Info
Ten blog rowerowy prowadzi Goofy601 z miasta Zabrze.Rowerowanie w liczbach:
Na BikeStats jestem od maja 2009. Od tego czasu...
- dystans: 34312.14 km
- w terenie: 2208.10 km
- średnia prędkość: 17.84 km/h
- prędkość maksymalna: 60 km/h
- najdalej: 331 km
więcej
- najwyżej: 1709 m.n.p.m.
Wielki Krywań Fatrzański (SK) więcej
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Wpisy archiwalne w kategorii
Odkrywczo
Dystans całkowity: | 13136.94 km (w terenie 1268.70 km; 9.66%) |
Czas w ruchu: | 735:31 |
Średnia prędkość: | 17.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 24798 m |
Liczba aktywności: | 245 |
Średnio na aktywność: | 53.62 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
73.20 km
0.00 km teren
04:17 h
17.09 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:0.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Pożegnanie zimy :)
Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 27.03.2013 | Komentarze 1
Na wczorajszym ognisku padła propozycja dalszej wyprawy typu rower + pociąg. Zaniepokojony ilością kilometrów (ok. 70) tym razem podziękowałem. Jak teraz patrzę na licznik to dochodzę do wniosku, że jednak Gazelą też się da ;)Otwarcie sezonu w Tworogu Małym.© Goofy601
Ale po kolei...
Z samego rana wybrałem się w kierunku Gliwic, by dołączyć do peletonu mającego utopić zimę :P Cel jak najbardziej słuszny więc i wyjechałem wcześniej. Pogoda piękna, w sam raz by powitać wiosnę. Gdyby nie ten silny boczno-twarzowy wiatr... ;) Ale co tam, w drodze powrotnej będzie w plecy.
Na gliwickim rynku czekała już spora grupa PTTK-owych rowerzystów. Wśród nich także znajomi.
Zbiórka na gliwickim rynku© Goofy601
Szybkie zdjęcie i kolumna ruszyła żwawym tempem w kierunku Sośnicowic. Mimo zachęcająco przyświecającego słońca jest zimno. Mogło by się wydawać, że niedzielna wycieczka PTTK będzie się odbywać z prędkością rekreacyjną. Tymczasem chyba przyjechali dziś sami "wymiatacze" bo prędkość oscylowała w granicach 20km/h. Jeszcze w Gliwicach peleton podzielił się na dwie grupy. Czyżby wszystkim się tak spieszyło do wiosny? :P
Razem ze Skudem zostaliśmy w grupie "wolniejszej". Czołówkę dogoniliśmy dopiero na postoju w Ostropie. Tak to jest jak się gada zamiast pedałować :P
Przerwa pod kościołem w Ostropie.© Goofy601
Stąd już zwartym szykiem pojechaliśmy w kierunku Tworoga Małego, gdzie odbywała się impreza właściwa.
Gdzie nie spojrzeć rowerzysci :P© Goofy601
Tu Gliwicki Klub Kolarski imienia Władysława Huzy przygotował liczne atrakcje.
Stanowisko organizatora.© Goofy601
Tor przeszkód, konkurencje sprawnościowe, za symboliczne 3zł plakietka, kiełbaska i kupon na loterię. Gwoździem programu był oczywiście konkurs na najlepszą marzannę jak i sam rytuał topienia :)
Rowerowa Marzanna :D© Goofy601
Zimo spływaj !!! ;)© Goofy601
Podobno w tym roku przyjechało mniej osób, ale i tak byłem pod wrażeniem ilości rowerów (w większości dobrze wyposażonych trekkingów). Rowerowi turyści zjechali się tu z całej okolicy. Głodni zostali nakarmieni. W starciu z taką ilością kiełbasek ognisko nie miało większych szans ;)
Wszyscy głodni tylko czemu się nie pali? :P© Goofy601
Najbardziej skorzystał kręcący się w pobliżu kosmaty łakomczuch ;)
Oczekiwanie na dokładkę ;)© Goofy601
Na deser moja ulubiona herbata z dużego gara podana w... prawdziwych szklankach! Kiedy ja ostatni raz piłem ze szklanki...? :)
Miło było, ale do domu jeszcze sporo km. Zebraliśmy się więc ze Skudem i jeszcze jednym kolegą. Męcząc się pod wiatr musieliśmy stanowić ciekawy widok. Peleton składający się z ultra lekkiej karbonowej szosy, pomarańczowego fulla i biało czerwonej Gazeli... :P
Gdyby nie ten wiatr - piękna wiosna :)© Goofy601
Wracając pokręciliśmy się jeszcze trochę po Gliwicach, wstąpiłem pożyczyć przerzutkę do testów (zobaczymy czy zadziała :) ) i skierowałem się na ostatnią lotną premię - 18km do domu ;) Jak nie trudno się domyślić wiatr zmienił kierunek i teraz intensywnie rozwiewał mi grzywkę ;) Na szczęście dzięki dobrym właściwościom aerodynamicznym Gazeli udało się dotrzeć do domu :P
Na koniec pochwalę się jeszcze, że w marzannowej loterii zostałem wylosowany do nagrody. Bardzo ciekawa mapa rozległych okolic Gliwic na pewno znajdzie zastosowanie w tym sezonie :D
Trofeum :)© Goofy601
Rokitnica-Grzybowice-Czekanów-Szałsza-Żerniki-Gliwice-Wójtowa Wieś-Ostropa-Chorynskowice-Sośnicowice-Tworóg Mały-Sośnicowice-Chorynskowice-Ostropa-Wójtowa Wieś-Gliwice-Żerniki-Szałsza-Czekanów-Grzybowice-Rokitnica
Dane wyjazdu:
25.50 km
0.00 km teren
01:30 h
17.00 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:4.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
Międzynarodowy Festiwal Modeli Redukcyjnych - Bytom :)
Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 06.03.2013 | Komentarze 4
Warto raz na jakiś czas spotkać się z "Rowerową Bracią". I już nie wspomnę o możliwości nagadania się na tematy okołorowerowe, ale często jest to okazja by zmienić plany na weekend ;) Na piątkowej Masie Skudy wspomniał, że wybierają się z chłopakami do Bytomia na festiwal modelarski. Na sobotę w prawdzie miałem inne plany ale w niedzielę...Wczesnym niedzielnym porankiem wybrałem się zatem w kierunku Szombierek. Powodów nie musiałem długo wymyślać. Po pierwsze w/w festiwal, po drugie Hala "Na Skarpie" w której się odbywał, a której jeszcze nie widziałem ;)
Początkowo trochę siekło w twarz marznącą mżawką ale co mi tam, z cukru nie jestem ;)
Na miejscu czekała pierwsza niespodzianka - nowy podopieczny Grupy Śląsk. W pełni sprawny poczciwy T-34 :) Trafiłem akurat na moment wjazdu na czołgową lawetę. Było na co popatrzeć.
T-34 w starciu z lawetą :)© Goofy601
A jednak wjechał :)© Goofy601
Po tym widowiskowym preludium odstawiłem Gazelę na strzeżony parking, by spokojnie ruszyć zwiedzać wystawę. Pan Stróż początkowo trochę niechętny, gdy dowiedział się że jednak zamierzam za parkowanie zapłacić udostępnił nawet zamykany garaż :P Teraz mogłem się bez obaw poświęcić zwiedzaniu :)
A było co oglądać. Nie od parady nazwano to międzynarodowym festiwalem. Wystawcy z Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Niemiec, Włoch i Hiszpanii. Już w holu można było zaopatrzyć się chyba we wszystkie możliwe akcesoria modelarskie. Farby, podstawki, kalkomanie, kilkanaście rodzajów sztucznej trawy... kosmos :P
Wszelkiego dobra dostatek :)© Goofy601
Ekspozycja zajmowała prawie całą halę, więc obejrzenie wszystkiego zajęło mi trochę czasu.
X Międzynarodowy Festiwal Modeli Redukcyjnych - Bytom© Goofy601
Sam się kiedyś trochę bawiłem modelowaniem, tu jednak miałem okazję zobaczyć jak to robią profesjonaliści :)
Profesjonalne techniki nakładania... korozji :P© Goofy601
A o to jak wyglądają efekty wielogodzinnej pracy prawdziwych fanów modelarstwa:
Diorama© Goofy601
Narada przd bitwą? :)© Goofy601
Desant :)© Goofy601
Transporter© Goofy601
Krajobraz po bitwie.© Goofy601
Transport na każde warunki :)© Goofy601
Pora na małe co nie co ;)© Goofy601
Zadziwiająca wręcz dokładność detali i dbałość o szczegóły. Zakurzone szyby, porozrzucane narzędzia... :)
Się zepsuło ;)© Goofy601
W skali 1:43 taka dokładność robi wrażenie :)© Goofy601
Momentami miałem wrażenie, że znalazłem się w innym "mikro-świecie" ;)
Hej Ty!! Odłóż ten aparat!....© Goofy601
Można by tak dłuuuugo...
X Festiwal Modeli Redukcyjnych© Goofy601
Generalnie dominowała tematyka militarna, jednak były również modele bardziej cywilne.
Leniwie płynie czas w warsztacie...:)© Goofy601
Zardzewiały plastik... mistrzostwo :)© Goofy601
Trochę już tak stoi ;)© Goofy601
Moim zdaniem najlepszy "wrak" wystawy:
Lata stania "pod chmurką" zrobiły swoje ;)© Goofy601
Trafiały się też akcenty humorystyczne :)
Coś w tym jest ;)© Goofy601
Kotecek ;)© Goofy601
(krzesło na którym siedzi kotek jest wysokości dwuzłotówki :P )
Nie trafiłem na model czy dioramę poświęconą w 100% rowerom, ale akcenty się zdarzały :)
Akcent rowerowy musi być :)© Goofy601
Na zakończenie festiwalu wystąpił zespół taneczny TESS z Tarnowskich Gór (szerzej znany między innymi z Mam Talent). Dziewczyny najpierw dokładnie powycierały sobą podłogę następnie odtańczyły taniec "rosyjski charakterystyczny". Może jestem mało wrażliwy na sztukę, ale po tym występie wróciłem do oglądania modeli :P
Pokaz taneczny.© Goofy601
O 13:30 rozpoczęło się uroczyste wręczenie nagród. Całość pod czujnym okiem "Małej Armii" :)
Obiekt dobrze strzeżony :)© Goofy601
Jako że nagród było sporo a wyróżnionych jeszcze więcej nie wysiedziałem tam za długo. Obejrzałem jeszcze wystawę fotograficzną, odebrałem rower z parkingu i przy dużo lepszej pogodzie skierowałem się do domu.
Przyznam szczerze, że jestem pod wielkim wrażeniem modelarstwa redukcyjnego. Na pewno nie jest to tanie hobby, na pewno trzeba w to włożyć mnóstwo czasu i pracy, ale widać, że powstające w ten sposób małe cudeńka sprawiają ich twórcom mnóstwo frajdy:) Zupełnie jak jazda na rowerze :P
Rokitnica-Miechowice-Karb-Bobrek-Szombierki-Bobrek-Karb-Miechowice-Stolarzowice-Helenka-Rokitnica
Dane wyjazdu:
65.80 km
0.00 km teren
04:05 h
16.11 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:-3.0
Podjazdy: m
Rower:Śnieżna Gazela :)
II WOŚP-owa Masa Krytyczna :)
Niedziela, 13 stycznia 2013 · dodano: 16.01.2013 | Komentarze 2
W nocy znów dopadało. Jakby wiedziało że gdzieś się wybieram ;) Pod domem tęgie zaspy ale na drogach względnie posolone i da się jechać. Musi się dać jechać. W końcu dziś gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Wielki Finał. Z tej okazji przewidziano na dziś kilka pozytywnie zakręconych wydarzeń rowerowych. Patrząc na sytuację na drodze najbliżej miałbym do Bytomia na Rowerowy Przejazd, jednak wcześniej umówiłem się ze Skudem i Piernikiem że zawitamy do Rudy Śląskiej na II Śląską Świąteczną Masę Krytyczną. Rok temu miałem przyjemność uczestniczyć i było fajnie :) W tym roku nieco zmieniona koncepcja i zamiast przejazdu przez śląskie miasta trasa ma prowadzić wokół Rudy. W sumie 29km. Może być ciekawie :) Jest zima więc jadę rowerem zimowym - tym razem Gazelą.Zasolonymi drogami docieram pod Piernikową rezydencję, chwilę później dociera także Skud.
- Cześć
- Cześć
- TYM jedziesz?
- No...
- Chcesz się zabić??!
Chyba ktoś tu nie wierzy w potencjał tego roweru :P
Dołącza Piernik i w trójkę kierujemy się w stronę Rudy. Niespiesznie, głównymi dobrze posolonymi drogami. Chłopaki bez błotników, ja trochę z tyłu by uniknąć solnego prysznica ;) Wychodzi słońce, samochodów niewiele, jedzie się pięknie :) Za Zaborzem skręcamy na elegancko odśnieżoną rowerówkę, potem w lewo w nie znane mi wcześniej rudzkie zakamarki. Klucząc bocznymi uliczkami docieramy na miejsce zbiórki - plac pod kościołem św. Pawła. Tu już całkiem spora grupka miłośników kręcenia na zimno ;)
II Śląska Świąteczna Masa Krytyczna© Goofy601
Jest okazja by wrzucić coś od siebie do puszki a przy okazji odebrać numerek startowy i odblaskowe gadżety. Jest też czas się przywitać i pogadać z tymi, którzy woleli dojechać pociągiem. Podczas tegorocznego finału zbieramy fundusze nie tylko dla dzieci ale również dla seniorów. Stąd też organizator przewidział szybki konkurs na najmłodszego i najstarszego uczestnika :)
Najmłodszego nie udało mi się w tłumie wypatrzyć, za to najstarszy Pan podobno w dalszym ciągu czynnie objeżdża Polskę na rowerze no i na masę taką pogodę też mu się chciało przyjechać. Tylko pogratulować zapału i kondycji. Też bym chciał mieć taką w jego wieku :)
Najstarszy uczestnik.© Goofy601
Oprócz orkiestrowej zbiórki masa promuje odblaskowość i ogólną widoczność na drodze, stąd kamizelek, opasek, szarf i innych zawieszek nie brakuje. W WOŚP-owy finał nie może też zabraknąć serduszek (nawet jeśli znacznie zwiększają opór powietrza ;) )
Orkiestrowe akcenty :)© Goofy601
Punktualnie 20 minut po umówionym czasie wyjazdu ruszamy na podbój rudzkich ulic. Pełna obstawa + wóz techniczny zbierający nieszczęśników z problemem technicznym. Można jechać bezpiecznie. Tempo w sam raz, z głośników płynie radosny komunikat kim jesteśmy i po co jedziemy :)
WOŚPowa masa na trasie :)© Goofy601
Szczerze mówiąc jestem bardzo pozytywnie zaskoczony stanem dróg w Rudzie. Miałem pewne obawy przed tą trasą spodziewając się dziur w jezdni i licznych torowisk. ( chyba pomyliło i się z Bytomiem ;) ) A tu miła niespodzianka - drogi równe, oznakowane, odśnieżone lub posolone... pełen komfort :)
WOŚPowa Masa zwiedza Rudę Śląską :)© Goofy601
Plan trasy zakładał przejazd przez większość, jeśli nie wszystkie rudzkie dzielnice. Nigdy nie potrafiłem się połapać która Ruda jest gdzie ;) W niektórych miejscach oczywiście trafiliśmy na śniegowe dywany ale przy pięknej pogodzie nie zakłócały one przyjemności jazdy :)
Przydało by się odśnieżyć ;)© Goofy601
Pierwsza część trasy biegła praktycznie cały czas w dół. Jak łatwo się domyślić wkrótce musiały się zacząć podjazdy. Na jednym z nich udało mi się zostawić łańcuch ;) Najwidoczniej jakiś kamień albo lodowa bryłka zrzuciła go z zębatki. Zanim to jakoś ogarnąłem minął mnie peleton oraz wóz techniczny podobno zbierający rozbitków ;) Gdy Gazela była już gotowa do dalszej podróży Masy już nie było widać. Przy prędkości ok 20 km/h i tak bym ich nie dogonił ;) Ruszyłem więc w kierunku mety najkrótszą drogą, mierząc się przy tym z chyba najgorszymi w całej Rudzie podjazdami. Momentami żałowałem że Nexus nie posiada biegu "-1" ;)
Kierując się znakami (miasto jest bardzo dobrze oznakowane) dotarłem na plac z którego wystartowaliśmy. Pomyślałem, że sobie poczekam, bo przecież zaraz przyjadą. Naiwny... :P
Pogapiłem się trochę na pokazy strażackiej drabiny. Za datek do puszki można było wyjechać na wysokość dobrych kilkunastu metrów i stamtąd podziwiać panoramę miasta. Rozrywka zdecydowanie nie dla mnie :P
Kościół Św. Pawła i pokazy strażackie.© Goofy601
Gdy zaczęło się robić zimno postanowiłem się nieco rozruszać. Zebrałem się więc pozwiedzać najbliższą okolicę. Skoro już tu jestem ;)
Klimatyczne uliczki Rudy Śląskiej.© Goofy601
Wielki piec Huty Pokój© Goofy601
Po 1/2 godz. zwiedzania z braku lepszego pomysłu zaczekałem na masowy peleton w przytulnej i ciepłej "Żabce" :P Wreszcie nadjechali :)
WOŚPowa masa dotarła na metę :)© Goofy601
Tu nastąpił moment na który wszyscy już długo oczekiwali - ciepły poczęstunek :)
Wyborna grochówka z wkładką mięsną i herbatą spożywana na rowerowym stojaku to jest to :D
Mimo pożywnej regeneracji nie było wielu chętnych na dalszą jazdę na wojewódzki finał WOŚP do Rybnika. Nawet gdy organizatorzy zaproponowali podwózkę samochodem ;) Jak na jeden raz to chyba lekka przesada :P
Powoli plac zaczął się wyludniać (a może raczej "wyrowerawiać" ;)). Część osób pojechała do domu, część na pociąg. My również sformowaliśmy pięcioosobową ekipę powrotną :) W drodze do Zabrza zaczęło się robić coraz zimniej, ale od czego jest kominiarka i druga para rękawic ;) Ta grochówka serio dodała sporo energii - z pełnym brzuchem jechało się dużo przyjemniej :)
W Zabrzu gliwicka część ekipy pojechała w swoją stronę. Na przejściu na placu teatralnym pierwszy dzisiaj poślizg. Czyżby zaczynało brakować koncentracji? A może droga przymarza? Na szczęście w porę udało się podciągnąć przednie koło ;) W Mikulczycach pożegnałem się z Piernikiem i skierowałem się do domu.
Ponieważ nie bardzo mi się uśmiechało telepać zasypaną rowerówką (zwłaszcza z poluzowanym siodełkiem ;) ) wyznaczyłem sobie dodatkowy objazd prze OMG. Jakieś 3km więcej ale za to jaki komfort jazdy... :) Gazela zdecydowanie woli po gładkim ;)
Złapałem rytm i nawet nie wiem kiedy dotarłem pod dom. Rzut oka na rower...no takiego czegoś to jeszcze nie grali :P
Lodowe ozdoby ;)© Goofy601
Bo rower mrożony dłużej zachowuje świeżość :P© Goofy601
No nic, trzeba będzie w ciepłym potrzymać. Gdy spróbowałem wprowadzić rower do sieni ani drgnął - przez te parę minut zamarzły też koła :P:P:P
Nie ma co, za taką trasę należy się Gazeli porządne suszenie ze smarowaniem :D
Rokitnica-Mikulczyce-Zabrze Centrum-Zaborze-Ruda Śląska-Nowy Bytom-MASA-Ruda Śląska-Zaborze-Zabrze Centrum-Mikulczyce-OMG-Rokitnica
Kategoria Odkrywczo, Masa Krytyczna, Białe szaleństwo :), 50 - 75km
Dane wyjazdu:
43.00 km
5.60 km teren
02:32 h
16.97 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:8.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Przemijanie...
Sobota, 17 listopada 2012 · dodano: 21.11.2012 | Komentarze 1
Tytuł tego postu brzmi może nieco patetycznie ale takie właśnie refleksje towarzyszyły mi podczas dzisiejszej rowerowej włóczęgi w słoneczny listopadowy dzień. No właśnie - DZIEŃ :P Od jakiegoś czasu rowerowe wypady odbywam wyłącznie w nocy. Pewnie przez to umykają mi zmiany zachodzące w najbliższej mi okolicy.Na początek rozgrzewka. Pierwszy postój już po drugiej stronie ulicy - zmiana rękawiczek na grubsze i czapka pod kask. Jestem przygotowany na wszystko - nic nie zakłóci mi tej pięknej soboty :) No właśnie, nic... Rzut oka na "domek ogrodnika", który mam przecież zaraz po sąsiedzku, i już wiem, że wiele się pozmieniało. Odkąd na wiosnę tego roku budynek dawnego ogrodnictwa pozostał bezpański mrówki złomiarki dokonały w nim daleko posuniętej dewastacji. Sam dom przypomina ser szwajcarski - ogołocony ze wszystkiego co dało się wymontować. Zniknęły wszystkie metalowe elementy płotu oraz brama wjazdowa. Pracowici złomiarze zabrali się już nawet za rozkuwanie słupków w poszukiwaniu zbrojenia ;/
Co unicestwia stal szybciej niż korozja? Złomiarze :P© Goofy601
Podejrzewam, że po zimie domek się zawali, a po sąsiedzku będzie straszył pusty porośnięty chaszczami plac...
(edit 22.11.2012)
Dokładniej ten temat zgłębił jak zwykle nieoceniony w swej dociekliwości Roweroholik :)
Zmartwiony tym co zastałem ruszam dalej. Za pętlą mijam trawiaste poletko z dwiema zatoczkami. Długie lata stała tu spora stacja benzynowa. Dziś jest sporej wielkości trawnik. Ostały się tylko choinki, które rosły przy sklepiku...Cóż, przemijanie.
W Mikulczycach trafiam pod zabytkowy dworek z XVIII w. Kiedyś był tu kompleks zabudowań gospodarczych za stajniami, kuźnią, gorzelnią. Gorzelnię rozebrano w pierwszej kolejności, później rzutem na taśmę runęły pozostałe budynki. Ostał się wpisany do rejestru zabytków dworek oraz zabytkowa kuźnia. Jakiś czas temu czytałem, że "nietykalny" jak dotąd dworek już ktoś zdążył podpalić. Pożar udało się ugasić, jednak cały dach poszedł z dymem. Tym sposobem dalsze losy budynku stanęły pod znakiem zapytania. Niby obecny właściciel chce go zachować ale z drugiej strony nie trudno przewidzieć w jakim będzie stanie po akcji gaśniczej i całej zimie bez dachu... Cóż, wyburzy się jak kamienicę na bytomskiej Pogodzie i powstanie kolejna Biedronka albo szpetne gruzowisko :(
Dworek bez dachu :/© Goofy601
a jeszcze niedawno:
Dworek w Mikulczycach.© Goofy601
Zabytkowa kuźnia w Mikulczycach.© Goofy601
Po drugiej stronie ulicy również trawiasty placyk - kilka lat temu było tu przedszkole w starej willi. Znikło ;)
Rozkopaną Leśną docieram do lasu. Jest wprawdzie trochę błota ale jedzie się przyjemnie i można odpocząć.
Jesienna Leśna.© Goofy601
Mały postój nad autostradą A1. No nareszcie coś co jest ładne i wybudowane. W końcu coś twórczego a nie ciągła dewastacja. :) Żeby nie zapominać że jesteśmy w Polsce - droga otwarta kilka miesięcy temu a już jeden pas zamknięty i nawierzchnię zrywają :P
A1 - a niedawno otwierali :P© Goofy601
Pierwszy raz dzisiaj dostrzegam również nagłaśniany ostatnio r radiu smog. Pogoda ładna, wiatru niema i rzeczywiście jakaś dusząca czapa osadza się nad miastem.
Smog... :/© Goofy601
Ruszam dalej. Tym razem przebadać dokąd prowadzą utwardzone ścieżki techniczne wzdłuż autostrady. Niestety przeważnie ślepaki. Dodatkowo nie zawsze utwardzone :P
Gdzie się podział bieżnik? :P© Goofy601
Oj nie pamiętam kiedy ostatnio tak uświniłem rower :P
Lasami trafiam do Żernik. Kręcę się trochę między domami. W większości trwają prace w ogrodzie, ostatnie przed zimą. Dobrze że nie mam ogródka - więcej czasu na rower :P Przyczajam się by sfocić polującego kota, ale ten okazuje się sprytniejszy ode mnie i czmycha w garażową bramę. Garaż jak się okazuje należy do opuszczonego, mocno zdewastowanego domu ze zdziczałym ogrodem. Kiedyś musiał być na prawdę luksusowy. Prześladują mnie dziś te rudery... ;)
Dziki lokator ;)© Goofy601
Opuszczony dom w Żernikach.© Goofy601
Ruszam dalej badać tereny przyautostradowe.
Wiadukt nad A1 w Żernikach© Goofy601
Momentami trochę żal, że postawiono te wszystkie ekrany i nie można podczas podróży cieszyć oczu widokami.
A zaraz za ekranem... ;)© Goofy601
Przez Maciejów trafiam do Sośnicy, skąd już znaną dobrze drogą kieruję się na Zabrze. Na kolejowym wiadukcie przerwa na małe co nie co - ciepła herbata i kanapki. W międzyczasie liczę wagony przejeżdżających pociągów z węglem oraz obserwuję z góry smog nad Zabrzem. Widać go bardzo wyraźnie ;)
W centrum przejeżdżam przez Zandkę (która na szczęście jest constans i nic się tu nie wyburza ;)). Na ul. Hagera pstrykam jeszcze fotkę familokom o zachodzie słońca i jako że robi się coraz zimniej, decyduję się na powrót przez Biskupice.
Typowo Śląski widiczek :)© Goofy601
Na zakończenie dnia trafiam jeszcze na pozostałości po budce strażnika. A przecież jeszcze niedawno był tu płot i solidna brama...
Hmmm, to chyba była portiernia ;)© Goofy601
Albo mam takie wrażenie albo otaczająca mnie rzeczywistość powoli znika? :/ Tylko czemu za tymi rozbiórkami nie stoi proces twórczy? Rozebrać by postawić coś ładnego i funkcjonalnego to jeszcze mogę zrozumieć, ale tak?
Dzień ma się ku końcowi.© Goofy601
Powrót do domu standardowymi ścieżkami. Mimo tych wszystkich przygnębiających odkryć dzień dzisiejszy uważam za udany, bo w końcu spędzony tak jak lubię - na rowerze :P
Rokitnica-Mikulczyce-Szałsza-Żerniki-Maciejów-Sośnica-Zabrze Centrum-Biskupice-Mikulczyce-Rokitnica
Dane wyjazdu:
59.00 km
1.10 km teren
03:53 h
15.19 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:11.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Na kole PO... i na kole KU... :P
Sobota, 13 października 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 0
WBR - Weekend Bardzo Rowerowy, czyli tak jak lubię ;)Po wczorajszej Masie w Zabrzu dziś również przyszło mi spędzić cały dzień z Rowerową Bracią :) Tym razem na dwóch niezależnych od siebie imprezach. Przybywa nam imprez rowerowych w okolicy ostatnio. To dobry znak. Całe szczęście nie musiałem wybierać gdzie pojadę, bo oba wydarzenia następowały kolejno po sobie. Trudno o lepszy układ :)
Na pierwszy ogień Gliwice- Rajd Po Zdrowie. Przy okazji imprezy organizowanej na pl. Krakowskim miał się odbyć przejazd rowerzystów ulicami miasta. O umówionej godzinie spotykam się z Piernikiem w Mikulczycach i rozkopaną Leśną ruszamy w kierunku Gliwic. Tempo żwawe, bo nie chcemy się spóźnić. W Żernikach postój - kapeć. Cóż, Piernikowa opona najlepsze lata ma już za sobą. Dętka wylazła na zewnątrz i przetarła się o asfalt. Wymieniamy, a dziurę w oponie łatamy stylowym krzyżykiem z plastra (jak w kreskówce :P). Tak zreperowana Merida jest gotowa do dalszej jazdy ;)
Pewni spóźnienia wpadamy na plac Krakowski. A tu nic się nie dzieje ... la la la la... Wszyscy czekają na przyjazd policyjnej obstawy. Czekamy dobre 40min, dalej nic. Zniecierpliwieni rowerzyści rozjeżdżają się do domów. Zostają tylko najwytrwalsi :P
Z przejazdu nici, ale w programie imprezy miały być również rowerowe konkursy. Rozgrywamy więc szybki konkurs wolnej jazdy. Widocznie jeżdżę zbyt szybko, bo tym razem nie udało mi się nic wygrać, ale koledzy postarali się bardziej:) Nagrody nie były byle jakie - lampka, plecak i licznik rowerowy. Było o co powalczyć :)
Rozdanie nagród i uścisk dłoni Ojca Dyrektora :)© Goofy601
Dla tych jeżdżących za szybko na pocieszenie przewidziano kupon na darmową kiełbaskę. Otóż to - właśnie zaczynałem być głodny :P Po posiłku wręczenie nagród i... koniec :P Więcej rowerowych atrakcji w Gliwicach na dziś nie przewidziano. Było sympatycznie, ale czas już najwyższy zbierać się do Zabrza.
Uformowaliśmy zwarty peleton i w drogę. W Zabrzu czekał na nas rajd o tematyce bardziej historycznej - Na Kole w stronę światła, czyli wycieczka do najładniejszych oświetlonych obiektów w mieście. Jest to druga edycja rajdu Na Kole Ku Familokom, na którym niestety nie miałem możliwości być.
W programie noc, siedem obiektów, siedmiu przewodników i wspaniałe iluminacje :)
Jako pierwszy pomnik Pstrowskiego - przodownika pracy. Gdy docieramy na miejsce jest jeszcze jasno, więc podświetlenie nie bardzo jest widoczne. W nocy zarówno pomnik jak i widoczna za nim fontanna błyszczą aż miło :)
Pomnik Pstrowskiego© Goofy601
Po wysłuchaniu opowieści przewodnika przemieszczamy się pod siedzibę firmy DB Schenker zobaczyć "Szenkusia" czyli parowóz Ty2-5680 o którym już kiedyś pisałem. Tym razem jednak trafiła się okazja by zobaczyć go z bliska, dotknąć i poznać jego ciekawą historię :) Maszyna z 1943 roku jest starannie odrestaurowana i gdyby nie zbyt krótki odcinek torów na którym stoi z pewnością była by w stanie poruszać się samodzielnie.
Węglarka Szenkusia.© Goofy601
Kolejny przystanek to bardzo nietypowy ale i chyba najpiękniejszy w Zabrzu kościół p.w. Św. Józefa. Z racji trwającego nabożeństwa nie możemy zwiedzić wnętrza. Zewnętrze wcale nie jest gorsze :)
Kościół p.w. Św Józefa.© Goofy601
Zrobiło się już całkiem ciemno, jedziemy więc do następnego punktu -neoromańskiego kościoła pw. Św. Andrzeja. Tu również trwa msza więc oglądamy z zewnątrz. Po chwili jednak ludzie wychodzą w procesji a ksiądz proboszcz zaprasza rowerzystów do środka na małą lekcję historii :) Nawiasem mówiąc bardzo interesującą. Wyjaśnia również symbolikę mozaiki za ołtarzem.
Kościół Św. Andrzeja.© Goofy601
Kościół Św. Andrzeja od środka.© Goofy601
Na dowidzenia jeszcze trzy "zdrowaśki" i pożegnawszy się z Panem Księdzem skierowaliśmy nasze koła na plac Teatralny, by wysłuchać kolejnej ciekawej historii, tym razem budynku dyrekcji huty Donnersmarcków obecnie mozolnie przekształcanego w siedzibę Urzędu Miasta.
Już niedługo Urząd Miasta.© Goofy601
Przedostatnim punktem na trasie był Krzyż Papieski stojący na polach przy os. Kopernika. Krzyż łatwy do pomylenia ze słupem energetycznym w rzeczywistości jest naszpikowany symboliką:
- ma 33 metry (33-wiek Jezusa)
- patrząc na niego z profilu widzimy dokładną kopię gliwickiej radiostacji (krzyż został wykonany na wizytę papieża w Gliwicach)
- Stoi nie w Gliwicach a w Zabrzu bo... został wykonany przez zabrzańską firmę.
- podobno też świetnie sprawdza się jako punkt nawigacyjny dla samolotów i przy lądowaniu helikopterów.
O tych oraz innych ciekawostkach opowiedział nam drugi Pan Ksiądz. Mimo lekko na siłę wydaje mi się dodanych ukrytych znaczeń, pozostaje faktem, że w nocy oświetlony krzyż prezentuje się na prawdę okazale :)
Krzyz Papieski© Goofy601
Na ostatni już punkt dzisiejszej wycieczki jedziemy nieco zmarznięci i trochę we mgle. Mimo wszystko humory dopisują i w wesołych nastrojach docieramy pod szyb Maciej. Tu wita nas poczęstunek - ciasteczka i gorąca herbata prosto od znanej już herbaciarni Czajnik :)
Zwieńczeniem dzisiejszego dnia jest wspaniały pokaz wielobarwnych świateł wyświetlany na wieży szybowej :)
Podswietlony szyb Maciej :)© Goofy601
Jest również przewodnik - pan Andrzej, który przybliża nam tajniki działania maszyny wyciągowej. Jest również przygotowany na każdą okazję - także na wspólnego rowerowego grilla. Z braku odpowiedniego mięsiwa i późnej godziny musimy jednak grillowanie przełożyć na inny raz ;)
Ciastka zjedzone, herbatka wypita, pora wracać do domów. To był na prawdę pozytywnie zarowerowany dzień :)
Kilka linków :):
Widziane oczami Serafina
Widziane oczami Roweroholika
Widziane oczami Guśka
Zdjęcia Gliwice
Zdjęcia Zabrze
Rokitnica-Mikulczyce-Szałsza-Żerniki-Gliwice-Sośnica-Zabrze Centrum-Maciejów-Mikulczyce-Rokitnica
Dane wyjazdu:
50.00 km
0.00 km teren
02:31 h
19.87 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:13.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Nocne "bylebydalej " :P
Środa, 3 października 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 0
Z braku lepszych pomysłów natchnęło mnie by zobaczyć śluzę w Łabędach... nocą ;) Start godzina 20:00, ciemno okrutnie, księżyca brak, ale co tam, mam lampki :P Droga do Czechowic upłynęła bardzo szybko. Tylko ja, i droga pojawiająca się tuż przede mną z nieprzeniknionej ciemności. Ciekawe doświadczenie.W Czechowicach zaczęło się jeszcze ciekawiej, bo stąd na śluzę w Łabędach jechałem tylko raz, dwa lata temu, w dzień i do tego w przeciwnym kierunku ;) Jakimś sposobem udało mi się jednak trafić ;)
Na miejscu przywitał mnie remont mostu i zamknięty jeden pas. Całe szczęście pozostał jeszcze chodnik, na którym zatrzymałem się by porobić trochę zdjęć. Fociłem tak dopóki bateria nie powiedziała "dość". Poniekąd wypłoszyły mnie stamtąd również coraz intensywniejsze odgłosy pijackiej imprezy w pobliskich krzakach ;)
Śluza Łabędy :)© Goofy601
Śluza Łabędy by night ;)© Goofy601
Jako, że nie bardzo chciało mi się wracać tą samą drogą przez pola, skierowałem się do centrum Gliwic. Na ul. Portowej ( dziwnie pustej o godzinie 21:30 ;) ) zrobiło się strasznie zimno. Chłód ciągnął od wody po obu stronach drogi. Zmyłem się stamtąd jak najszybciej.
W centrum aparat odżył jeszcze na moment więc pstryknąłem jeszcze kilka zdjęć oświetlonego budynku sądu. Następnie bateria zaprotestowała po raz drugi i nie odzywała się do mnie już do końca wieczora.;)
Wojewódzki Sad Administracyjny w Gliwicach© Goofy601
Z nocnych zdjęć dzisiaj nici, więc pora pomyśleć o powrocie. Z racji dobrze oświetlonych ulic najbardziej podeszła mi wersja trasy przez Zabrze. Tak tez wróciłem do domu zdążając przed północą :)
Rokitnica-Grzybowice-Świętoszowice-Ziemięcice-Przezchlebie-Czechowice-Łabędy-Gliwice-Sośnica-Zabrze Centrum-Mikulczyce-Rokitnica
Dane wyjazdu:
22.70 km
18.00 km teren
03:06 h
7.32 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:19.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Nie taki suchy Suchy :P
Sobota, 1 września 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 0
Po ostatniej wyprawie w Małą Fatrę bardzo chciałem pokazać to miejsce również Eli. Ustaliliśmy, że przy następnej sprzyjającej okazji się wybierzemy - tym razem na Suchy(1468m.n.p.m.). Okazja się trafiła, tyle że... padało ;) Ale co tam, jedziemy. Dwie godziny drogi stąd na pewno się zdąży wypogodzić. Owszem, wypogodziło się, ale tylko w okolicach Żiliny :P Mała Fatra powitała nas niskimi chmurami i regularnym siąpieniem ;) Mamy peleryny, damy radę.Samochód zostawiamy w miejscowości Varin i w strugach deszczu kierujemy się na czerwony szlak. W Varin odbywa się właśnie jakiś festyn i część ulic jest pozamykana z powodu biegu ulicznego ;)
Varin - bieg uliczny.© Goofy601
Nieprzerwanie moknąc docieramy do wioski Nezbudzka-Lucka gdzie zaczynamy się rozglądać za szlakiem. Chmury wiszą nisko przesłaniając widok na góry.
Nezbudska-Lucka - ciągle pada ;)© Goofy601
Trafiamy nad brzeg Wagu. deszcz chwilowo odpuszcza a przed nami ukazuje się Hrad Strecno. Wspaniały, położony wysoko na skale. W tych chmurach prawie jak zamek widmo :)
Hrad Strecno© Goofy601
My jednak musimy kierować się na inne zamczysko - Stary Hrad. Obie twierdze widać z głównej drogi. W przeszłości musiały bronić przeprawy przez góry. Błąkamy się chwilę aż w końcu pojawia się tabliczka:
Rowerowo na Stary Hrad :)© Goofy601
Jeśli temu wierzyć to znaczy, że ktoś pomyślał o rowerzystach. Niestety po chwili gubimy trop i lądujemy na czyimś podwórku ;) Wyśmienita okazja by sfocić dwie stare ciężarówki Praga ;)
Praga V3S z pasażerem ładowanym "od góry" ;)© Goofy601
Praga V3S ze skrzynią.© Goofy601
Ledwie widoczną polną dróżką próbujemy wrócić na szlak.
Z lewej rzeka, czyli chyba dobrze jedziemy ;)© Goofy601
Most kolejowy© Goofy601
Niezbyt przystępna nawierzchnia.© Goofy601
Wreszcie jest - czerwony szlak! Jego mamy się trzymać. Ale zaraz... czy myśmy tu czasem już nie byli? ;)
Dejavu - Hrad Strecno po raz drugi ;)© Goofy601
Zawracamy. Czerwony szlak odbija lekko w krzaki. Przedzieramy się przez te chaszcze z rowerami. Jest mokro i paskudnie. Gdy znajdujemy hmmm... niedźwiedzią kupę, Ela ma dość - zmykamy na główną drogę ;)
Czerwony szlak w krzaczorach.© Goofy601
Od tej pory już wszystko idzie jakby lepiej. Odnajdujemy właściwą drogę, pod Starym Hradem zmieniamy czerwony szlak na niebieski i pełni optymizmu jedziemy dalej pod górę. Samego Hradu ze szlaku nie widać, a ścieżka do nie do nie wygląda rowerowo zachęcająco.
Pod Hradem© Goofy601
Według znaków do schroniska mamy jeszcze dwie godziny marszu. Rowerem powinno być szybciej :)
W drodze na Suchy.© Goofy601
Strome zbocza.© Goofy601
Nie wiem dlaczego, ale taka pogoda przypomina mi góry jakie znam z dzieciństwa. Ile razy jako dziecko byłem na wycieczce w Beskidach zawsze było mokro ;) Może dlatego takie warunki nie wydają mi się niczym nieodpowiednim?... ;) Przy takiej pogodzie zwykle spotykało się na szlaku salamandrę. Teraz również :)
Sympatyczny płaz :)© Goofy601
Na kolejnym rozwidleniu niebieski szlak odbija w prawo. Zbyt stromo na rower. Ruszamy zatem schroniskową drogą techniczną - po kamieniach w korycie potoku.
Następne 1,5 godz. to mozolne wpychanie roweru po luźnej nawierzchni, którego opis pominę, zwłaszcza ze względu na padające licznie wyrazy niecenzuralne :P
Wspinaczka na Suchy© Goofy601
Wspinaczka na Suchy© Goofy601
Umęczeni docieramy w końcu do schroniska. Na zdobywanie szczytu nie mamy już najmniejszej ochoty, ale na ciepły obiad jak najbardziej :)
Schronisko Chata pod Suchym.© Goofy601
Tabliczka.© Goofy601
Nawet nie zauważyliśmy kiedy wyszliśmy ponad chmury :)
Nad chmurami :)© Goofy601
Sympatyczna atmosfera w schronisku przywraca nam dobre humory. Na góry nie można się długo gniewać ;) Zamawiamy coś pożywnego. Ela nie ulega urokowi brynzowych halusków i zamawia kluski na parze na słodko. Ja wcinam znów pełny talerz serowych kluseczek z boczkiem ;) Do tego oczywiście po kufelku Kofoli :P Zrobiło się tak jakoś przyjemnie leniwie, aż się nie chce wychodzić na dwór...
Obiad wariant 1© Goofy601
Obiad wariant 2 ;)© Goofy601
Niestety nie możemy tak siedzieć w nieskończoność - trzeba wracać. Opuszczamy więc ukwiecone schronisko i ruszamy w dół. Tym razem jak ludzie - na kołach ;)
Schronisko pod Suchym© Goofy601
Zjazd w dół czas zacząć :)© Goofy601
Kamienisty odcinek mija nam zadziwiająco szybko i już po chwili znów możemy cieszyć się fajnym zjazdem. Bardzo szybko docieramy na dół. Tu robimy jeszcze mały postój, by na kładce pieszo rowerowej porobić kilka zdjęć.
Wag w stronę Żiliny© Goofy601
Hrad Strecno nad Wagiem© Goofy601
Robi się późno i zbliża się kolejna chmura. Przywdziewamy więc coś odblaskowego i zmykamy w stronę czekającego na nas samochodu.
Byle by zdążyć do auta ;)© Goofy601
W sumie to myślałem, że Ela urwie mi głowę za ten wyjazd ;) Tymczasem nawet jej się podobało. Dlatego pewnie wrócimy tu jeszcze ale przy lepszej pogodnie. No i prawdopodobnie bez rowerów ;)
Varin-Nezbudska-Lucka-Podhradske-Hata pod Suchym (1075m.n.p.m.)-Podhradske-Nezbudska-Lucka-Varin
Dane wyjazdu:
5.40 km
2.00 km teren
00:38 h
8.53 km/h:
Maks. pr.:20.00 km/h
Temperatura:17.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Panorama Żiliny ze szczytu Stranika :)
Niedziela, 26 sierpnia 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 0
Po wczorajszym dniu pełnym przygód budzę się na kempingu Trusalova. Na dworze już jasno, więc pora wstawać. Powoli wyciągam lewą nogę ze schowka w drzwiach, prawą zaś z popielniczki i ostrożnie przeplatam przez kierownicę. Wygląda na to, że znalazłem w końcu wygodną pozycję do spania. Albo byłem już tak zmęczony, że było mi wszystko jedno ;) Pomysł by nie brać namiotu nie był chyba do końca trafiony. Spać w samochodzie owszem, można, ale nie z przodu podczas gdy cały tył Waszego kombi zajmuje rower... Jakoś nie miałem serca wystawiać go w nocy na dwór :P Powiedzmy, że te kilka godzin snu z nogami w schowkach i lewarkiem biegów wbitym w plecy tylko mnie zahartuje :PNic to, wstaję i idę dobudzić się w rzeczce, która płynie tuż za moim obozowiskiem. Słoneczko świeci, całe pole namiotowe moje, no i ten górujący nad wszystkim Krivań... po prostu pięknie :)
Poranek pod Velkym Krivaniem.© Goofy601
Od razu jestem gotowy na nowe wyzwania. Wszak cały piękny dzień przed nami :) Ogarniam nieco mój wagon sypialny i wymeldowuję się z kempingu.
(Kemping Trusalova mogę polecić. Ceny nie są aż takie straszne, warunki dobre a lokalizacja pozwala szturmować Krivań praktycznie zaraz po wyjściu z namiotu :) poza tym to chyba jedyny autokemping po tej stronie Małej Fatry ;) )
Kemping Trusalova© Goofy601
W planach miałem zdobycie jeszcze jakiegoś fatrzańskiego szczytu, jednak pogoda szybko sprowadza mnie na ziemię ;) Cały łańcuch górski w chmurach. Zatem ze wspinaczki nici zobaczymy jak będzie dalej.
Droga na Martin - góry w chmurach.© Goofy601
Jak się można było spodziewać, Kotlina Żilińska wita mnie mżawką. Ponieważ jednak bardzo chcę coś jeszcze dzisiaj zobaczyć postanawiam obrać nowy cel - niezbyt wysoką, ale za to bardzo "widokową" górę - Stranik (769 m.n.p.m.). Nawigując dobrą mapą VKU nr 110 docieram do miejscowości Zastranie. Stąd już rowerem, mimo męczącej mżawki rozpoczynam wspinaczkę.
Stranik© Goofy601
Górka może niezbyt duża, ale różnica wysokości spora. Robię mały postój przy kościele o ciekawej konstrukcji. Tak się złożyło, że załapałem się na mszę. W końcu jest niedziela, nie wypada się wykręcać ;) A że msza po słowacku... :P
Kościół w Zastraniu.© Goofy601
Wewnątrz mały kościółek okazał się zadziwiająco przestronny. Pewnie za sprawą sześciokątnej nawy głównej. No i przez godzinę było ciepło i nie padało :P
Wnętrze kościoła w Zastraniu.© Goofy601
Po mszy podjąłem dalszą wspinaczkę. Do szczytu nie było daleko, jednak momentami szlak był tak stromy, że mimo asfaltu nie dało się jechać. Częściowo to pewnie też zasługa wczorajszego dnia ;) Gdy już doczłapałem na górę moim oczom ukazał się wspaniały widok na całą Kotlinę Żilińską :D
Widok ze Stranika na Fatrę Krivańską© Goofy601
Widok ze Stranika na przełom Wagu© Goofy601
Widok ze Stranika na Fatrę Luczańską© Goofy601
Widok ze Stranika - Kotlina Rajecka© Goofy601
Widok ze Stranika - Żilina© Goofy601
Widok ze Stranika© Goofy601
Widok ze Stranika w kierunku Zastrania.© Goofy601
Rzut oka na fabryję KIA Motors.
Parking pełen KIAnek ;)© Goofy601
I na centrum Żiliny
Żilina© Goofy601
Siedziałem tak sobie z rowerem podziwiając widoki przez dobre kilkadziesiąt minut :) Nawet przestało padać, jakby na zachętę ;)
Wyszło też na jaw, że w starciu z Krivaniem rozciąłem tylną oponę. Na szczęście niegroźnie.
Pamiątka po walce z górą ;)© Goofy601
Rozejrzałem się jeszcze raz wokół i w obliczu zbliżającej się kolejnej chmury zarządziłem odwrót. W drodze do auta znalazłem kolejnego "Standarda" :)
Kolejna ręczna Sigma.© Goofy601
Gdy już wszystko było spakowane mżawka przerodziła się w regularny deszcz. To był wyraźny znak, że na mnie już pora. Jak na pierwszy raz wystarczy tego dobrego ;)
Zastranie-Stranik (769 m.n.p.m.)-Zastranie
Dane wyjazdu:
37.80 km
35.60 km teren
04:11 h
9.04 km/h:
Maks. pr.:29.00 km/h
Temperatura:20.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Mała Fatra - skok na głęboką wodę ;)
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 5
Mała Fatra, słowacki masyw górski, który intrygował mnie już od dłuższego czasu. Od dawna przecież słyszałem bywając na różnych beskidzkich szczytach: "roztacza się stąd wspaniały widok, na to, na tamto, a nawet Małą Fatrę...", "... przy dobrej widoczności możemy stąd podziwiać Małą Fatrę...". Rzeczywiście Małą. Zwykle na horyzoncie widać było jedynie dwa niewielkie pagórki ;) Po jakimś czasie nauczyłem się nawet rozróżniać charakterystyczny kostropaty Velky Rozsutec i łagodny kopczyk Velkego Krivania, więc mogłem już sam orzec czy z danego miejsca Małą Fatrę widać czy też nie ;)Z powyższego opisu można by wnioskować, że Mała Fatra leży... no właśnie, gdzie? Gdzieś bardzo bardzo daleko. Po dokładniejszym przestudiowaniu map okazuje się, ze wcale nie, bo raptem dwie godzinki samochodem od granicy. To wystarczyło by narodził się w mej głowie pomysł, by odwiedzić to miejsce... z rowerem ;)
Pomysł dojrzewał od wiosny powoli i z lekką nutką nieśmiałości. Skoro już trochę jeżdżę po górach, to czemu by nie w Małą Fatrę? :) Po skompletowaniu niezbędnej wiedzy i sprzętu postanowiłem - jadę! :) Tym sposobem zaczęła się moja przygoda ze Słowacją.
Podróż minęła szybko i bez komplikacji, choć nieco przeraziły mnie wielkość i kształt mijanych po drodze pagórków. Ostatecznie gdy wreszcie Mała Fatra zaprezentowała mi się w całej okazałości.. nie robiła już wrażenia takiej "małej" :P
Mała Fatra.© Goofy601
Jako miejsce startu wybrałem auto kemping Trusalova niedaleko miejscowości Turany. Szybki meldunek, parkowanie auta i już można się szykować do drogi :) Kaliber tych gór jest zupełnie inny niż znane mi dotąd Beskidy. Ale skoro już tu jestem to warto spróbować swoich sił. Zaraz za bramą kempingu trafiam na pierwszy drogowskaz. Tak, tam chcę dojechać :)
Profesjonalny drogowskaz :)© Goofy601
Przed wyjazdem czytałem co nieco, że to rezerwat. Nie mam wprawdzie zamiaru niszczyć przyrody, ale po cichu liczę że nie spotkam dziś ani strażników ani prawowitych mieszkańców rezerwatu. Bo żyją tu też niedźwiedzie.
Początek drogi na Krivań.© Goofy601
Przy tych różnicach wysokości wybór szlaku pieszego oznacza wielogodzinne pchanie lub nawet niesienie roweru. A przecież nie ot o chodzi. Umyśliłem sobie, że na pewno jest jakaś droga, którą wozi się sprzęt i jedzenie do schroniska pod Chlebem. Skoro samochody tędy jeżdżą to rower na pewno też podoła ;)Problem w tym, że droga ta jest poza szlakiem i można się łatwo zgubić.( a nie chcę przecież spotkać misia albo strażnika z "pokutą" ;))Właśnie dlatego w kieszeni wiozę starannie opracowaną mapę z zaznaczoną trasą.
Początkowo jadę asfaltem, potem jest już szeroka droga gruntowa. Na rozwidleniu zjeżdżam ze szlaku w mniej uczęszczaną drogę techniczną i... tuż przede mną przebiegają dwie sporej wielkości sarny. Ups, ciekawe co będzie dalej ;)
Tymczasem droga wije się jednostajnie pod górę. Liczę zakręty i porównuję je z mapą. Da się jechać i to nawet całkiem wygodnie. :)
Droga na Chleb© Goofy601
Zakręt za zakręt za zakrętem, powoli nabieram wysokości. Co jakiś czas postój na złapanie oddechu. Uf, coraz cieplej.
Odpoczynek ;)© Goofy601
Kolejny zakręt. Tym razem kończy się las. Widać już wierzchołek Chleba. Czy tam na prawdę da się wjechać?
Droga na Chleb© Goofy601
Jest coraz cieplej. Od momentu startu jestem sam na trasie. Trochę to dołujące, ale co tam, dam radę. Do szczytu nie może być znów tak daleko ;) Tymczasem przede mną jak na zamówienie potoczek. Czysta chłodna woda przywraca chęć do dalszej jazdy :)
Potoczek na stokach Chleba© Goofy601
Gdy tak zażywam kąpieli mija mnie troje rowerzystów. Więc jednak jest tu jakieś życie ;) Pozdrawiamy się i do następnego rozwidlenia siedzę im na ogonie.
Rozdzielamy się gdy odbijają na zielony pieszy szlak. Ja trzymam się ustalonej wcześniej ścieżki, która dla odmiany odbija w przeciwną stronę niż mam zamiar jechać.
Droga na Chleb© Goofy601
Na szczęście to tylko element trawersowania stromego zbocza. Chwilę później jest kolejny nawrót i znów mam przed oczami ów szczyt o spożywczej nazwie ;)
Droga na Chleb – jakby nieco bliżej ;)© Goofy601
Od jakiegoś czasu wyprzedzają mnie motocykliści. Na starych wysłużonych Javach prą ostro pod górę. Załoga zawsze dwuosobowa. Kierowca i pasażer wiozący na plecach duży plastikowy zbiornik, ciężko powiedzieć z czym, bo chyba nie z paliwem ;) Dojeżdżają do pewnej wysokości po czym zostawiają motocykl przy drodze i znikają w krzakach... Dziwne ;)
Uterenowiona CeZetka.© Goofy601
Ostatecznie przestaję się wszystkiemu dziwić, gdy wymija mnie... dostawczak ;) Normalny busik blaszak, jeszcze czechosłowacki. Szyby powybijane, na pace ludzie siedzą na jakoś posklecanych ławkach i jak gdyby nigdy nic rozmawiają... A ścieżka szeroka nie jest ;)
Ostatnia prosta.© Goofy601
Wreszcie jest – Chata pod Chlebem (1415m.n.p.m) tu odpocznę i pomyślę co dalej, bo widzę, że pogoda zaczyna się zmieniać na gorsze.
Chata pod Chlebem© Goofy601
Tablica.© Goofy601
Czyżby nagłe załamanie pogody?© Goofy601
Po ponad trzech godzinach pedałowania pod górkę jestem najzwyczajniej w świecie głodny. Pora rozejrzeć się za obiadem. Może jakaś lokalna specjalność? Próba zmierzenia się ze słowackim „menu” niestety zakończona fiaskiem. Na szczęście nad barem wisi wersja obrazkowa ;)
Wygląda fajnie, ludzie też to jedzą... ok, biorę. Tym sposobem po kilku minutach stoi przede mną takie oto danie:
Brynzowe Halusky© Goofy601
To prawda, wygląda jak już raz zjedzone i jest okropnie ciężkostrawne, ale za to smakuje naprawdę dobrze :) Są to kluseczki serowe z masłem i boczkiem. Wydaje mi się, że to właśnie boczek jest kluczem do tej potrawy, bo gdyby nie jego intensywnie słony smak, kluseczki były by mdłe.
Ok, już nie bredzę o jedzeniu. Najważniejsze, że się najadłem i zregenerowałem siły. Pora pomyśleć co dalej. Pogoda dalej nieco chmurna, ale wydaje się stabilna, więc może warto spróbować? Ryzykuję i rozpoczynam dalszą wspinaczkę. Tym razem tylko do Snilovskego Sedla, potem się zobaczy co dalej.
Zielony szlak na Snilovske Sedlo© Goofy601
Stąd widać już dokładnie Krivań i czuć jego wielkość. Nie jest to już niewyraźny kopczyk na horyzoncie. Jestem na wysokości ponad 1400m.n.p.m. a on wciąż góruje nad okolicą :)
Velky Krivań© Goofy601
Zbocza Krivania© Goofy601
Krivań coraz bliżej.© Goofy601
Docieram na Snilovske Sedlo (1524m.n.p.m). Stąd widać już wyraźnie postrzępiony Velky Rozrutec i główny grzbiet Małej Fatry,
Velky Rozsutec (1609m.n.p.m.)© Goofy601
Widok ze Snilovskego Sedla© Goofy601
Jest też On – Velky Krivań Fatrzański. Choć przejechałem już tyle to dalej czuję się jakbym miał zacząć zdobywanie szczytu od początku, od podnóża góry. Pogoda się poprawiła – pora podjąć decyzję :)
Ostatnie starcie: Rower vs Krivań :)© Goofy601
Decyduję się jechać. Oczywiście na ile jechać się da. Ścieżki są wąskie, wydeptane w głębokie koleiny i niektóre fragmenty trzeba prowadzić. Za to widoki coraz lepsze :)
W drodze na Krivań - i niech ktoś powie, że stopka się w górach nie przydaje :P© Goofy601
Im wyżej tym bardziej wieje. Po wyjściu na odsłonięty stok góry docieram do tablicy „korona Kryvania”. Tu trzeba już prowadzić, bo wiatr nie pozwala nawet pewnie stać ;)
Rzut oka na Mały Krivań© Goofy601
Mimo silnego wiatru pnę się twardo w górę. Przecież to już tak blisko. Spojrzenie za siebie – widok zapiera dech :D
Spod szczytu Krivania© Goofy601
Kawałek dalej zdaję sobie sprawę, że niestety nie będzie mi dane dotrzeć z rowerem na sam szczyt. Kilkumetrowy odcinek szlaku pokryty jest drobnymi, luźnymi kamyczkami. Nawet jeśli dam radę wtaszczyć tędy Granda, to zejście będzie niemożliwe. Zbyt stromo nawet na sprawdzony w trudnych warunkach zjazd „pługiem” :/
Cóż, mój wierny towarzysz musi niestety poczekać na mnie tutaj. Chowam go przed wiatrem w załomie skalnym i dalej ruszam na piechotę. Nie przypinam. Tu go chyba nikt nie ukradnie... :P
Musi poczekać ;)© Goofy601
Po pokonaniu feralnego odcinka dalsza droga już jest całkiem przystępna. Dziwnie mi tak iść bez roweru. Ale co za widoki...
Pod szczytem Krivania© Goofy601
Trawiaste schodki ;)© Goofy601
Coraz bliżej szczytu.© Goofy601
Tak jakby ktoś nie wierzył że tu byłem :P© Goofy601
Wreszcie jest szczyt. Płaski i skalisty. Z tej perspektywy Świat wygląda zupełnie inaczej :)
Szczyt Velkego Krivania.© Goofy601
Tabliczka.© Goofy601
Widok z Krivania – Mały Krivań© Goofy601
Widok z Krivania – Chleb© Goofy601
Widok z Krivania – Krpelany i Turany© Goofy601
Widok z Krivania – Martin© Goofy601
Niesamowite uczucie móc postawić tu stopę i spojrzeć na to wszystko. A fakt dotarcia w to miejsce rowerem jest dodatkowo budujący :)
Na szczycie siedziałbym pewnie bardzo długo, ale przegonił mnie stamtąd wiatr. Pora wrócić do roweru i rozpocząć drugi, równie ważny etap – bezpieczne dotarcie na dół ;) Do Snilovskego Sedla asekuracyjnie sprowadzam. Po osłoniętej od wiatru stronie znów robi się przyjemnie cieplutko. Mijany po drodze japończyk w białej koszuli i spodniach w kancik pozdrawia mnie słowami „Ahooj!”... Czyżbym za długo przebywał na słońcu? ;)
Od Sedla można już cieszyć się zjazdem.:)
Widokowy zjazd z Krivania :)© Goofy601
Pod Chlebem mała przerwa na kanapki i kufelek Kofoli. Siedzę na ganku i rozpiera mnie radość. Jak na rowerowy debiut w Małej Fatrze to wyszło całkiem nieźle :D Teraz czeka mnie jeszcze dłuuugi techniczny zjazd. Parę kilometrów przyjemności:) Po drodze tłumaczę na migi parze zbłąkanych Czechów jak wrócić na szlak. Mam nadzieję że skutecznie, inaczej będą się tam błąkać po wsze czasy ;)
Zjazdy mają to do siebie, że zwykle trwają za krótko. Ten, w proporcji do czasu podjazdu, trwał 40min i był w sam raz :) Trochę mnie już nadgarstki bolały od trzepania po kamieniach ;)
Po tak pełnym wrażeń dniu pozostało mi tylko zadomowić się na kempingu, upichcić coś na kolację i spaaaaać :P
Zobaczymy co przyniesie jutro :)
Trusalova-Chata pod Chlebem (1415m.n.p.m.)-Snilovske Sedlo(1524 m.n.p.m)-Velky Krivań (1709m.n.p.m.)-Snilovske Sedlo-Chata pod Chlebem-Trusalova
Dane wyjazdu:
15.90 km
5.60 km teren
01:32 h
10.37 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:25.0
Podjazdy: m
Rower:Grand Adventure-S
Niedzielny wypad na Skałkę ;)
Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 28.12.2012 | Komentarze 0
Żeby zrekompensować Eli mój samotny wypad w Javorniki dziś pojechaliśmy razem. Tym razem wybór padł na szczyt Skała położony niedaleko granicy w Beskidzie Śląsko-Moravskim. Miało być lekko i sympatycznie jak na niedzielnym spacerku ;) Pogoda znów dopisywała, choć było już nieco bardziej duszno niż wczoraj.Nieduże góry mają to do siebie, że bardzo łatwo je zlekceważyć. "A, poniżej tysiąca metrów to na pewno damy radę". Takie podejście sprawia, że góra zaczyna się mścić :P Dokładnych map nie mięliśmy, więc nawigowałem za pomocą mapy 1:100 000 i wydruku z googla. Efektów można się domyślić ;)
Najpierw próbując dojść do szlaku błądziliśmy trochę po lesie. Gdy przedostawszy się przez gęste krzaki i zagajnik pokrzyw wytaszczyliśmy rowery na drogę mięliśmy już serdecznie dość. Wjazd na szlak był kawałek dalej ;) Na szczęście reszta trasy przebiegała już spokojnie i zgodnie z pierwszym założeniem. Szeroką ścieżką wspinaliśmy się w górę, tym razem podwójnie pilnując znaczków na drzewach :P
Nareszcie na szlaku.© Goofy601
Praktycznie pod samo schronisko doprowadziła nas szeroka szutrówka.
Droga na Skałkę© Goofy601
Drogowskaz.© Goofy601
Na polanie przed schroniskiem urządziliśmy sobie mały piknik.
Odpoczynek na Skałce (910 m.n.p.m.)© Goofy601
Był obiad z batoników oraz kultowa Kofola.
Pyszności :)© Goofy601
Nie mogło też zabraknąć fotki w okularach ;)
Autoportret© Goofy601
A w schronisku...
Aż strach wchodzić :P© Goofy601
Gdy już odpoczęliśmy trochę ruszyliśmy szlakiem wokół szczytu podziwiać widoki.
Widok na Ostry i Mały Javorovy© Goofy601
Przed nami punkt widokowy.© Goofy601
To robisz to zdjęcie czy nie...?© Goofy601
Jako nagroda za początkowy trud czekał nas jeszcze ponad pięciokilometrowy zjazd gładkim asfaltem. Trasa baaardzo widokowa :)
Hen daleko daleko Mała Fatra.© Goofy601
Ela złapała motylka :)© Goofy601
Zbocza Skałki.© Goofy601
Niespieszne toczenie się w dół :)© Goofy601
W końcowym odcinku szlak zmienił się w szutrowy a na samym końcu dowiedzieliśmy się gdzie powinniśmy byli zacząć :P Taki prezencik na zakończenie wycieczki ;)
Mosty u Jablunkova-Sance-Skałka (931 m.n.p.m.)-Sance-Mosty u Jablunkova