Zgodnie z wytycznymi po 300m w środku lasu pojawia się schron piechoty, taki sam jak te znajdujące się na "Pozycji Tarnowskie Góry"
Ten jest jednak odrobinę lepiej zachowany. Metalowe elementy typu zawiasy, ościeżnice czy unikatowe klapy strzelnic zostały zabezpieczone farbą antykorozyjną.
Kolejny - tym razem schron piechoty :)© Goofy601
Przelotnia.© Goofy601
Schron ten stoi niczym leśny domek, więc można go sobie dokładnie pooglądać z każdej strony. Kawałek dalej, również prowadzony tabliczkami, trafiam na podobny schron tylko mocniej zarośnięty. Jednak sezonem na bunkry zdecydowanie jest jesień i wczesna wiosna ;)
Spokojnymi dróżkami przez Ossy podążam w kierunku Tapkowic. Po drzewach już coraz bardziej widać zmieniającą się porę roku.
Jesień idzie.© Goofy601
W Tąpkowicach mijam ciekawy kościół św. Jana Chrzciciela z figurą patrona, na której święty wygląda bardziej jak Brad Pit w filmie Troja ;)
Kościół św. Jana Chrzciciela w Tąpkowicach.© Goofy601
Chociaż.. kto wie, może rzeczywiście miał taka nienaganną sylwetkę ;)
Dobrze zbudowany Jan Chrzciciel :P© Goofy601
Krótki odcinek zmuszony jestem jechać główną drogą, dlatego z radością odbijam w coś mniej uczęszczanego w kierunku Ożarowic. Nie ujechałem nawet kilometra, a tu kolejna niespodzianka - bunkier. I to jaki :)
Jeden z najcięższych schronów bojowych OWŚ, tradytor artyleryjski ze stanowiskiem armaty fortecznej 37mm :)
Obszar Warowny Śląsk - bunkier w Tapkowicach.© Goofy601
Kopuła pancerna.© Goofy601
Aż chciało by się wejść do środka i pozwiedzać, tym bardziej że krata zamykająca wejście jest zachęcająco uchylona ;) Jednak w myśl zasady, ze samotnie do bunkrów nie włażę odpuszczam sobie tą przyjemność.
Ujęcie z góry - bunkier w Tąpkowicach.© Goofy601
Do samych Ożarowic jedzie się pięknie - pagórki, pola, spokój. Ogólnie dużo przestrzeni. Idealne miejsce na lotnisko :) Skręcam w prawo, mijam ostatnie zabudowania i w końcu jest - koniec pasa startowego. Pamiątkowa fotka przy bramie i ruszam na mały tour de Pyrzowice ;)
Wreszcie u celu - Lotnisko Pyrzowice.© Goofy601
Zaskakującym elementem tutejszego krajobrazu jest... zagęszczenie parkingów na metr kwadratowy. Nie dość że pod samym terminalem są olbrzymie place pełne aut, to praktyczni każdy domek jednorodzinny z kawałkiem ogródka opatrzony jest szyldem "Parking" :P Domy które parkingu nie prowadzą na ogół przeznaczone są na sprzedaż ;)
Pyrzowice - terminal B© Goofy601
W sumie trudno się dziwić, bo kto chciałby mieszkać przy pasie startowym... nie mając parkingu? ;)
Gdzie się nie obejrzeć - parkingi :)© Goofy601
Chcąc uniknąć jazdy głównymi drogami odbijam na szutrową drogę wzdłuż płotu.
Przy nieczynnym już przejeździe kolejowym wisi znak całkiem dobrze oddający sytuację kolei w naszym kraju ;)
Pięcioramienna gwiazda Św. Andrzeja - symbol Polskich Kolei :P© Goofy601
Za przejazdem ładny asfalt prowadzi mnie na teren dawnej jednostki wojskowej.
Droga wzdłuż ogrodzenia lotniska.© Goofy601
Po chwili nawierzchnia znów zmienia się na szutrową, a kawałek dalej jest już tylko wąska ścieżka wzdłuż płotu. Docieram na początek pasa startowego (tzn. tam gdzie samoloty lądują ;) ) Jak się okazuje jest to dobre stanowisko obserwacyjne bo pełno tu ludzi z lornetkami i aparatami z dużym zoomem ;)
Z moim skromnym 10x nie mam tu czego szukać. Jadę dalej, znów asfalt i przerwa na drugie śniadanie. A właściwie obiad zapakowany do bułki ;) Przerwa w cieniu, bo upał pomału robi się nieznośny.
W miejscowości Zendek podejmuję kolejną próbę dotarcia pod lotniskowe ogrodzenie. Malownicza droga gruntowa prowadzi mnie zakosami we właściwym kierunku.
Chmurki ;)© Goofy601
Niestety, gdy cel wydaje się już bliski dalsza jazda okazuje się niemożliwa - droga zarosła wysoką trawą. Mam za to dobry widok na lotniskowy radar :)
Radar przy lotnisku.© Goofy601
Cóż, jadę domknąć pętlę wokół lotniska, po drodze uzupełniając zapasy wody w wiejskim sklepie ( dobrze że w niedziele był otwarty :)) Zajmuję wygodną pozycję na przystanku autobusowym na wprost pasa i zabieram się za to po co tu przyjechałem - focenie samolotów ;)
Start :)© Goofy601
Od spodu :P© Goofy601
Kolejny - trochę większy :)© Goofy601
Już schował podwozie ;)© Goofy601
Ten z kolei właśnie wylądował :)© Goofy601
Gdy już nacieszyłem się tym widokiem (pierwszy raz widziałem startujący samolot z tak bliska), zacząłem powoli myśleć o powrocie. Ale że popołudnie zapowiadało się ładnie i nie było już tak gorąco, drogę powrotna obrałem przez Miasteczko Śląskie.
Po drodze odwiedziłem Żyglin, a w nim zabytkowy kościół.
Dróżka na Żyglin.© Goofy601
Kościół w Żyglinie 1842r.© Goofy601
Kościół w obecnej formie wzniesiono w 1842r. a trzydzieści lat później dobudowano wieżę. Przed głównym wejściem stoją kamienne figury oraz krzyż, którego autorem po raz kolejny okazał się głubczycki kamieniarz.
Kolejny mistrz-kamieniarz z Głubczyc.© Goofy601
Jako że nie miałem jeszcze okazji jeździć po tych terenach, dziś była znakomita okazja by zobaczyć coś nowego. Tak jak dla Pyrzowic charakterystyczne były parkingi, tak praktycznie w każdej wiosce od Ożarowic aż do Miasteczka Śląskiego większość domów wyposażona jest w studnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że prawie wszystkie wyglądają tak samo. Zaniedbane lub odnowione, z kołowrotkiem lub z pompą, używane lub nie, ale zawsze są to przeróżne wariacje na temat tej samej "studni z kulką", drzwiczkami i parapecikiem ;) W wersji podstawowej wyglądającej mniej więcej tak:
Charakterystyczna studnia.© Goofy601
W Miasteczku rzut oka na zabytkowe kościoły.
Stary kościół w Miasteczku Śląskim widziany zza nowszego :)© Goofy601
Nie bardzo uśmiechała mi się wizja jazdy do Tarnowskich Gór główną i niebezpieczna dla rowerzystów drogą. Poczekam aż wybudują tam porządna ścieżkę rowerową. Póki co wybrałem nieco bardziej ekstremalną, ale za to spokojną i urokliwą starą drogę wzdłuż torów. Prowadzi ona wzdłuż węzła kolejowego do centrum TG i jest to dobra alternatywa dla nadmiernego ruchu samochodowego. Drodze właściwie nie można nic zarzucić, jedynie to, że jest wykonana z dużych nieregularnych kamieni, przez co komfortowa jazda z prędkością większą niż 8km/h jest możliwa jedynie na fullu :P
Stara droga wdłuż torów - Miasteczko Śląskie.© Goofy601
Jak już wspomniałem droga prowadzi wzdłuż węzła kolejowego - tu zawsze jest na co popatrzeć, a rozmiary tej plątaniny szyn są imponujące :)
Zabytkowy wagon techniczny.© Goofy601
Spalinówki :)© Goofy601
Węzeł kolejowy w Tarnowskich Górach.© Goofy601
Węzeł kolejowy TG.© Goofy601
Niezidentyfikowany budynek nad torowiskiem ;)© Goofy601
Tak więc tu również spędziłem dłuższą chwilę obserwując węzeł "w ruchu", przy okazji konsumując drugą cześć obiado-bułki ;)
Przejeżdżając przez centrum TG nie mogłem nie zahaczyć o rynek gdzie odbywały się Gwarki. Wielkich tłumów pod sceną nie było, pewnie z powodu wczesnej jak na koncerty pory.
Gwarki 2011© Goofy601
Gwarki 2011 -koncert muzyki etnicznej.© Goofy601
Pokręciłem się trochę po rynku, ale nie zabawiłem długo. Powrót do domu już standardową trasą przez Stolarzowice. Tym sposobem niedziela upłynęła rowerowo, a licznik wskazał 90km. Do setki juz mi się nie chciało dokręcać ;)
P.S. Więcej o fortyfikacjach OWŚ można poczytać TUTAJ
Rokitnica-Helenka-Stolarzowice-Stroszek-Radzionków-Kozłowa Góra-Wymysłów-Ossy-Tąpkowice-Ożarowice-Pyrzowice-Luciejów-Zendek-Ożarowice-Brynica-Żyglin-Żyglinek-Miasteczko Śląskie-Tarnowskie Góry-Repty-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Kategoria 75 - 100km, fortyfikacje, Odkrywczo
Dane wyjazdu:
73.60 km
5.90 km teren
04:10 h
17.66 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy:689 m
Rower:Grand Adventure-S
Odwiedzić Dorotkę :)
Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 29.08.2011 | Komentarze 6
Piękny sierpniowy weekend - ostatni wakacyjny. Spora część rowerowych znajomych wybrała się w góry do braci Czechów. Ja Czechów mam na co dzień, ale też naszła mnie chęć na zagraniczną wyprawę w góry. Wybrałem więc górę, wybrałem granicę (historyczną co prawda ale zawsze ;) ) i ruszyłem odkrywać nieznane ziemie :)Już na samym początku miła niespodzianka - licznik przekroczył 20000km. Moment wart odnotowania :)
Okrągły dystansik :)© Goofy601
Ruszyłem w kierunku Bytomia. Po drodze uzupełnienie prowiantu w Plejadzie. Miły Pan znów popilnował mi roweru, więc mogłem robić zakupy spokojnie :) Potem czekała mnie przeprawa przez coraz ładniej wyglądające skrzyżowanie w Miechowicach/Karbiu .
Skrzyżowanie w Karbiu rośnie w oczach.© Goofy601
Dosyć szybko dotarłem do Bytomia. Przygnębiające wrażenie sprawiają zaniedbane kamienice. Prawdziwe perełki architektury, gdyby tylko trochę przy nich popracować. A tak, ulegają powolnemu rozkładowi. Dla kontrastu nowoczesny, przeszklony budynek parkingu Agory - masakra :/
Kamienica w całej okazałości© Goofy601
Zdobienia kamienicy w Bytomiu© Goofy601
Na bytomskim rynku trafiam na pokaz Capoeira. Dobre pół godziny spędzam na podziwianiu jak zwinnie można się poruszać. Do tego te egzotyczne rytmy. I wszystko na żywo :)
Pokaz Capoeira.© Goofy601
Błogie lenistwo czas przerwać - przecież nie spędzę tu całego dnia. Nucąc wpadającą w ucho melodię ruszam w stronę Piekar. Po drodze mijam kościół św. Jacka w którym właśnie kończy się msza. Dopiero teraz zauważam jakie ta wielka budowla ma ładnie zdobione wejście. Swoją drogą już któryś raz sobie obiecuję, że przyjadę tu wieczorem ze statywem porobić nocne zdjęcia ;)
Wejście kościoła św Jacka.© Goofy601
Robi się coraz cieplej, ale w porównaniu z ostatnimi upałami to bułka z masłem. W drodze na Namiarki nie mogę pomagać sobie mapa, bo prawie nic się z nią nie zgadza ;) Budowa obwodnicy oraz autostrady wprowadza nową dezorganizację ruchu. Mam już jednak pewne doświadczenie z placami budowy, więc w miarę szybko odnajduję drogę we właściwym kierunku - jak zwykle najkrótszą przez środek :P
Tym sposobem docieram do mostu na rzece Brynicy. Tu zaczyna się moja zagraniczna przygoda - zobaczymy co zastanę po drugiej stronie :)
Brynica w kireunku Piekar.© Goofy601
Na ciekawostki na trasie nie musiałem długo czekać. Już za chwilę znów trafiam na budowę A1-dynki, tym razem jednak w konkretnym celu.
Znajdź bunkier ;)© Goofy601
Wzgórze w Namiarkach jest jednym z najliczniej zabunkrowanych odcinków Obszaru Warownego Śląsk. Zostało przedarte autostradą na dwie części. W starciu tym poległy już dwa z siedemnastu pancernych obiektów. Kolejny z nich, dotąd zakopany w ziemi na szczycie wzgórza znalazł się nagle na skarpie. Teraz rozpościera się z niego piękny widok na okolicę. Podobno ma zostać zachowany, odremontowany i robić za wizytówkę całego OWŚ. Ciekawa inicjatywa, pozostaje trzymać kciuki za sukces :)
Dobry punkt obserwacyjny.© Goofy601
Piękny widok na okolicę :)© Goofy601
Na bliższe zwiedzanie niestety się nie załapałem - ubiegli mnie inni rowerzyści. Dla potrzeb bloga inspekcję przeprowadzę kiedy indziej ;)
Kawałek dalej trafiam na okazały tradytor artyleryjski z wyraźnie oczyszczonym przedpolem. Czyżby szykował się kolejny obiekt muzealny do odrestaurowania?
Kolejny bunkier OWŚ w Bobrownikach.© Goofy601
Czas ruszyć w dalszą drogę. Wszak do celu jeszcze spory kawałek, a nikt nie raczył mnie poinformować że tu tak górzyście będzie. Z daleka teren wydaje się równy, jednak w rzeczywistości cały czas zjazdy i podjazdy. Nigdy nie wiem gdzie się właściwie ta Jura zaczyna ;) Ale przynajmniej nie jest nudno :) Jadę po "polskiej" stronie rzeki Brynicy i rzeczywiście widać różnice. Domy sa inne, z innych materiałów, w zupełnie innych kształtach. Dużo kamienia, sporo drewna, cegła raczej symbolicznie i dekoracyjnie.
W Wojkowicach mijam kościół pw. św. Antoniego z 1927 roku. Tak, dziś jest wymarzona pogoda do fotografowania kościołów ;)
Kościół św Antoniego w Wojkowicach.© Goofy601
Spory zjazd w dół i docieram do granic Będzina a konkretnie do Grodźca. Tu mnie jeszcze nie było ;)
Będzin zdobyty ;)© Goofy601
Jak już pewnie wszyscy wiedzą moim celem na dziś jest Dorotka (góra św. Doroty) - najwyższe wzniesienie w okolicy i poniekąd jeden z symboli Zagłębia. W leżącym u podnóża Grodźcu wyraźnie widać, że jestem już blisko.
Jakby ktoś miał wątpliwości ;)© Goofy601
Przy okazji - pięknie zachowany sklepik z minionej epoki :)
Zanim jednak rozpocznę poszukiwanie drogi na szczyt, zatrzymuję się przy ruinach cementowni. Miejsce do którego pielgrzymują postindustrialni fotografowie z całej okolicy było kiedyś nowoczesnym zakładem produkcyjnym. Uruchomiona w 1857 roku cementownia była piątym takim obiektem na świecie. Zamknięta w 1979r z powodu szkód górniczych, dziś powoli integruje się z naturą.
Cementownia Grodziec.© Goofy601
Potężny zbiornik.© Goofy601
Smutne to, ale gdyby nie taki obrót wydarzeń z pewnością nie powstałoby tyle pięknych zdjęć i wariacji artystycznych na temat tego miejsca. Też muszę się kiedyś wybrać na taka sesję fotograficzną, ale chyba jesienią, gdy aura będzie bardziej refleksyjna. Bo dziś, no cóż... sielanka ;)
Cementownia w dość optymistycznej scenerii.© Goofy601
Dość tej zadumy, pora wjechać na górę. Taak, tylko którędy? W poszukiwaniu czerwonego szlaku trafiam na kolejny zrujnowany obiekt. Tym razem obwarowany zakazem wstępu pod groźbą śmierci. Znam pewnego Roweroholika, który pewnie chętnie zbadałby to miejsce (o ile już tego nie zrobił ;) )
Kolejny zrujnowany budynek o zagadkowym przeznaczeniu.© Goofy601
Ogólnie sporo tu wiekowej zabudowy.
Zabytkowe komórki ;)© Goofy601
Po chwili błądzenia trafiam na ładne, kolorowe tabliczki - szlak św. Jakuba. Kierując się w przeciwną stronę mógłbym tą drogą dojechać (przez Rogoźnik i Sączów) do samego Santiago de Compostela. Ale może nie tym razem ;)
Droga św. Jakuba - do celu już blisko :)© Goofy601
Jadąc za niebieskimi tabliczkami z muszelką znajduję też czerwony szlak i trzymając się go pnę się pod górę. Zaczynają się pojawiać pierwsze widoki.
Grodziec widziany z góry.© Goofy601
W sumie to dobrze, że oglądałem widoki po drodze bo ze szczytu widać jedynie las ;) Jest też kościółek św. Doroty z 1635 roku. Jest zamknięty i trochę "podkopany" w ramach prac remontowych, ale i tak to wymarzone miejsce na odpoczynek.
Kościół na szczycie.© Goofy601
Zdobiona krata© Goofy601
Po dłuższym odpoczynku i posiłku na przykościelnym murku zjechałem trochę niżej pooglądać widoki z drugiej strony góry.
Jako że słabo znam się na topografii Zagłębia nie bardzo wiedziałem na co patrzę ;) Tu z pomocą przyszło wykształcenie energetyczne. Kominy Elektrociepłowni Będzin - znaczy patrzymy na Będzin. Kawałek w lewo chłodnie EC Nowa, znaczy tam jest Dąbrowa Górnicza. No i oczywiście centralnie i najbliżej na wprost - olbrzymi komin Elektrowni Łagisza :) Tym sposobem zlokalizowałem Sosnowiec :P
Elektrownia Łagisza :)© Goofy601
Nacieszywszy oczy widokami i dumny ze swojej orientacji w terenie postanowiłem w drodze powrotnej odwiedzić jeszcze zamek w Będzinie. Skoro już jestem w okolicy ;)
Zamek w Będzinie.© Goofy601
Mam dziś chyba szczęście do imprez plenerowych. Pod zamkiem trafiam na koncert muzyki celtyckiej o wymownej nazwie "ZAMEK" :)
Festiwal Muzyki Celtyckiej ZAMEK.© Goofy601
Zostałbym posłuchać, ale dopiero trwa strojenie instrumentów. Do tego zamek jest chyba lepiej pilnowany niż za czasów Kazimierza Wielkiego. Pan Ochroniarz wymownie patrzy na mój aparat, potem na jedną z wielu tabliczek "zakaz fotografowania i filmowania". Czyżby Celtowie bali się obiektywu?
Cóż, nie pozostaje mi nic innego, tylko obejść zamek naokoło, porobić kilka fotek ukradkiem i skierować się w stronę domu.
Zamek Bedzin - brama.© Goofy601
Zamek Będzin od dołu ;)© Goofy601
By nie było monotonnie w drodze powrotnej obieram kurs na Czeladź. Ruch jest umiarkowany więc w miarę bezpiecznie można jechać rowerem ( mimo ze to główna droga). Dopiero stąd widać Dorotkę w całej okazałości :)
Dorotka widziana z S1-ki.© Goofy601
Teraz dopiero widać że to góra :) - Góra św. Doroty.© Goofy601
W Siemianowicach ciekawa przygoda na światłach. Człowiek się różnych rzeczy spodziewa przy dojeździe do skrzyżowania - plamy oleju, szkła, piasku, ale na pewno nie dużej ilości... łożyskowych kulek :P Ja jakoś uchroniłem się przed glebą. Ciekawe jak radzą sobie samochody hamujące w ostatniej chwili? ;) Nie wiem, czy ktoś miał awarię czy to taki głupi kawał. Jedno jest pewne - wrażenie niepowtarzalne ;)
W Czeladzi przerwa na coś ciepłego do jedzenia. Duży plus dla Statoila za stojaki rowerowe :) Spotykam też dwie Rowerzystki które z przerażeniem stwierdziły, samochodowy kompresor nie pasuje do wentyli Dunlopa. Na szczęście pompka z Deca pasuje do wszystkiego ;)
Następny postój w Bytomiu przy zrujnowanej kamienicy. Być może są to jedne z jej ostatnich zdjęć, bo podobno ma iść do rozbiórki, Z resztą tu i tak nie ma już co ratować. Nie rozumiem jak można doprowadzić budynek do takiej ruiny. :/
Wieżyczka© Goofy601
Smutny koniec kamienicy w Bytomiu :/© Goofy601
Stropy już się zawaliły, resztę zapewne rozbiorą :(© Goofy601
Po tej dość przygnębiającej chwili zadumy ruszyłem w kierunku domu. Z lenistwa dołożyłem sobie parę kilometrów i wracałem przez Helenkę, byle by tylko nie podjeżdżać pod górkę w Rokitnicy :P
Rokitnica-Miechowice-Karb-Bytom-Piekary Śląskie-Namiarki-Bobrowniki-Wojkowice-Grodziec-Dorotka (382 m.n.p.m.)-Będzin-Czeladź-Siemianowice-Bytom-Karb-Miechowice-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Kategoria 50 - 75km, fortyfikacje, Odkrywczo