Info
Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.Rowerowanie w liczbach:
Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...
- dystans: 34312.14 km
- w terenie: 2208.10 km
- średnia prędkość: 17.84 km/h
- prędkość maksymalna: 60 km/h
- najdalej: 331 km
więcej
- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Dane wyjazdu:
46.10 km
2.00 km teren
02:08 h
21.61 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 48/2014 wreszcie normalna pogoda :P
Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Wreszcie brak deszczu i okrutnych upałów :) Nic więc dziwnego, że zaraz po pracy wybrałem się na małą przejażdżkę. Najpierw trochę po mieście za różnymi rzeczami pierwszej potrzeby, później trochę dalej. Aparat, jeszcze zipie, aczkolwiek bez zoomu i z uszkodzoną migawką to już nie to samo. Kilka zdjęć jednak udało się zrobić :)Niezłe fury można spotkać "na mieście" ;)
A to dopiero zestaw :)© Goofy601
Dwe Jeep-y jeden na pace drugi na lawecie - cud miód :)© Goofy601
Zawitałem w końcu na strefę ekonomiczną i trafiłem pod kolarski klomb :)
Rowerowy kwietnik :)© Goofy601
Później już zupełnie wiejskie pejzaże. Równiutki asfalt wił się mniejszymi i większymi pagórkami wśród pól i wiosek . Mijając dwujęzyczne tablice myślałem, że zapędziłem się za daleko na zachód :P
Czy aby nie za daleko dojechałem? ;)© Goofy601
Za Sośnicowicami wjeżdżam do raju rowerzystów, rolkarzy i biegaczy - na techniczną przy autostradzie. Nie niepokojony przez pojazdy mechaniczne docieram z powrotem do Gliwic
Wieże kościoła w Ostropie© Goofy601
Da się odczuć, że wszyscy korzystają z ładnej pogody. Na technicznej tłok, nawet ruch powietrzny wyraźnie się zagęścił :)
Pomyślne lądowanie... a przeleciał mi tuż nad głową ;)© Goofy601
P.S. nie wiem co mnie podkusiło by całą trasę jechać z ciężką torbą przewieszoną przez ramie....:P
Gliwice-Łabędy-Strefa-Kozłów-Łany Wielkie-Sośnicowice-Ostropa-Gliwice
Dane wyjazdu:
56.40 km
2.30 km teren
02:57 h
19.12 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:27.0
Podjazdy: m
Rower:DemoTywator
Do pracy 47/2014 + GMK
Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Po pracy na masę w Gliwicach. W końcu kiedyś trzeba mieć czas spotkać się z rowerową bracią :) Aparat dalej lekko upośledzony, więc zdjęcia w czasie jazdy nie były specjalnie możliwe. Te które się udało zrobić wrzucam TUTAJ.Po przejeździe korzystając z dobrej pogody zabraliśmy się za wielkie odprowadzanie. Najpierw pod Macieja uzupełnić bidony. Podobno restauracja w nadszybiu już działa. Trzeba będzie sprawdzić :) Dalej trasa zakładała Szombierki, niestety musiałem się zerwać wcześniej... Ale i tak było sympatycznie.
P.S. No i w końcu wiem gdzie rośnie czarna morwa :P
Rokitnica-Wieszowa-Grzybowice-Czekanów-Szałsza-Żerniki-Gliwice-MASA-Żerniki-Maciejów-Zabrze Centrum-Mikulczyce-Rokitnica
Kategoria 50 - 75km, Masa Krytyczna
Dane wyjazdu:
11.20 km
0.00 km teren
00:41 h
16.39 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 46/2014
Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Cóż powiedzieć, mało ambitnie, a jednak na rowerze ;) Kategoria 0 - 25km
Dane wyjazdu:
9.00 km
0.00 km teren
00:34 h
15.88 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:19.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 45/2014
Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Podobnie jak wczoraj - na miejsko ;) Kategoria 0 - 25km
Dane wyjazdu:
14.20 km
0.00 km teren
00:45 h
18.93 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:14.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 44/2014
Wtorek, 1 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Dzień odpoczynku po Radlinie i już mnie ciągnie na rower :P Na razie asekuracyjnie by się rozruszać :) Kategoria 0 - 25km
Dane wyjazdu:
154.90 km
0.00 km teren
06:16 h
24.72 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:DemoTywator
V Śląski Maraton Szosowy - Radlin 2014 ;)
Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 3
Rano nie pada. Niebo jeszcze trochę zachmurzone, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze się wypogodzi. Do tego nie ma wiatru :) Dla pewności zabieram jedna kurtkę i zostawiam przy rowerze tylny błotnik. Ot tak, na wszelki wypadek ;) Szybkie pakowanie, micha pożywnej owsianki i ruszam do Radlina. Po wczorajszym ślęczeniu nad mapą nie mogę powiedzieć że jestem rześki i wypoczęty, ale tragedii nie ma - może się jeszcze obudzę.Pod Ośrodkiem Sportu powoli zaczynają się zbierać "sto pięćdziesiątki".
Jeszcze pusto ;)© Goofy601
W oczekiwaniu na start© Goofy601
Starty poszczególnych grup zaplanowano na 9:30. Dopytuję jeszcze co i jak i cierpliwie czekam na swoją kolej. Co jakiś czas dojeżdżają ludzie po całonocnej tułaczce. Jedni wyglądają na wykończonych, inni spokojnie podbijają kartę i ruszają po 600km. Szacun! :) Tu i ówdzie da się słyszeć narzekania na deszcz w nocy i wiatr łamiący gałęzie... A więc nie mieli lekko.
Punkt kontrolny A - biuro zawodów© Goofy601
Dla nas pogoda zapowiada się wręcz idealna. Powoli ustawia się pierwsza grupa startowa. Cykam kilka pamiątkowych zdjęć, póki wszyscy pełni sił ;) Ruszyli.
Pierwsza grupa na 150 ruszyła :)© Goofy601
Org wyczytuje drugą grupę startową. Jestem w trzeciej, więc mam jeszcze trochę czasu na zdjęcia... ale zaraz, wyczytał moje nazwisko?? Lecę z pytaniem.
-"tak tak, był pan w grupie trzeciej ale kilku przed panem się nie zgłosiło, więc przesunęliśmy wyżej by było po równo..."
-Super... :P
Na szybko łapię rower, przygotowuję, sprawdzam przednią piastę, która poluzowała mi się jeszcze na parkingu i z braku narzędzi skręciłem ją palcami... ok, chyba zadziała. Można ruszać ;)
START!
Ruszamy zwartą kolumną przez Radlin. Kierunek Wodzisław. W piętnastoosobowej grupie nie znam nikogo (nawet z netu ;) ), mamy za to mieszany skład. Jadą z nami trzy sympatyczne Maratonki. Nie mam pojęcia na jakie tempo się nastawiać, więc jadę asekuracyjnie. W myślach powtarzam trasę. Byle by się nie zgubić... :P
Już za pierwszym zakrętem grupa zaczyna przyspieszać. 27... 35... 43km/h... Oj nie będzie to zwykła niedzielna przejażdżka ;) W drodze do Wodzisławia orientuję się, że jadę ostatni. Trzeba podgonić. Na zjeździe doganiam koło ostatniego w kolumnie, na podjeździe zaczynam powoli piąć się w górę stawki. Tak dla pewności, że będzie za kim jechać gdybym jednak zbłądził. Trzy ronda, zjazd i już na kolejnym długim podjeździe peleton zaczyna się rozciągać. Niektórzy, pocisnęli na przód, inni przeszacowali siły, jeszcze inni postanowili trzymać swoje tempo. Zwalniam i ja, bo długo takiej średniej nie wytrzymam ;) Chwilę trzymam się za dziewczynami bo jadą z optymalną prędkością.
(I żeby mi nikt nie zarzucił, że się bezczelnie wiozłem na kobiecym kółku sprostuję. Co to jest zmiana, do czego służy i jak się ją daje dowiedziałem się dopiero na trasie ;) Taka kolarska szkoła życia. Startowałem zupełnie zielony w te klocki :P )
Grupa 9 jeszcze w miarę kompletna ;)© Goofy601
Na kolejnym podjeździe stwierdzam, że jednak chyba za wolno jedziemy i podciągam do przodu. Po chwili jadę już sam. Kierunek Mszana. W zasięgu wzroku mam dwóch kolejnych kolarzy. Dystans spory, ale staram się utrzymać. Wyglądają jakby znali trasę ;)
Po podjazdach przyszła kolej na długi zjazd. Z moimi nie do końca prostymi kołami trochę rzuca, ale da się utrzymać poprawny tor jazdy. Asfalt za to elegancki.
Prosta równa droga, czego chcieć więcej :)© Goofy601
Robi się coraz cieplej, podwiewa też jakby mocniej w twarz. Pomny rad mądrych ludzi staram się regularnie pić. Zaciągam więc większy łyk z bukłaka i po chwili czuję, jak mokną mi spodenki... Co jest? Wygląda na to że zaworek w ustniku się sp...spsuł ;) Izotonik małymi kropelkami spływa po rurce i kapie na nogi... Na liczniku ok. 40km/h. Walczę z wężykiem, paskiem od plecaka i aparatem, gdy nagle bardzo powoli wyprzedza mnie jakiś samochód... A ten czemu tak wolno jedzie? Dopiero po chwili widzę wystawione przez okno kamerę i aparat... :P No tak, filmik kręcą! :D (sławny będę ;) 6:15min , 7:27min oraz pomniejsze epizody w drugim planie :P)
Uporawszy się z cieknącym ustnikiem mijam Wodzisław i odbijam na tzw. mijankę w kierunku Ruptawy. Tu jest dopiero faliście ;) Odcinek o tyle ciekawy, że zawodnicy jadą tu w obu kierunkach jest więc okazja pomachać tym najmocniejszym na środku ich ostatniej pętli. Tu czasem kogoś wyprzedzę, to znów jestem wyprzedzany. Taka rotacja. Pogoda coraz ładniejsza, chmury znikają, wokół widoki na pola... Nagle czuję uderzenie o pasek od kasku. Owad, nic szczególnego. Ale zaraz... dalej bzyczy... Trzepiąc nerwowo głową wiedziałem już co za chwilę nastąpi. Bzyczący agresor w końcu się uwalnia, a ja mogę w spokoju wyciągnąć ze skroni pszczele żądło... :P Pięknie... Teraz pytanie - jestem uczulony czy nie? :P Skroń swędzi i chyba trochę puchnie, ale jechać trzeba.
Chyba skok adrenaliny sprawia, że mimo lekkiego już podmęczenia odzyskuję siły. Wyprzedzam kilku zawodników na podjazdach i podłączam się do pana na czarnym trekingu. Bezbłędnie przejeżdżamy przez najbardziej dla mnie zagmatwany odcinek trasy z Ruptawy do Golasowic. Trzymam się na lekki dystans, żeby nie było, że się wiozę ;) Poza tym jakoś nie lubię jechać tak blisko innego roweru. Mijamy naprawdę urokliwą okolicę. Wśród pól pełno małych stawików, aleje wysadzane starymi drzewami... Wszystko o dziwo po bardzo dobrym asfalcie :) Próbuję podczas jazdy coś focić ale chyba jestem nie wprawiony. Za duża prędkość ;)
Kościół w Pielgrzymowicach sfocony przez ramie ;)© Goofy601
Przed Bąkowem pan zagaduje czy przez wiślankę pojedziemy razem. Bo się podobno straszny wiatr robi w tunelu między ekranami a we dwóch będzie łatwiej. Cóż, chętnie. Nie wiem wprawdzie jak się te zmiany daje, ale w końcu będzie okazja trochę popracować :)
Wkrótce dołącza do nas jeszcze jeden zawodnik w czerwonej koszulce, a przed samym zjazdem na DK81 dołączają dziewczyny i jeszcze kilku kolarzy. Od razu wskakują do przodu i ostro tam walczą z wiatrem. Jest więc mocna ekipa dyktująca konkretne tempo.
Na pszczelim dopingu jedzie mi się zadziwiająco dobrze. Rzekłbym nawet, że to jeden z najprzyjemniejszych etapów na radlińskiej pętli. (mimo że większość mówiła o nim bardzo brzydko ;) ) Muszę jedynie pilnować swojego miejsca w kolumnie by nie spowalniać tych za mną. Na poboczu hmm, jeż ściele się gęsto. Jakiś pogrom musiał być minionej nocy:/ Ciśniemy tak równym rytmem aż do Skoczowa. Później grupa zaczyna się rwać.
Pędzimy wiślanką© Goofy601
Mijamy roboty drogowe i zgodnie ze strzałkami skręcamy do centrum Ustronia. Tu dopada mnie pierwszy kryzys... Ale chyba nie tylko mnie, bo mimo wleczenia się 15km/h po prostym wyprzedzam czerwoną koszulkę ;) Przez głowę przechodzą myśli, że może by tu zostać, poopalać się nad Wisłą. Wszak góry latem są takie piękne... a może to pszczoły mi szkodzą? ;) Robię w głowie krótki rachunek sumienia, i chyba wiem w czym problem. Do tej pory nigdy nie jechałem non stop dłużej niż 30km. A tu nie licząc jednej pszczelej podpórki nie dotykałem asfaltu przez prawie 60km. Na punkcie muszę złapać oddech.
Gdy widzę krzątającego się przy rondzie Orga wraca mi dobry humor. Wpadam na punkt kontrolny B, podbijam kartę i do kolejki po jedzonko :) W zasadzie to już trochę zgłodniałem. Na punkcie całkiem spora gromadka. Ci, którzy mnie wyprzedzili na trasie albo już pojechali, albo właśnie wyjeżdżają. Ja jednak muszę przynajmniej 10 min pochodzić po twardym i odpocząć. Inaczej czarno widzę dalszą jazdę. Słońce zaczęło już ostro przygrzewać. Kawałek dalej w cieniu opatrują gościa po wywrotce. Nieźle poobijany, spodenki podarte, ale jedzie dalej. To jednak impreza dla prawdziwych twardzieli :)
Punkt kontrolny B - Ustroń© Goofy601
Na dzień dobry 2 kubki izotoniku z kanistra (dobry, bardziej wodnisty niż mój ;)), kubek wody. Teraz do cienia skonsumować przydział żywnościowy. Jest buła z wszystkim czym się dało, drożdżówka i wafelek. Bułka znika szybko, chwilę potem drożdżówka. Apetyt dopisuje, to dobrze :) Wraca chęć do dalszej jazdy. Ba, nawet wielka chęć :) Jeszcze tylko kilka szybkich zdjęć, by zapamiętać jak to tu było i w drogę.
No tak, zdjęć... tylko czemu aparat się tak dziwnie klei? Aha, wyciekający z ustnika izotonik zamiast po nogach spływał całą drogę po aparacie...Pięknie :/ Migawka prawie nie działa a zoom trzeba obsługiwać dwoma rękami... tak się wszystko pokleiło :/ Trudno, nie będzie fotek. A najpiękniejszy odcinek trasy przede mną... :/
Poddenerwowany ruszam w dalszą drogę. Przede mną bardzo górzysty odcinek z Ustronia do Cieszyna. Na punkcie dało się słyszeć opinie, że wredny, pagórkowaty i męczący. Zobaczymy ;) Miałem rację, odpoczynek był mi potrzebny, siły powróciły. Nogi same wyrywają się do dalszej jazdy. Duża grupka ucieka mi na światłach w Ustroniu. Diabelstwo jest na czujnik, więc swoje muszę odstać aż nadjedzie jakieś auto ;) Doganiam ich dwa podjazdy dalej.
Rzeczywiście droga jest nazwijmy to urozmaicona. Góra, dół, góra, dół ale nie są to jakieś karkołomne podjazdy. A tych "w dół" jest nawet więcej i są długie i kręte :) No ale przecież czy nie w takich warunkach jeżdżę na co dzień? Czuję się jak ryba w wodzie. Szybko łykam krótkie podjazdy by po chwili delektować się zjazdem. Na tyle łagodnym, że nie trzeba dusić hamulca. Wokół góry, za nimi granica... Po prostu pięknie :D Rozumiem, że kolarzy "nizinnych" mógł ten odcinek denerwować, ale dla mnie był po prostu rewelacyjny. Tak mogło by być aż do samego Radlina.
Po tych górkach ganiam się z trójką kolarzy najprawdopodobniej z Krakowa (jeden w koszulce Bikeholicy). Wyglądają bardzo PRO, ale jadą dość asekuracyjnie. Pewnie to nie pierwsze ich okrążenie. Tak więc mijamy się na zjazdach i podjazdach.
W Cieszynie ma nastąpić zwrot akcji - wreszcie będę jechać z wiatrem. Zbliża się południe, słońce praży już całkiem solidnie, przydało by się wiatrowspomaganie ;) Życzenie spełnia się, ale w sposób trochę odmienny od oczekiwań. Na roncie w Cieszynie owszem zakręt w prawo, a za nim... prawdziwa ściana płaczu! Podjazd gigant wyrósł przede mną zupełnie znienacka, ledwo zdążyłem zredukować. No i zaczęło się mozolne mielenie. Ambitnie próbuję nie zmieniać na najniższy blat z przodu. Jak szosa to szosa ;) Po drodze monumentalna zabytkowa brama cmentarza komunalnego a tu nawet niema jak zdjęcia zrobić... Szalenie demotywujące. Wiatr w plecy więc praktycznie nie czuć że wieje. Do tego stok ustawiony centralnie na południe. Duszno jak na patelni... PRO grupka z Krakowa powoli się oddala. Zostaję z tym problemem sam ;) Nadchodzi kryzys nr2. Myślę sobie, doczołgam się jakoś do końca tej góry i stop. Nie da się dalej jechać Jest za gorąco. Poszukam cienia... Gdy w końcu trafiam na szczyt jakiś obłok przesłania słońce, robi się jakby chłodniej. Jest rondo, są strzałki i dłuugi zjazd. Zataczam się się na tym rondzie w kierunku strzałek, i sunąć w dół pod wpływem pędu ożywczego powietrza odzyskuję siły. Kryzys jak się pojawił, tak szybko znikł. Wyprzedzam grupkę z Krakowa i już równym tempem lecę aż do samych Zebrzydowic. Tu punkt kontrolny C umieszczono w zabytkowym pałacu.
Akurat zaczynałem znów odczuwać głód, więc cieszy mnie kolejny punkt żywieniowy. Tym razem w menu banan i batonik. Ale najpierw 2x herbata. Szczęśliwie zimna ;) Odpoczynek tym razem na siedząco. Twarda podłoga w zamkowym holu jest ciekawą alternatywą dla siodełka ;) Można się też trochę porozciągać i w końcu schować bezużyteczny już aparat do plecaka. Szkoda, że nie ma czasu na zwiedzanie. Szkoda, że nie ma jak zrobić zdjęć...
Na punkcie nie zabawiam długo. Przy wyjeździe mignęli mi znani z BS eranis z djtonikiem. Mimo ostatniego okrążenia wyglądali na skoncentrowanych. Trzymam kciuki za dobry wynik :)
Teraz czas powrócić do Ruptawy na mijankę. Droga wlecze się okrutnie. Ewidentnie nie spasował mi ten batonik z pakietu. Trochę zamulony przejeżdżam kolejne górki. Od izotonika już mną wstrząsa, więc przerzucam się na sok z bidonu. Od razu lepiej. Dosyć tej chemii ;)
Na mijance przez większość trasy pusto. Pszczoły na szczęście nie przypuszczają ataku by pomścić koleżankę ;) Nęka mnie za to uparcie myśl, że jak z mijanki skręcę w prawo to mam już tylko 16km do Radlina... Może już dość na dziś? W końcu to ponad 100km tego szalonego jak na mnie tempa.... Ostatnia szansa by się wycofać. Na ostatnim zjeździe przed skrzyżowaniem wyprzedzam dziewczynę jadącą na 450km. Wygląda na bardzo zmęczoną ale jedzie dalej. No to chwila, ona jedzie a ja nie mogę? Szarpię kierownicę mocno w lewo i wracam na trasę. Po chwili już wiem, że była to dobra decyzja :)
Pora zmierzyć się z ostatnią pięćdziesiątką ;) W drodze do Godowa doganiam poznanego na punkcie w Zebrzydowicach Grzegorza z Rybnika. Od teraz jedziemy już we dwóch. Prędkość trochę spada, ale za to jest czas trochę porozmawiać.
W Godowie mała niespodzianka od Orgów - strzałka na rondzie odwrócona w drugą stronę, na szczęście orientujemy się w porę ;) W Łaziskach doganiamy jedną z Maratonek - Marzenę (różowa koszulka, opony i akcenty w rowerze). Czyżby została w tyle za Teamem? Zbieramy ją na koło i lecimy dalej w kierunku Gorzyc. Tu wreszcie przydaje się nocne siedzenie nad mapą. Zapobiegam katastrofie nawigacyjnej i prowadzę dalej z pamięci. Ha, pierwsza prawdziwa zmiana ;) Jako, że nigdzie nie ma strzałek, moi współtowarzysze mają lekkie obawy czy na pewno jedziemy dobrą drogą. Ja jednak swoje wiem. Minąwszy Olzę, po przekroczeniu Odry spokojnie docieramy do wąskiej ścieżki przewidzianej przez organizatorów jako skrót ;) Żeby było zabawniej spora część zawodników pomijała ten skręt nadkładając dobre kilka kilometrów przez Chałupki.
Dalej w trójkę docieramy do Krzyżanowic, skąd trzeba pokonać jeszcze 3km odcinek do Tworkowa na punkt D. Pierwotnie punkt miał być w samych Krzyżanowicach, ale kilometrówka by się nie zgadzała więc Orgowie kawałek dalej przesunęli ;) Na polnej drodze pozdrawiamy zawodników wracających z punktu. Całkiem spora kumulacja. Zostawiamy naszą różową koleżankę na nieco spokojniejszym kółku i już we dwóch docieramy do celu.
Na punkcie w Tworkowie nie ma jedzenia. I całe szczęście bo od tej końcowej gonitwy zupełnie straciłem apetyt ;) Wlewam za to w siebie trzy kubki wody i zamawiam herbatę z cytryną. Uzupełniam też bidon, który przez wstręt do izotoniku zbyt szybko się wyczerpał ;) Dogania nas Marzena, ale chyba zbyt długo biesiadujemy, bo wyjeżdża na trasę przed nami. Mocna jest, bo gonić ją będziemy aż do samego Pszowa ;)
Po krótkiej naradzie ruszamy dalej. W końcu to ostatnie 20km. Grzegorz narzuca dość szybkie tempo, a ja staram się nie zostać w tyle. Jednocześnie cały czas usiłuję przekonać wypite na punkcie płyny, że opuszczanie mnie w tym momencie nie jest najlepszym pomysłem... Jednak zmęczenie robi swoje ;) Dojeżdża jeszcze dwóch zawodników (tych, którzy nadkładali drogi przez Chałupki) i tworzymy mały peleton. Prędkość jeszcze wzrasta bo panowie pewnie chcą czasy z zeszłego roku poprawiać. Nieśmiało wspominam kilka razy, że w Syryni trzeba uważać na skręt w lewo w wąską drogę... Mimo strzałek pojechali prosto :P Grzegorza udało mi się zawrócić od razu, pozostali musieli gonić.
Wąska uliczka miała doprowadzić nas do Pszowa. Po drodze czaił się jednak najbardziej nagłośniony podjazd tego maratonu. Nie wiem dokładnie ile procent, ale stromy był. Po raz kolejny cieszyłem się, że jednak zamontowałem w rowerze kasetę z 34T :P Zrzuciłem na młynek i spokojnie piąłem się w górę słuchając opowieści o wyjazdach w góry :)
Na szczycie podjazdu kolejna niespodzianka - drogowcy wycięli pokaźne dziury w asfalcie. Ledwo udało się ominąć. W Pszowie doganiamy Różową Kolarzystkę i lecimy dalej bo zaczęła się walka z czasem. Wprawdzie do limitu mamy spory zapas, ale pojawiła się szansa by zmieścić się poniżej 7 godzin :) No kto by pomyślał?
Koledzy wrzucają najwyższy bieg a ja tradycyjnie staram się nie odpaść. Ciśniemy tak aż do granicy Radlina. Teraz powinno być z górki. A jednak. Czeka nas jeszcze sporo mocnego kręcenia, bo od tablicy granicznej do "centrum" jest dobre 8km ;) Po drodze pan na czarnym trekingu, z którym jechałem początek trasy pojawia się jakby spod ziemi i mija nas jakbyśmy stali w miejscu... :P Skąd on wziął tyle mocy?? :D
Docieramy na metę. Wciąż są szanse zmieścić się w 7 godzinach. Odbijamy karty, jakieś problemy z odczytem, ale w końcu zaskakuje. (nie wiem czemu później okaże się, że mamy 7 minut różnicy w czasach ;)).
A z resztą nieważny czas. Powoli dociera do mnie, że UDAŁO SIĘ! Pomimo pewnych przeciwności, pomimo trudnej trasy udało się dojechać. I to nawet godzinę szybciej niż zakładałem :) Satysfakcja z ukończenia jest dużo większa niż przychodzące w trasie momenty zwątpienia :D
Gawędzimy sobie jeszcze o rowerach patrząc na nadjeżdżających kolejnych zawodników. Godzina 18:00 zbliża się nieubłaganie :)
Odliczanie do 18:00 trwa ;)© Goofy601
Zaczyna kropić, więc czas schować rowery. Właściwie to mógłbym tak siedzieć na tym deszczu, ale zaczyna się ulewa :P
Lekki deszczyk ;)© Goofy601
O 18:00 biuro zawodów zostaje zamknięte. Trwa wielkie sprzątanie i oczekiwanie na uroczystą dekorację zwycięzców. Ale to dopiero o 20:00. Jest trochę czasu na wymianę wrażeń, kąpiel czy odespanie po całonocnej jeździe...
Pomaratońskie rozmowy :)© Goofy601
Odsypiać można wszędzie ;)© Goofy601
Taki doping na pewno musiał być skuteczny :)© Goofy601
Niedotankowane paliwo... ;)© Goofy601
O 20:00 po raz kolejny udajemy się do sali teatralnej na uroczyste zakończenie. Stoły uginają się od pucharów. Następuje uroczysta dekoracja najlepszych i najwytrwalszych. Panie biorące udział po raz pierwszy również zostają nagrodzone. Są błyski fleszy i oklaski. Właściwie to nikt nie został pominięty, bo dla każdego uczestnika, który ukończył maraton przygotowano pamiątkową IMIENNĄ statuetkę. Tym sposobem otrzymałem pierwszy w życiu pełnowymiarowy puchar :) Aż się miło zrobiło :)
Puchary - sporo tego :)© Goofy601
Najwytrwalsi - ukończyli wszystkie edycje Maratonu© Goofy601
Do domu wracałem w pełni usatysfakcjonowany :)
Podsumowując,
Debiutancki start w maratonie szosowym uważam za więcej niż udany. Udało się uciąć godzinę z zakładanego czasu przejazdu oraz poznać swoje możliwości w zupełnie nowych warunkach. Pierwsze doświadczenie z kolarstwem szosowym, bardzo fajna atmosfera. Mimo tak wysokiego poziomu każdy mógł znaleźć sobie niszę i przejechać trasę w tempie dla siebie optymalnym. Nie do końca wiem, czy jazda na czas mnie wciągnie, ale już nabrałem apetytu na większe dystanse. Może się to wydać śmieszne po tylu kryzysach na najkrótszej trasie, ale po godzince odpoczynku na mecie miałem już ochotę na więcej :P Jak będzie w praktyce czas pokaże ;)
Póki co do kolekcji trafiło 13 nowych gmin, a w temacie przyszłorocznego Radlina jestem zdecydowanie na tak :)
Miłe pamiątki z Radlina :)© Goofy601
P.S.
Gdy zobaczyłem przednią oponę po maratonie padł na mnie blady strach. O ile nowa (najtańsza w sklepie ;) ) tylna nawet się porzadnie nie dotarła to przednia ostatecznie wyzionęła ducha... Dobrze że utrzymała się w jednym kawałku :P
Opona już może się rozluźnić ;)© Goofy601
Radlin-Wodzisław Śląski-Mszana-Jastrzębie Zdrój-Ruptawa-Pielgrzymowice-Golasowice-Bąków-Drogomyśl-Ochaby-Wiślica-Skoczów-Harbutowice-Hermanice-Ustroń-Goleszów-Bażantowice-Cieszyn-Hażlach-Kończyce Małe-Zebrzydowice-Ruptawa-Jastrzębie Zdrój-Gołkowice-Godów-Łaziska-Gorzyczki-Gorzyce-Olza-Roszków-Krzyżanowice-Tworków-Krzyżanowice-Syrynia-Pszów-Radlin
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Podjazdy: m
Rower:DemoTywator
Pre-Radlin ;)
Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Jakiś czas temu przeszła mi przez głowę myśl szalona - "A może by tak spróbować swych sił w maratonie szosowym?" Odłożyłem myśl na bok, z nadzieją, że jest to tylko chwilowe szaleństwo pod wpływem lektury relacji z heroicznych wyczynów uczestników BB Tour czy MRDP. Myśl jednak uporczywie powracała podczas składania szosówki, kolejnych 100 kilometrowych wycieczek, a gdy zorientowałem się, że wpłaciłem wpisowe, stało się jasne - w czerwcu startuję w Radlinie 2014 ;)Jako, że na co dzień z "szosą" mam tyle wspólnego co z hodowlą bydła postanowiłem przyłożyć się do tematu. Za podstawową sprawę uznałem dobre dotarcie się z rowerem. Dotarłem się tak dobrze, że na 3 dni przed startem zajeździłem opony :P W sumie to miały już te kilkanaście lat... ale sprzedający koła powiedział, że "jeszcze trochę się na nich pojeździ". Chyba nie miał na myśli ponad 1000 km ;) Na ostatnią chwilę udało mi się zdobyć jedną sztukę (!) i tak w mniejszym rozmiarze niż poprzednia - 25x700C. Poszła na tył. Przód musi wytrzymać - jeszcze nie wygląda tak strasznie :P Cienkie to to, ale ładnie się toczy. Na większe testy zabrakło czasu ;) Dołożyłem też ultralekkie błotniki w razie opadu, pożyczoną z Granda torebkę na narzędzia i z takim zestawem udałem się do Radlina po odbiór numerów startowych.
Radlin - prawdziwie sportowo się zaczyna :)© Goofy601
W biurze zawodów spory ruch, wszak do 16:00 (oficjalne zamknięcie list startowych) zostało już niewiele czasu.
Biuro maratonu - zapisy trwają© Goofy601
W końcu i ja mogę zamocować numerek na moim wehikule ;)
Prawidłowo oznakowana :)© Goofy601
Teraz pozostaje spokojnie czekać na dalszy rozwój wydarzeń i chłonąć atmosferę miejsca ;) Zapisałem się na dystans 150km, zatem moja grupa startuje dopiero jutro rano. Nie znaczy to jednak, że można się zwijać do domu. Po zakończeniu zapisów ma się odbyć oficjalna odprawa. Jest więc chwilka by pooglądać maszyny zawodników mierzących się z najcięższymi dystansami - 450 i 600km. Jak dla mnie zupełna abstrakcja. Podobnie jak rowery rodem z innej galaktyki ;)
Przybysz z kosmosu? ;)© Goofy601
Słoneczko ostro przygrzewa, więc niektórzy regenerują siły w cieniu. Przed nimi całonocna jazda (warunek kwalifikacyjny BBTour), więc każda chwila snu jest na wagę złota.
Odrobina cienia - relaks jak się patrzy :)© Goofy601
Niektórzy w ostatniej chwili doładowują organizm jakże wartościowym dla kolarza makaronem.
Makaron najlepszym przyjacielem kolarza. Wierzcie lub nie, ale tak konsumują zwycięzcy :)© Goofy601
Wreszcie przyszedł czas na odprawę. Udajemy się do budynku Miejskiego Ośrodka Kultury, gdzie w retro-teatralnej sali organizatorzy mają wyjawić uczestnikom wszystkie tajniki wyznaczonej do przejechania trasy.
W drodzę na odprawę© Goofy601
Tu mała konsternacja, bo z rzutnika wyświetla się zawartość strony internetowej (opatrzona komentarzem "a trasa wygląda tak") a także filmik, który od ponad miesiąca wisi w sieci, i wszyscy z pewnością znają go już na pamięć. Pomijając fakt, że był kręcony w marcu, gdy jeszcze nie było liści i każde skrzyżowanie wyglądało inaczej niż teraz, jeszcze większe zdziwienie wywołały uwagi organizatorów w stylu "na tym skrzyżowaniu ze światłami - świateł już niema", "ten zakręt łatwo rozpoznacie bo obok jest taki charakterystyczny słup reklamowy...", "Na filmie tego nie widać, ale po drugiej stronie ulicy stoi kościół..." :P No i na zakończenie, "zmieniliśmy umiejscowienie trzeciego punktu kontrolnego - jest w wiosce 6km dalej od trasy". Hmm, jeśli ktoś sobie wgrał tydzień temu ślad w GPS-a to teraz będzie miał mały problem ;) Poza tym jak niby te kościoły i słupy reklamowe mają być zauważone w nocy? ;) Na pocieszenie dostajemy 3 rodzaje strzałek na trasie i dodatkowy punkt żywieniowy. O, to już coś.
Po skończonej odprawie nikt nic nie wie, i co bardziej dociekliwi zostają na dodatkowe konsultacje Komandorem.
Po odprawie - czy ktoś ma jakieś pytania co do trasy? ;)© Goofy601
Tymczasem na placu pod Domem Sportu na wszystkich uczestników i gości czeka pamiątkowe zdjęcie i wspólny przejazd ulicami Radlina. Niezbyt długi, jakieś 2 km ;)
Przygotowania do startu© Goofy601
Przejazd ulicami Radlina© Goofy601
Jeszcze tylko oficjalna przemowa i zaczyna się! Pod motocyklową eskortą piętnastoosobowe grupki ruszają by zmierzyć się z dystansem 600, 450 i 300km. Upał gdzieś się stracił, jest nadzieja, że będą mieć fajną pogodę do jazdy :)
Start pierwszej grupy© Goofy601
W kolejnej grupie pojawia się liczna reprezentacja BikeStats :)
Bike Stats wystawił reprezentację? :)© Goofy601
Z morderczym dystansem 450km chętnie mierzy się również płeć piękna. Panowie, czapki/kaski z głów! :)
Panowie - napinka w stylu PRO, Panie - na pełnym luzie :) Radlin 450km© Goofy601
Gdy wyjeżdżają ostatnie grupy zaczyna już kropić. Nie wróży to za dobrze nocnym pogromcom kilometrów. Do tego ten wiatr...:/
Radlin opuszczam i ja. Przecież startuję dopiero rano ;) Od Rybnika jadę w koszmarnym, zacinającym deszczu. W myślach przeganiam te chmury znad radlińskiej trasy. Już sama walka z dystansem, snem i ze sobą jest wystarczającym wyzwaniem. Nie potrzebują dodatkowych niespodzianek.
Oczarowany przejrzystością wyjaśnień na odprawie zabieram się za ponowna analizę trasy. Z dwóch map, i screenów ze Street View sporządzam dokładny opis. (jak się później okaże bardzo przydatny ;) ) Tak schodzi mi do 23:30. A jutro wczesna pobudka...
Opisywanie trasy :P© Goofy601
Bo powiadają, że w kolarstwie liczy się dobra strategia... ;)© Goofy601
Kategoria Odkrywczo
Dane wyjazdu:
17.20 km
0.00 km teren
01:13 h
14.14 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:8.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 43/2014 + zakupy
Środa, 25 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 0
Utarło się jakoś, że właśnie środa kumuluje w sobie całotygodniowy potencjał pecha. Przynajmniej u mnie ;) Tym razem trafiła mi się chyba jakaś premia :P Dzionek zacząłem od awarii telefonu, będącej na szczęście tylko czasowym uszkodzeniem nadajnika ( pół dnia bez zasięgu - drobiazg). Wieczór uraczył mnie natomiast awarią pralki i jej mozolnym demontażem do późnych godzin wieczornych... Podobno zajęcia manualne świetnie relaksują po całodniowej pracy umysłowej ;) Jakoś bardziej marzył mi się np. film przy dobrej herbacie.Jedynie na rowerze byłem dziś pechoodporny. Wykorzystałem to by po pracy skoczyć na większe zakupy ;)
Parkowanie prostopadłe tyłem ;)© Goofy601
Na jutro mój odjechany kalendarz, któremu Wielkanoc wypadła z tygodniowym opóźnieniem, przewiduje jakże nietypowe święto...
Międzynarodowy dzień walki z narkomanią Jana Pawła... :P© Goofy601
Strach się bać ;)
Kategoria 0 - 25km
Dane wyjazdu:
12.60 km
0.00 km teren
00:48 h
15.75 km/h:
Maks. pr.:26.00 km/h
Temperatura:11.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Do pracy 42/2014
Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 0
Ostatnia okazja do jazdy przed zapowiadanym deszczem. Strasznie mi się dziś wstać nie chciało. Na szczęście rower na to pomaga ;) Powrót późniejszy, bo roboty dużo. Może dziś się uda odespać ;) Kategoria 0 - 25km
Dane wyjazdu:
35.60 km
0.00 km teren
01:32 h
23.22 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:16.0
Podjazdy: m
Rower:DemoTywator
Rozciąganie i Dzień Ojca :)
Poniedziałek, 23 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 1
W sobotę porwaliśmy się z Elą na zdobywanie Pilska (1557m.n.p.m). Ambitnie jak na prawie roczna przerwę w turystyce pieszej :P Wycieczka udała się, nie było kłopotów na trasie, natomiast dziś wstałem z nogami sztywnymi jak dwa patyki ;) Co ciekawe w drodze do pracy, gdy tylko wskoczyłem na siodełko jechało się lekko i przyjemnie. Jedynie próby podparcia na światłach kończyły się niebezpiecznym zachwianiem ;) Znaczy pewnie, że wszystkie mięśnie używane na co dzień do jazdy rowerem zniosły górską przeprawę bez najmniejszych protestów, natomiast pozostałe dostały porządny wycisk... Trzeba to jakoś rozruszać. Łącząc przyjemne z pożytecznym, zmieniłem rower i pojechałem odwiedzić Tatę z życzeniami w dniu jego święta.Na Częstochowskiej jakieś poprawki przy kamienicy. Czyżby balkon się odkleił? ;)
Szybka poprawka. No i ten dźwig na Starze... :)© Goofy601
Balkon naprawiony :)© Goofy601
Nie mogłem się powstrzymać przed przejechaniem najrówniejszym zabrzańskim asfaltem ;)
Nic tylko mknąć przed siebie :D© Goofy601
Taki asfalt powinni kłaść na DDR-ach :)© Goofy601
W połowie drogi już odczułem zbawienny wpływ roweru na obolałe nogi.
W domu krótki odpoczynek, pogawędki, micha truskawek ze śmietaną ( :) ) i w drogę z powrotem do Gliwic.
No to Gliwice :)© Goofy601
Terapia okazała się całkiem skuteczna - nic nie boli, kończyny ruszają się ;) Myślę jednak, że dla pewności jutro zabieg można by jeszcze powtórzyć... ;)
P.S.
Zrobiłem też kolejną fotkę znikającej hałdy. Jak któregoś dnia będę jechał i zastanę pusty plac to nie będę sobie wyrzucał, że nic nie zostało utrwalone na matrycy. Póki co krajobraz niemalże australijski...
Hałda w klimacie australijskim... :/© Goofy601
Gliwice-Żerniki-Szałsza-Czekanów-Grzybowice-Mikulczyce-Rokitnica-Wieszowa-Grzybowice-Czekanów-Szałsza-Żerniki-Gliwice
Kategoria 25 - 50km